Gdyby okazało się, że w Wałbrzychu odkryto niemiecki pociąg z czasów wojny, pojawią się problemy prawne związane m.in. z ustaleniem właściciela oraz określeniem, czy mamy do czynienia z zabytkiem archeologicznym - mówi PAP adwokat Kamila Podwapińska. Jej zdaniem, możliwe są też roszczenia innych państw.
We wtorek w Centrum Nauki i Sztuki Stara Kopalnia w Wałbrzychu zostaną przedstawione rezultaty badań, których celem miało być potwierdzenie istnienia tzw. "złotego pociągu". Nieinwazyjne badania przeprowadziły, niezależnie od siebie dwa zespoły – firma Piotra Kopera i Andreasa Richtera, którzy na początku sierpnia zgłosili znalezisko pociągu z czasów II wojny światowej, oraz zespół naukowców z krakowskiej AGH.
Jak mówi PAP adwokat Kamila Wapińska, gdyby pociąg się odnalazł, powstanie problem polegający na ustaleniu właściciela. "Te materiały mogą być zabytkami - czyli będą podlegały ochronie zabytków, więc będzie potrzeba ustalenia, do kogo te zabytki powinny należeć" - powiedziała. Inna możliwość, na jaką wskazała, to uznanie znaleziska za zabytek archeologiczny - wówczas całość na własność przejmuje Skarb Państwa.
"Bez wątpienia sprawa jest poważna i nietuzinkowa, ponieważ nadzór nad całą sprawą objął Generalny Konserwator Zabytków - co może czynić w szczególnych sytuacjach. Jeśli będą tam znaleziska, rzeczy z II wojny światowej, własność żydowskich, czy polskich mieszkańców, którzy stracili ją w czasie wojny, możemy mieć do czynienia z roszczeniami o zwrot tych rzeczy - procedura będzie skomplikowana i długotrwała, ponieważ wymaga przedstawienia jakichś dokumentów, z których będzie można wywnioskować prawo własności. Być może będzie można to udowodnić w sposób inny niż dokumentami, ale nie ulega wątpliwości, że z powodu upływu czasu coraz trudniej będzie wykazywać własność tych rzeczy" - mówiła prawniczka.
Jak podkreśliła, znaleźne należy się osobie, która wskazała skarb - jak mówi niedawno uchwalona ustawa o rzeczach znalezionych - to 10 proc. wartości znalezionej rzeczy albo nagroda stanowiąca do 30-krotności średniego wynagrodzenia krajowego, ale nie mniej niż 10 proc. wartości znaleziska. Wtedy jednak w pierwszej kolejności trzeba będzie ustalić, czyją własnością jest znaleziony zabytek, bo znaleźne płaci właściciel. Gdyby się okazało, że znalezione rzeczy będą uznane za zabytek archeologiczny, w myśl osobnej ustawy - Skarb Państwa ma wypłacić nagrodę.
Mec. Podwapińska jest zdania, że do znaleźnego największe prawo ma ten, kto pierwszy się zgłosił do właściwego urzędu. "Słychać doniesienia prasowe, że jest spór, co do tego, kto pierwszy odnalazł ten pociąg. A ja bym w ogóle się zastanawiała, na ile ten pociąg jest odnaleziony w sytuacji, kiedy faktycznie nikt go jeszcze nie widział. Oczywiście gdyby istniały jakieś dokumenty będące w posiadaniu osób, które wcześniej dotarły do tego znaleziska - wtedy mógłby być spór między tymi osobami dotyczący tego, kto ma prawo do znaleźnego, ale na tę chwilę, w mojej ocenie, kto pierwszy się formalnie zgłosił, dysponuje największą bazą dokumentów, która da mu prawo do tego, żeby twierdzić, że był pierwszy" - podkreśliła.
Zdaniem mec. Podwapińskiej, gdyby się okazało, że w miejscu wskazywanym jako ukrywające cenne znalezisko nie znaleziono nic, osoba uważająca się za znalazcę musiałaby się liczyć z procesem cywilnym, a być może także sprawą karną o oszustwo lub wyłudzenie, skutkiem czego mogłoby być obciążenie takiej osoby kosztami prowadzonej akcji poszukiwawczej.
W drugiej połowie sierpnia wałbrzyski magistrat poinformował o otrzymaniu pisma dot. znalezienia na terenie miasta pociągu z czasów II wojny. Po analizie zgłoszenia urząd zdecydował o jego formalnym przyjęciu i przekazaniu go do trzech ministerstw: obrony narodowej, skarbu oraz kultury i dziedzictwa narodowego. Krótko potem komunikat z ostrzeżeniem wydał Generalny Konserwator Zabytków apelując, aby "zaprzestać wszelkich (...) poszukiwań, do chwili zakończenia oficjalnej urzędowej procedury, prowadzącej do zabezpieczenia znaleziska".
Z sensacji, jaką wzbudził domniemany ukryty skład skorzystał wałbrzyski samorząd, który uruchomił projekt „#wAubrzych – Explore Wałbrzych”, mający promować miasto m.in. przez weekendowe pobyty połączone ze zwiedzaniem miejsc, z którymi wiążą się tajemnicze wydarzenia II wojny światowej.
Pod koniec września teren, na którym ma się znajdować tzw. "złoty pociąg" został przebadany przez wojsko pod kątem saperskim, radiacyjnym i chemicznym. Nie znaleziono tam materiałów niebezpiecznych.
Ówczesny generalny konserwator zabytków, wiceminister kultury Piotr Żuchowski wyrażał w sierpniu przekonanie, że "złoty pociąg" istnieje "na ponad 99 procent". Jednak zdaniem niektórych znawców tematu "złoty pociąg" - a przynajmniej z takim ładunkiem - to tylko legenda. (PAP)
wkt/ hgt/ laz/