Teatr jest medium, które przekracza napięcia polityczne i pozwala widzieć człowieka, a nie nację - mówił w wywiadzie dla PAP Grzegorz Jarzyna. Jego spektakl „Między nami dobrze jest” otworzył Festiwal Teatralny w Stambule, a reżyser odebrał nagrodę honorową festiwalu.
PAP: Pański spektakl „Między nami dobrze jest” na podstawie tekstu Doroty Masłowskiej otworzył w piątek wieczorem Festiwal Teatralny w Stambule. Jakie ma dla Pana znaczenie pokazanie tego spektaklu w Turcji?
Grzegorz Jarzyna: Istotny jest dla mnie nowy widz, zawsze bardzo ważna jest konfrontacja z widzem z innej kultury. W ten sposób mam szansę zweryfikować to, co robimy - czy ten język, którym się posługujemy, czy te tematy, które proponujemy - są polskie, lokalne, warszawskie czy są one szersze i bardziej dotyczą po prostu kondycji ludzkiej.
PAP: Język, którym posługuje się w swoim tekście Dorota Masłowska jest dość specyficzny. Czy nie obawiał się Pan, że przez turecką publiczność może nie zostać zrozumiany?
G.J.: Tak, obawiałem się, bo jest to trudny spektakl. Generalnie był on dobrze odbierany wśród naszych sąsiadów, jak: Finlandia, Rosja, Białoruś. To są kraje, w których spektakl bardzo dobrze „zadziałał”. Natomiast, kiedy graliśmy go w Brukseli i w Madrycie, to zauważyłem, że dla nich był to dość abstrakcyjny temat i raczej kładli nacisk na formę, na surrealizm, na poczucie humoru, ale nie umieli dotknąć meritum tego tekstu. Spektakl działa silnie na społeczeństwa, które czują się wyautowane z głównego europejskiego nurtu, które raczej pretendują do bycia europejskimi krajami. Tymczasem tutaj, w Turcji, odbiór był wręcz żywiołowy. A na dyskusji z Dorotą widzowie podkreślali, że utożsamili się całkowicie z kontekstem polskich problemów i z charakterami, które reprezentują ich problemy i ich poczucie humoru.
PAP: Podczas otwarcia odebrał Pan honorową nagrodę za dotychczasową twórczość. Wcześniej otrzymali ją m.in. Robert Wilson, Pina Bausch i Peter Brook.
G.J.: Zawsze jest miło dostać nagrodę, zwłaszcza za granicą. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że to, co robimy, ma sens. Pokazuje, czy jesteśmy w stanie dotknąć człowieka z innej kultury, czy jesteśmy w stanie dotrzeć do kodów genetycznych ludzi bez względu na język, jakim się posługują, kulturę i tradycję, w której zostali ukształtowani. To dla mnie ważne w teatrze, bo zawsze postrzegałem teatr jako to medium, które jest ponad językowe i ponad podziałowe. To mnie fascynuje w teatrze, że mogę komunikować się z ludźmi bez względu na ich bariery kulturowe czy językowe.
PAP: Jaka jest kondycja polskiego teatru?
G.J.: Mam poczucie, że polski teatr jest w dużym natarciu, a jego rola i znaczenie międzynarodowe bardzo wzrosły. Często wymienia się polski teatr w światowej czołówce. Podkreślane jest, że jest to teatr z oryginalnymi rozwiązaniami, nowoczesnymi, współczesnymi, a z drugiej strony jest bardzo emocjonalny. Nie jest to teatr formalny, nie jest konceptualny przez co mocniej trafia do widza niż teatry, które budowane są bardziej na formie czy na koncepcji.
Ważny jest też sam proces, który zachodzi w polskim teatrze, znaczenie teatru w naszym kraju. Ono zawsze było duże. Kiedyś był bardzo mocny teatr polityczny, z jednej strony chodziło się do kościoła, z drugiej do teatru. To była taka trybuna, agora, gdzie mogliśmy wymienić nasze myśli, spostrzeżenia, co do systemu, który nas ogarniał. A teraz, mam nadzieję, że teatr jest w pewnym sensie medium, które nas prowadzi przez współczesne czasy. Fascynuje, pokazuje i odzwierciedla też procesy, które zachodzą w naszym społeczeństwie. Myślę, że jest to także atrakcyjne dla innych społeczeństw i widowni z zagranicy, że dość szczerze potrafimy opowiadać o naszych problemach. Wierzę, że polski teatr odarł się z fascynacji, zadurzenia teatrem niemieckim, rosyjskim, angielskim i wypracował swój własny charakter i artystyczny język.
