18.12. 2009 Bielsko-Biała (PAP) - Oryginalny, historyczny napis "Arbeit macht frei" został skradziony w piątek nad ranem znad bramy wejściowej do byłego niemieckiego obozu Auschwitz I. Policja prowadzi intensywne śledztwo. Oburzenie i smutek z powodu kradzieży wyrazili m.in.
18.12. 2009 Bielsko-Biała (PAP) - Oryginalny, historyczny napis "Arbeit macht frei" został skradziony w piątek nad ranem znad bramy wejściowej do byłego niemieckiego obozu Auschwitz I. Policja prowadzi intensywne śledztwo. Oburzenie i smutek z powodu kradzieży wyrazili m.in. byli więźniowie, prezydent i premier, środowiska żydowskie oraz politycy z innych krajów.
Obecnie na historycznej bramie umieszczona została kopia napisu, która jest wykonana współcześnie. Była ona używana, gdy konserwacji został poddany w 2006 roku oryginalny napis.
Prezydent Lech Kaczyński jest wstrząśnięty i oburzony kradzieżą historycznego szyldu. "To czyn godny najwyższego potępienia" - napisał w specjalnie wydanym oświadczeniu. Zaapelował także do wszystkich Polaków o pomoc organom ścigania w odnalezieniu skradzionej tablicy. Prezydent zaznaczył, że "naszym wspólnym zadaniem jest przywrócić ją miejscu, w które jest wpisana, a z którego dziś została siłą wydarta".
Premier Donald Tusk powiedział, że zobowiązał wszystkie służby do tego, by sprawa skradzionego historycznego napisu została wyjaśniona jak najszybciej.
Zdaniem pełnomocnika premiera ds. dialogu międzynarodowego Władysława Bartoszewskiego, który był więźniem Auschwitz, kradzież powinna w katolickiej Polsce budzić szczególne oburzenie. "Kradzież napisu z bramy będącej wejściem do miejsca męczeństwa ojca Maksymiliana Kolbego w katolickiej Polsce powinna budzić szczególne oburzenie, podobnie jak zbezczeszczenie klasztoru na Jasnej Górze" - oświadczył.
Prezydium Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej wydało oświadczenie, w którym podkreśliło, że nie był to zwykły rabunek, ale "profanacja autentycznego cmentarzyska ponad miliona dzieci, kobiet i mężczyzn". "To zbezczeszczenie pamięci tych ofiar" - napisali przedstawiciele MRO, ciała doradczego premiera w sprawach byłych niemieckich obozów.
Aktem zbezczeszczenia miejsca kaźni i śmierci milionów ludzi, który musi budzić odrazę nazwał minister kultury i dziedzictwa narodowego Bogdan Zdrojewski kradzież napisu "Arbeit macht frei". Zapewnił, że jego resort "zrobi wszystko, by pomóc w prowadzeniu dochodzenia". Słowa oburzenia popłynęły z Jerozolimy.
Zdaniem izraelskiego wicepremiera Silwana Szaloma kradzież napisu to "wstrętny czyn, który ma charakter profanacji" i "świadczy po raz kolejny o wrogości i przemocy wobec Żydów". Dyrektor izraelskiego Instytutu Pamięci Yad Vashem Awner Szalew w oświadczeniu napisał, że jest to "atak na pamięć o holokauście". "Akt ten stanowi rzeczywiste wypowiedzenie wojny ze strony elementów, których tożsamości nie znamy, ale podejrzewam, że chodzi tu o neonazistów kierujących się nienawiścią do obcych" - oświadczył.
Środowiska te podejrzewa też były więzień Auschwitz Władysław Szepelak. "Boję się, że to nie była zwykła kradzież, a profanacja i prowokacja. Może i są jacyś neonaziści, którym zależy, by to wszystko sprofanować. (...) Trzeba kogoś tak mocno ukarać, że już więcej nikt nie będzie miał odwagi kraść czegoś takiego" - powiedział
Szef Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego i ocalały z zagłady Noach Flug wyraził nadzieję, że przed 65. rocznicą wyzwolenia obozu, która przypada 27 stycznia 2010 roku, w muzeum wzmocniona zostanie ochrona, a policja znajdzie sprawców.
