W latach 80. pracowali w milicji w Jarocinie (Wielkopolska) i z tego powodu stali się "bohaterami" filmów dokumentalnych i książek o odbywających się w tej miejscowości od lat 80. rockowisk. W piątek wieczorem spotkają się z fanami rocka, by wspominać dawne czasy.
„Spytaj milicjanta, on ci prawdę powie” – śpiewał na jarocińskim festiwalu zespół Dezerter. Słuchali go m.in. komendant miejscowej milicji w latach 1977-1984 Henryk Dudziak oraz jego zastępcy Tadeusz Szmidel i Jan Wyzujak. W piątek opowiedzą o tym, jak pracowali w tych latach, czy podobała im się muzyka rockowa oraz w jaki sposób szukano wtedy różnych „podejrzanych”.
Po spotkaniu, około godz. 21. jego uczestnicy obejrzą film „Ku przyszłości”, czyli kolejny odcinek z cyklu „Historia Polskiego Rocka”, opowiadającego m.in. o wpływie festiwalu na sposób myślenia ówczesnych pokoleń.
Bezpiekę nie interesowała w latach 80. muzyka, lecz teksty śpiewanych piosenek i ich wykonawcy oraz uczestnicy. Z czasem w Jarocinie ujawniły się polskie grupy subkulturowe – punki, rastafarianie, hippisi, skinheadzi, heawy, metalowcy. Grupy odrzucały przyjęte przez społeczeństwo wzory zachowań.
„Przyciągając naśladowców proponowały one młodym ludziom uczestnictwo w grupie i możliwość zaakcentowania sprzeciwu wobec otaczającego świata” – pisał w swoim raporcie jeden z funkcjonariuszy.
Inny milicjant wylicza, ilu przedstawicieli punka, heawy metalu, „tzw. satanistów”, hippisów, białych sznurowadeł, anarchistów, militarystów, Monaru i innych uczestniczyło w jednym z koncertów na stadionie.
Notatka jeszcze innego funkcjonariusza wiała grozą. Przestrzegał on przed lucyferianami, którzy wyróżniają się rytualnym składaniem ofiary. „W czasie mszy najpierw pije się symboliczne białe wino. Następnie składa się ofiarę Lucyferowi z nietkniętej dziewczyny. Nagą dziewicę układa się na ołtarzu (rytualnym stole) zasypanym kościelnymi hostiami. Cześć Lucyferowi oddaje się poprzez zgwałcenie dziewczyny” – donosił esbek.
Były też praktyczne rady, jak rozpoznać przedstawiciela subkultury. „Trzeba patrzeć na napisy na kurtkach, a także na długość nogawek spodni, które są podwinięte na 4 cm” – radził funkcjonariusz.
Dla jednych te notatki są dziś "porażającymi pamiątkami", w innych nie budzą już żadnych uczuć. (PAP)
zak/ hes/ mhr/