PAP: W ubiegłym roku w wywiadzie dla PAP mówił Pan, że TR Warszawa „obumiera” i narzekał Pan na sytuację finansową teatru. Czy coś się od tamtego czasu zmieniło?
G.J.: Rzeczywiście ten okres to był dziewięciomiesięczny pat. Wyszliśmy z tej sytuacji tworząc oddzielny budżet artystyczny, tzn. budżet, który zapewniał i zapewnia nam możliwości długoterminowego planowania. Natomiast tydzień temu musieliśmy podjąć decyzję o odwołaniu następnej, planowanej produkcji, ze względu na opóźnienia dostarczenia środków, które powinny zostać przekazane teatrowi. Jest to pierwszy rok wdrażania tego systemu, może dlatego napotyka jeszcze na przeszkody. Ale ja jestem pełen optymizmu, zapewnienia ze strony ministerstwa też są pozytywne. W porównaniu z poprzednimi latami zauważam chęć dialogu i rzeczywiście politycy i ludzie decydujący zauważają problem z finansowaniem. To dla mnie bardzo ważne, bo do tej pory uważano nas za darmozjady, które tylko trwonią pieniądze.
PAP: W ubiegłym miesiącu miała miejsce premiera Pana najnowszego spektaklu „Druga kobieta”. „Gra” Pan w nim z publicznością, pokazuje aktora przy pracy, od kuchni. Dlaczego? Jaki efekt chciał Pan osiągnąć?
G.J.: Po wszystkich tematach, jakie przerabialiśmy w TR, chciałem pokazać jak wygląda nasza problematyka i na czym polega iluzja w teatrze. Chciałem zaprosić widza za kulisy, aby poznał, na czym polega relatywizm między iluzją a rzeczywistością i w ten sposób go zmusić, poddać refleksji, na ile jego życie dyktowane jest teatralnymi aspektami i jakimi formami. Czy przypadkiem życie w realu nie jest pełne teatralnych form i pewnych iluzji, które są oderwane od rzeczywistości?
PAP: Występował Pan gościnnie ze swoimi spektaklami w Moskwie i St. Petersburgu. Czy planuje Pan wystawiać w Rosji, czy w związku z aktualną sytuacją polityczną odwoływał Pan spektakle? Czy Polska powinna angażować się w planowany na 2015 r. Rok Polski w Rosji?
G.J.: Pamiętam, kiedy żyliśmy w systemie komunistycznym i ta blokada dostępu do kultury z Zachodu była odczuwalna. Kiedy przyjeżdżał jakiś teatr czy artysta z Zachodu i grał w Polsce, wzbudzał bardzo duże zainteresowanie i dla ludzi było to jak ambrozja nowych idei, nowych pomysłów. Działało to też bardzo mocno na rozluźnienie i dekonstrukcję tego systemu, szczególnie wśród ludzi młodych, myślących, poszukujących.
Dlatego oddzieliłbym działania polityków od widzów, którzy są zgnębieni przez ten system i szukają nowych doświadczeń. To dla mnie bardzo ważny podział, żeby nie utożsamiać Rosjan z działaniami ich polityków. Nie widzę powodów, dla których nie mamy kontaktować się z tamtym społeczeństwem i przekazywać im naszego oglądu świata, który wiem, że w Rosji jest szczególnie ważny. Oni postrzegają Polaków jako tych, którym się udało, tych, którzy przebili się na drugą stronę. Mimo napięć polsko-rosyjskich nasze sztuki tam odbierane są bardzo pozytywnie, może treści są dla nich zbyt radykalne, ale pobudzają też artystów i młodych ludzi do myślenia o nowych relacjach. Myślę, że właśnie kultura, teatr jest super medium do tego by przekraczać napięcia polityczne i gospodarcze i mimo wszystko widzieć w tym człowieka, a nie nację.
PAP: Jakie plany ma Pan na najbliższe miesiące?
G.J.: W najbliższym czasie jedziemy z „Psychosis” do Nowego Jorku. A jeśli chodzi o nowy sezon artystyczny, to rozmawiam z Dorotą Masłowską na temat nowego tekstu i mam nadzieję, że uda się nam go wystawić. Dorota zaproponowała musical. Cenię bardzo ją za to, że nie odcina kuponów tylko idzie dalej, poszukuje tego, co dla niej nieznane, próbuje ciągle nowych form wyrazu: felietony, piosenki, proza. Napisała świetną bajkę, którą w przyszłym sezonie zobaczymy w Teatrze Studio. Dla mnie to istota bycia artystą, przekraczać, przełamywać w sobie to, co już wiemy o sobie.
Rozmawiała Sylwia Wieczeryńska (PAP)
swi/ mlu/