"Reporter to nie zawód, a stan ducha, postawa życiowa, charakter" - uważa Mariusz Szczygieł, redaktor książki "100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku". Sto rozdziałów w dwu tomach obejmujących ponad 1800 stronic, o łącznej wadze trzech kilogramów, trafi w tym tygodniu do księgarń.
PAP: Jaką przyjął Pan definicję reportażu na potrzeby tej antologii?
Mariusz Szczygieł: Za teksty reporterskie uznaliśmy te, które były napisane specjalnie z myślą o "doniesieniu" (reporto znaczy po łacinie +donoszę+, +przynoszę z powrotem+), przekazaniu czytelnikom informacji o ludziach czy zdarzeniach. Chodziło więc o intencję piszącego, a nie druk w prasie. W antologii znalazł się na przykład tekst Pereca Opoczyńskiego, dziennikarza, który pracował jako listonosz w warszawskim getcie. Jego reportaże pisane bez szansy na druk, właściwie bez adresata, bez konkretnego celu, wkładane były do baniek na mleko i zakopywane w getcie. Zachowały się w archiwum Ringenbluma. To przykład, że można być reporterem, nawet jeżeli nie ma gazety, że bycie reporterem to jest pewien stan ducha. Reporter to charakter, natura, postawa życiowa, a nie etat.
PAP: Z antologii wynika, że historia polskiego reportażu XX wieku to opowieść o walce z cenzurą. Przed wybuchem niepodległej Polski w ogóle nie mogło być mowy o swobodzie wypowiedzi, ale okazuje się, że w II RP nie do końca się to zmieniło.
Mariusz Szczygieł: Zbigniew Mitzner w 1938 roku napisał o obozie przejściowym w Zbąszyniu dla polskich Żydów wydalonych z hitlerowskich Niemiec. W tym tekście jest wyraźny ślad działania sanacyjnej cenzury. On nie mógł napisać, co naprawdę się stało: że polskie władze trzymają tych ludzi na granicy w urągających godności warunkach, mimo że są obywatelami Polski, mają tu majątki. Cenzura była wtedy bardzo mocna. Do prasy kierowano okólniki premiera, który przestrzegał, że zbytnie krytykowanie władz łatwo może się skończyć zamknięciem pisma i wysłaniem redaktora naczelnego do Berezy Kartuskiej. "Owiałem ten reportaż mgłą aluzyjności" – napisał po latach Mitzner. Potem jest okupacja, podczas której w zasadzie nie można nic pisać, potem PRL, w którym gra z cenzurą była czymś codziennym i oczywistym. Dopiero ostatnia dekada okresu, który obejmuje antologia, to czas swobody wypowiedzi.
Mariusz Szczygieł: W antologii znalazł się tekst Pereca Opoczyńskiego, dziennikarza, który pracował jako listonosz w warszawskim getcie. Jego reportaże pisane bez szansy na druk, właściwie bez adresata, bez konkretnego celu, wkładane były do baniek na mleko i zakopywane w getcie. Zachowały się w archiwum Ringenbluma. To przykład, że można być reporterem, nawet jeżeli nie ma gazety, że bycie reporterem to jest pewien stan ducha. Reporter to charakter, natura, postawa życiowa, a nie etat.
PAP: Jak ta sytuacja ciągłej opresji wpłynęła na polski reportaż?
Mariusz Szczygieł: Jak powiedziała Małgorzata Szejnert: jak nie można było pisać o ogóle, to pisało się o szczególe, a czytelnicy sami wyciągali wnioski. Teksty miały drugie dno. Na przykład Marek Rymuszko w 1988 r. napisał reportaż o ulicy Polskiej w Warszawie, która biegnie wśród chaszczy nad Wisłą i kończy się rozdrożem pomiędzy ulicami Wschodnią a Ananasową. Ten reportaż można czytać jako metaforę Polski "między Wschodnią a Ananasową". To pokazuje, że reportaż może ocierać się o poezję. Reportażem może być bardzo różny tekst - list, opowiadanie, fragment dziennika.
PAP: Pana wybory niekiedy są dość nieoczekiwane. Czytelnik antologii "100/XX" nie ma co szukać klasycznych tekstów.
