Trwające od 18 kwietnia do 1 maja 33 Warszawskie Spotkania Teatralne dowodzą, że historia Polski i Polaków coraz częściej inspiruje polskich dramaturgów i reżyserów. Komentują ją oni, dokładając w ten sposób swój głos i swoją wrażliwość do nigdy nie przemijającej dyskusji o polskości. Bywa jednak, że nie tylko komentują: coraz częściej nasz teatr stara się też wypełniać lukę w zbiorowej historycznej amnezji Polaków, przypominając historię lokalną, utraconą przez wielką powojenną migrację i ideologiczno-cenzuralne ograniczenia epoki PRL-u.
Choć trudno uwierzyć, że to nie jakiś „spisek historyków”, ale spośród 19 spektakli warszawskiego festiwalu aż sześć na różne sposoby sięga do naszej historii. „Taki po prostu jest dziś polski teatr – tłumaczy odpowiedzialny za dobór tegorocznego repertuaru Spotkań Jacek Rakowiecki. – Aktywnie poszukując widza, interesuje się on tym, co Polaków może do teatru przyciągnąć. A jednym z takich tematów są właśnie kwestie historyczne, szczególnie rekonstrukcje lokalnych historii z miejsc, które dla wielkich narracji o przeszłości nie były na tyle ważne, by trafić do akademickich opracowań, wielkich leksykonów czy podręczników”.
Najbardziej klasycznym przykładem tej tendencji jest „Korzeniec” z Teatru Zagłębia w Sosnowcu w reżyserii Remigiusza Brzyka, będący adaptacją powieści prof. Zbigniewa Białasa, która stała się literackim wydarzeniem 2011 roku. Ten – jak pisała prasa – „manifest lokalnej tożsamości” to ujęta w formę półżartobliwego czarnego kryminału historia Sosnowca z roku 1913 – wielokulturowego miasta w Trójkącie Trzech Cesarzy, „wśród galerii barwnych postaci prawdziwych i fikcyjnych Sosnowiczan”. Jak trafnie reklamuje ten spektakl sosnowiecki teatr: „Za sprawą historycznych i przetworzonych zdjęć, przedmiotów, artefaktów wyłania się główny bohater opowieści – Sosnowiec/ Sosnowice”. A jedna z recenzentek puentuje: „Twórcy zapragnęli, by dawne wydarzenia były tak żywe dla współczesnych, jak opowieści o założeniu Teb dla starożytnych Greków”.
Jacek Rakowiecki: "Aktywnie poszukując widza, teatr interesuje się tym, co Polaków może do niego przyciągnąć. A jednym z takich tematów są właśnie kwestie historyczne, szczególnie rekonstrukcje lokalnych historii z miejsc, które dla wielkich narracji o przeszłości nie były na tyle ważne, by trafić do akademickich opracowań, wielkich leksykonów czy podręczników”.
Niezbyt daleko od Zagłębia, geograficznei i tematycznie, lokuje się z kolei spektakl z opolskiego Teatru im. Jana Kochanowskiego „Dwanaście stacji”, czyli poemat wierszem Tomasza Różyckiego, wyróżniony w 2004 roku Nagrodą Kościelskich, opowiadający losy rodziny wyrwanej ze swojej ojczyzny z okolic Lwowa i przesiedlonej na zupełnie im obce tereny Opolszczyzny, zaadaptowany na scenę i wyreżyserowany przez Mikołaja Grabowskiego. Ten nazywany „nowym >Panem Tadeuszem<” usceniczniony, a częściowo nawet sfilmowany, heroikomiczny utwór równocześnie prześmiewczo i ze wzruszeniem oddaje wspomnienia, tradycje i obyczaje Kresowiaków przesiedlonych po wojnie na tereny Opolszczyzny.
Także z Opola przyjedzie do Warszawy niezwykły monodram w wykonaniu Grażyny Rogowskiej i reżyserii oraz z muzyką Tomasza Hynka „A ja, Hanna”, czyli ni mniej ni więcej, tylko „Treny” Jana Kochanowskiego, staropolskie arcydzieło wyśpiewane w rytm… współczesnej, rockowej muzyki. Dzięki temu – zgodnym zdaniem recenzentów – historyczny już tylko, jak by się zdawało, zabytek polszczyzny okazuje się przejmująco aktualnym „misterium o sile katartycznej”.
W zupełnie inne czasy i historyczne wydarzenia prowadzi gość honorowy festiwalu - znana i powszechnie chwalona w Polsce „Nasza klasa” Tadeusza Słobodzianka osnuta wokół wydarzeń w Jedwabnem – w wykonaniu Teatru im. Józsefa Katony z Budapesztu (w przekładzie Patrycji Paszt i reżyserii Gábor Máté). Ten spektakl to jedna z dziesięciu już (od Waszyngtonu po Tokio) światowych realizacji tej nagrodzonej Nike sztuki , której ponadgraniczne znaczenie tak komentuje węgierski reżyser: „Widzę wiele wspólnych punktów w polskiej i węgierskiej historii, przede wszystkim obecne w sztuce koszmary XX-wiecznej Wschodniej i Środkowej Europy. Dramat porusza niezwykle drastyczne kwestie, takie, które w erze socjalizmu zamiatane były pod dywan. To niezwykle trudna rzecz, kiedy kraj musi skonfrontować się z zatajaną długo historią, zwłaszcza, że żyją jeszcze ludzie, którzy byli świadkami tego wydarzenia, albo wręcz brali w nim udział”.
Podobny temat, choć niebezpośrednio wpisany w naszą historię, przedstawia też „Komedia obozowa” Anglika Roy’a Kifta z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy w reżyserii Łukasza Czuja. To oparta na faktach opowieść o kabarecie, który działał w nazistowskim obozie dla Żydów w czeskim Terezinie. Jego przymusową gwiazdą był wybitny niemiecki aktor i reżyser Kurt Gerron (znany z filmu „Błękitny anioł” z Marleną Dietrich i prapremierowych inscenizacji sztuk Bertolda Brechta), zmuszony także do nakręcenia filmu dowodzącego, jak dobrze żyje się Żydom w obozie, a potem, z piętnem zdrajcy, wywieziony do Auschwitz i zagazowany w przeddzień zamknięcia komór gazowych.
Na puentę warto dodać, że także w programie części Spotkań od kilku lat specjalnie adresowanych do dzieci, wśród pięciu propozycji jest jedna, w której kluczową rolę gra nasza przeszłość: to „Na Warmii... dawno, dawno temu” wg baśni spisanych przez Marię Zientarę Malewską, w reżyserii i adaptacji Zbigniewa Głowackiego z Olsztyńskiego Teatru Lalek. Ta „sceniczna podróż, mająca swe źródła w uteatralnionej zabawie dziecka i nieco zapomnianej dziś sztuce opowiadania” daje nadzieję, że rosnąć będą szeregi widzów, którzy idąc do teatru z pasją będą odkrywali w nim polską historię i jej dylematy.
Marcin Rola