Także Europejska Rada Pojednania i Tolerancji, powołana przez byłych europejskich polityków i mężów stanu, potępiła kradzież historycznego napisu i zwróciła się o podjęcie kroków pozwalających na szybkie zidentyfikowanie i ujęcie sprawców.
Według naczelnego rabina Polski Michaela Schudricha złodzieje zbezcześcili "pamięć o największym ludobójstwie w ludzkości".
O kradzieży poinformowali policjantów w piątek rano funkcjonariusze straży muzealnej, którzy podczas porannego obchodu byłego obozu zauważyli brak napisu. Według policji oraz przedstawicieli Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau kradzież nie była przypadkowa. Sprawcy wiedzieli jak wejść na teren placówki, w jaki sposób zdjąć napis, a także znali sposób działania wartowników oraz rozmieszczenie monitoringu.
"Nam się to nie mieści w głowie, by ukraść taką rzecz z takiego miejsca. To koszmarna profanacja! To zrobił ktoś, kto wiedział, co chce zrobić. Musiał wiedzieć jak wejść na teren muzeum, jak zdjąć napis i jak chodzą strażnicy. Tego nie zrobił ktoś, kto akurat przechodził i pomyślał: ukradnę bramę. Złodziej musiał się dobrze przygotować" - powiedział rzecznik Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau Jarosław Mensfelt.
Rzecznik małopolskiej policji Dariusz Nowak powiedział, że wszystko wskazuje, iż kradzieży dokonały co najmniej dwie-trzy osoby.
Złodzieje odkręcili dwie śruby, którymi napis był przymocowany z jednej strony bramy, a pozostałe dwie zerwali. Pięciometrowy, niezbyt ciężki napis (konstrukcja wykonana jest z metalowych, pustych w środku rurek i - również metalowych - liter), wynieśli z byłego obozu przecinając historyczne, obozowe ogrodzenie z drutu kolczastego, a następnie przeciskając się przez wyrwę w murze byłego obozu, która była pierwotnie zabezpieczona siatką. Na drodze czekał na nich samochód dostawczy.
Policjanci przesłuchali wartowników. Badają także monitoring. Nieoficjalnie PAP dowiedziała się w muzeum, że kamery niczego nie wychwyciły. Istniejące oświetlenie było bowiem zbyt nikłe. Policyjny pies początkowo podjął trop, ale ostatecznie zgubił go przy drodze. Szczegóły policyjnego dochodzenia nie są ujawniane.
Małopolski komendant ufundował 5 tys. zł nagrody dla osoby, która przyczyni się do odzyskania zabytku. Kolejne 10 tys. zł przeznaczyła na ten cel firma ochroniarska Art-Security Group.
Obóz Auschwitz powstał w 1940 roku, KL Auschwitz II-Birkenau - dwa lata później. Stał się przede wszystkim miejscem masowej zagłady Żydów. Kompleks uzupełniała sieć podobozów. W obozie Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 miliona osób, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców radzieckich oraz obywateli innych państw.
Brama główna w obozie Auschwitz I, jako jedyna w całym obozie, została wykonana na rozkaz Niemców przez polskich więźniów politycznych. Zostali oni przywiezieni jednym z pierwszych transportów przybyłych z Wiśnicza na przełomie 1940-1941 roku. Wykonanie bramy związane było z wymianą prowizorycznego zewnętrznego ogrodzenia obozu, wspartego na słupach drewnianych, na ogrodzenie stałe na słupach żelbetowych, z drutem kolczastym pod napięciem.
Napis nad bramą - "Arbeit macht frei" (Praca czyni wolnym) - wykonali więźniowie z komanda ślusarzy pod kierownictwem Jana Liwacza (numer obozowy 1010).
Po raz pierwszy Niemcy umieścili napis tej treści na bramie obozu koncentracyjnego w Dachau. (PAP)
szf/ hes/ jra/