Podłaźnicy, szczodroki, herody - to niektóre z grup kolędniczych, które od Świętego Szczepana, czyli drugiego dnia Świąt, do święta Trzech Króli, a czasem i kilka dni dłużej, odwiedzały sądeckie domy.
Jak powiedziała PAP etnograf z Sądeckiego Parku Etnograficznego Bogusława Błażewicz, grupy kolędnicze składały wizyty, aby życzyć domownikom pomyślności. Otrzymywały w zamian jedzenie i pieniądze. Dawniej kolędnikami byli głównie chłopcy i młodzi mężczyźni, więc w czasie wizyty mogli też przyjrzeć się pannom we wsi. Dziś po kolędzie chodzą też dziewczynki w wieku szkolnym.
„Tradycje kolędnicze na Sądecczyźnie są wciąż bardzo żywe” – podkreśliła etnograf. Dodała, że grupy kolędnicze były, są także dzisiaj, zróżnicowane. Grupy kolędnicze miały swoje nazwy, które jednak nie są dziś powszechnie znane wśród młodych osób.
Podłaźnikami byli kawalerowie, którzy przychodzili do zaprzyjaźnionych domów i, w zamian za poczęstunek i wspólne śpiewanie kolęd, składali życzenia.
Małych chłopców przebranych „cudacznie”, przepasanych w pasie powrósłami ze słomy, nazywano szczodrokami lub nowoleciętami. Śpiewali oni kolędy i wierszowane życzenia.
Kolędowali także chłopcy z gwiazdą na kiju lub szopką z nieruchomymi figurkami albo też z szopką kukiełkową.
„Najciekawsze były grupy dające przedstawienia i wyprawiające różne +harce+ po domach” – powiedziała etnograf. „Do takich grup należały tzw. herody – chłopcy przebrani za: króla Heroda i jego żołnierzy, żonę Heroda, diabła, Żyda, śmierć i anioła. Przebierańcy odgrywali sceny nawiązujące do wydarzeń opisanych w Biblii” – opisała.
Interesujące - według Błażewicz - były grupy chodzące z tzw. maszkarami zwierzęcymi – turoniem, kobyłką (konikiem) lub niedźwiedziem. Turoniem był mężczyzna ukryty pod derką i trzymający zatknięty na kiju kosmaty łeb z rogami, kłapiącą paszczą oraz skórką z jeża lub gwoździami na pysku – do kłucia dziewcząt i straszenia dzieci. „Kobyłka to figura podobna do Lajkonika, z „jeźdźcem” przebranym za krakowiaka, rycerza lub król” – wyjaśniła etnograf. Kostium niedźwiedzia wykonany był ze skóry, którą kolędnik nosił obróconą sierścią na wierzch, lub w całości upleciony ze słomy.
„Najbardziej jednak rozpowszechnioną maszkarą zwierzęcą był turoń. Towarzyszyli mu: Żyd, dziad, Cygan i Cyganka oraz, charakterystyczna tylko dla Lachów Sądeckich, niema postać - człowiek ubrany w biały, wypchany słomą kostium, w kapeluszu na głowie, na twarzy miał często maskę z zaklejonymi ustami - aby zaznaczyć, że jest niemową, w ręku trzymał wiadro z wodą i kropił ludzi; nie mówił tylko wydawał pomruki” – opisała etnograf.
Podkreśliła też, że w przypadku maszkar zwierzęcych widać pozostałości dawnych wierzeń przedchrześcijańskich związanych z kultami agrarnymi. „W symbolicznej śmierci i nagłym ozdrowieniu turonia można odnaleźć analogię do przyrody odradzającej się co roku po zimie. Odwiedziny turonia miały zapewnić urodzaj, płodność i dobrobyt” – wytłumaczyła Błażewicz.
W czasie poprzedzającym Nowy Rok wędrowały z kolei tzw. draby noworoczne. Byli to mężczyźni w strojach okręconych słomą i w wysokich, spiczastych słomianych czapach. Zawsze towarzyszyła im postać dziada zbierającego datki. (PAP)
bko/ abe/