Rok 2012 był dla rynku książki jeszcze gorszy, niż bardzo zły rok 2011. Nadal mamy do czynienia ze spadkiem obrotów - w 2012 roku o około 2 proc. - powiedział PAP prezes Biblioteki Analiz Łukasz Gołębiewski.
„Rok 2012 był dla rynku wydawniczego jeszcze gorszy, niż bardzo zły rok 2011. Można powiedzieć, że był to najgorszy rok od 1989 roku. Co prawda spadek obrotów nie był tak wyraźny jak w roku 2011, kiedy wyniósł około 8 proc., w 2012 r. obroty spadły +tylko+ o około 2 proc. Jeżeli nawet spadek jest mniejszy, to jednak odczuwalny. Nie spełniły się nadzieje, że po bardzo złym roku nastąpi odbicie się rynku i jakiś wzrost” - powiedział Łukasz Gołębiewski.
„Ludzie, którzy lubią czytać, kierują się nie do klasycznych księgarń po nowości, tylko do coraz liczniejszych punktów sprzedaży książek przecenionych. Można tam kupić bardzo wartościowe pozycje, po cenach bardzo niskich, często poniżej 10 zł. Doszło do takiej sytuacji, że gdy Mo Yan dostał nagrodę Nobla, to dwie jego wydane w Polsce powieści można było kupić właśnie w tanich księgarniach, gdzie trafiły po czyszczeniu magazynów” - mówił Łukasz Gołębiewski.
„Podsumowanie minionego roku byłoby jeszcze gorsze, gdyby nie to, że w końcówce roku, praktycznie rzecz biorąc w ostatnim miesiącu roku, ukazały się trzy książki, które pod względem wielkości sprzedaży zajmują trzy pierwsze miejsca. To +50 twarzy Greya+ i +Ciemniejsza strona Greya+, które sprzedały się łącznie w liczbie 550 tys. egzemplarzy oraz +Trafny wybór+ Joanne Rowling, który rozszedł się w liczbie ponad 170 tys. egzemplarzy. Rynek książki w Polsce jest tak niewielki, że czasami pojedyncze tytuły wpływają na całościowy obraz sytuacji. Mieliśmy lata, gdy sama sprzedaż kolejnych części sagi o Harrym Potterze dawała około 1,5 do 2 proc. obrotów całego rynku” - powiedział Gołębiewski.
Jednak, jak zauważył, przez cały rok 2011 i większą część roku 2012, nie pojawiały się książki, które przyciągnęłyby do księgarń szerokie rzesze klientów. Jedynym tytułem, który podciągnął sprzedaż w tym okresie były wspomnienia Danuty Wałęsy, czyli książka bardziej publicystyczna niż literacka. Zdaniem Gołębiewskiego jednym z czynników rozregulowujących rynek książki jest coraz większa liczba księgarń z tanimi książkami.
„Ludzie, którzy lubią czytać, kierują się nie do klasycznych księgarń po nowości, tylko do coraz liczniejszych punktów sprzedaży książek przecenionych. Można tam kupić bardzo wartościowe pozycje, po cenach bardzo niskich, często poniżej 10 zł. Doszło do takiej sytuacji, że gdy Mo Yan dostał nagrodę Nobla, to dwie jego wydane w Polsce powieści można było kupić właśnie w tanich księgarniach, gdzie trafiły po czyszczeniu magazynów” - mówił Gołębiewski.
Zjawisko tanich księgarń takich jak sieć Dedalus to, jego zdaniem, efekt z jednej strony nadprodukcji książek w poprzednich latach, z drugiej - wprowadzenia w 2012 roku 5-procentowego podatku VAT na książki. „Nie chodzi tylko o to, że ceny książek wzrosły przez wprowadzenie podatku, bo czytelnik może aż tak bardzo tego nie odczuł. Wprowadzenie VAT spowodowało natomiast lawinę wyprzedaży, to, co było w magazynach z lat poprzednich wydawcy chcieli sprzedać jak najszybciej, ze stawką 0-procentową. W tanich księgarniach znalazło się więc mnóstwo tytułów. Efekty tego odczuwamy do dziś, bo jeżeli można zakupić bardzo wartościowe pozycje za bardzo niewielkie pieniądze, to nie odwiedza się księgarń z dużo droższymi nowościami, zwłaszcza, jeżeli nie ma wśród nich hitów" - powiedział prezes Biblioteki Analiz.
Inny problem to fakt, że branża wydawnicza, która przez lata zatrudniała najwyższej klasy fachowców, redaktorów, korektorów, gwarantujących czytelnikowi wysoką jakość tekstu, w obliczu kryzysu tnie koszty. Według Gołębiewskiego wydawców nie stać, żeby zatrudniać fachowców, co widać chociażby na przykładzie książek renomowanych wydawnictw naukowych, ale też na przykładzie gazet - zatrudnia się studentów, praktykantów, aby tylko zaoszczędzić na etatach. Jakość spada, a reakcję czytelników można przewidzieć - nie będą chcieli płacić za takie treści, jeżeli mają dostęp do darmowych źródeł informacji w internecie.
Zły stan rynku książki to także efekt zachodzących zmian cywilizacyjnych. „Ludzie coraz więcej czytają w formie elektronicznej, co bardzo odczuwają przede wszystkim gazety codzienne. Za czytelnikiem do internetu odpływają też reklamy, czyli główne źródło przychodów branży medialnej. Google staje się największym konglomeratem medialnym. Rynek książki także odczuwa przejście czytelników w stronę treści elektronicznych" - powiedział prezes Biblioteki Analiz.
Zły stan rynku książki to także efekt zachodzących zmian cywilizacyjnych. „Ludzie coraz więcej czytają w formie elektronicznej, co bardzo odczuwają przede wszystkim gazety codzienne. Za czytelnikiem do internetu odpływają też reklamy, czyli główne źródło przychodów branży medialnej. Google staje się największym konglomeratem medialnym. Rynek książki także odczuwa przejście czytelników w stronę treści elektronicznych" - powiedział prezes Biblioteki Analiz.
"Weźmy tu osławione Chomikuj.pl, gdzie można znaleźć i, co prawda nielegalnie, ściągnąć praktycznie każdą książkę. Chomikuj.pl jest jednak tylko jednym, może wcale nie najważniejszym elementem całej tej zmiany cywilizacyjnej. Internet daje coraz łatwiejszy dostęp do bezpłatnych i legalnych źródeł informacji. Bezpłatna Wikipedia nie jest obecnie wcale gorsza od wydawnictw encyklopedycznych, a łatwiej z niej korzystać, jest za darmo, więc książkowej encyklopedii ludzie już raczej nie kupią. Podobnie jest z przewodnikami turystycznymi, mapami, które są w internecie na bieżąco aktualizowane i nie trzeba za nie płacić. Przemysł książkowy nie bardzo wie, jak ma sobie radzić z konkurowaniem z ogromną liczbą darmowych treści dostępnych w internecie" - powiedział Gołębiewski.
Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ ls/ jra/