Mariusz Szczygieł: Taka właśnie była moja intencja. "Zdążyć przed Panem Bogiem" Hanny Krall czy "Medaliony" Zofii Nałkowskiej są w lekturach szkolnych. Książki Ryszarda Kapuścińskiego są w ciągłej sprzedaży, nie czerpaliśmy więc ani z "Cesarza" ani z "Hebanu". Do antologii trafił tekst, o którym wspomina się w życiorysach autora, jako o tekście przełomowym, ale jest on bardzo mało znany - "To też jest prawda o Nowej Hucie". "Sztandar Młodych" wysłał w 1955 roku Kapuścińskiego do Nowej Huty, aby zbadał, czy "Poemat dla dorosłych" Adama Ważyka pokazuje prawdę. Kapuściński potwierdził ten dramatyczny obraz egzystencjalnego dna, dodając jeszcze sporo własnych obserwacji. Po publikacji autor ukrywał się przez jakiś czas u robotników z Nowej Huty, w końcu jednak władze uznały, że taktyczniej będzie zwolnić władze zakładu, a Kapuścińskiemu dać medal. Ale też właśnie wtedy zaczęto go wysyłać za granicę, aby ostrzył sobie pióro na innych państwach.
PAP: To Kapuściński mówił, że reportaż ma moc zmieniania świata. Czy w tych dwu tomach znalazły się jakieś reportaże, które coś zmieniły?
Mariusz Szczygieł: Tak. Na przykład reportaż Ewy Szelburg-Zarembiny, znanej głównie jako pisarka dla dzieci i poetka. Pewnego dnia dowiedziała się, że w Kobryniu, na terenach dzisiejszej Białorusi, trwa proces sądu doraźnego nad chłopami ze wsi, którzy rzekomo chcieli oderwać część Polski na rzecz Białorusi. Groziła im kara śmierci. Szelburg-Zarembina pojechała na ten proces i napisała dla "Wiadomości Literackich" bardzo mocny tekst pt. "Myjcie owoce!". Pokazała w nim absurd funkcjonowania ówczesnego sądownictwa. Nie chodziło jej o to, że chłopi są bez winy, uważała jednak, że jeżeli grozi im kara śmierci, to zasługują na prawdziwy proces. Po tym tekście polscy pisarze wystosowali protest, skuteczny, bo zmieniono uprawnienia sądów doraźnych. Straciły one wtedy prawo wydawania wyroków śmierci. To był wielki sukces tego reportażu. W antologii można znaleźć więcej przykładów tekstów, które miały moc zmieniania świata.
PAP: Nie zawsze jednak autor ma tak ambitne zamiary...
Mariusz Szczygieł: Oczywiście. Reporter często sięga po pióro, aby zapisać obserwacje, analizować rzeczywistość, zbadać inklinacje ludzi, ich zachowania... W antologii są różne typy reportażu - podróżniczy, interwencyjny, reportaż, który jest portretem jakiejś osoby, jak opowieść Krystyny Jagiełło o nauczycielu Kristiana Zimmermana. To wspaniały reportaż, w którym nie ma napięcia, nie ma trupów, nie ma antagonistów, zderzenia racji - po prostu opowieść o dobrym pedagogu. To wielka sztuka napisać taki spokojny, pozytywny tekst, który nie znudzi czytelnika.
PAP: Jakie inne rodzaje reportażu może Pan wyróżnić w antologii?
Mariusz Szczygieł: Jest reportaż historyczny, który kocham, bo mój "Gottland" jest poniekąd zbiorem reportaży historycznych. Z tego rodzaju w antologii znalazł się na przykład tekst Tadeusza Staniewskiego o strajku dzieci we Wrześni, pisany 23 lata później. Mamy też tekst Piotra Lipińskiego o aferze mięsnej z lat 60. napisany w 1999 roku, bo dopiero wtedy można było zajrzeć do wszystkich dokumentów. Są też reportaże, które mają pokazać, że świat jest ciekawy, inny niż myślimy. Nie jestem dobrym typologiem, brakuje mi tu określenia, ale nazwałbym je roboczo +reportażami ze zdumienia+. Przykładem może być tekst Stefana Bryły, architekta, budowniczego przedwojennych wysokościowców, który na początku lat 20. pisał o Ameryce. Był zdumiony działaniem samoobsługowej apteki, nie mógł uwierzyć, że można coś kupić w automacie. Teodor Tomasz Jeż, czyli kryjący się pod tym pseudonimem Zygmunt Miłkowski, ojciec endecji, ze zdumieniem donosił w 1902 roku rodakom, że w Ameryce nie wolno bić żony, można za to trafić do więzienia. A nawet, co przechodziło już pojęcie autora, można zostać ukaranym za słowne znieważenie połowicy.
PAP: Z czego jest Pan szczególnie dumny, jako redaktor tej antologii?
Mariusz Szczygieł: Chyba z tego, że udało się pokazać "stare pożary", w sensie emocjonalnym oczywiście. Możemy dotknąć tego, czym żyli ludzie dekady temu, co ich wzburzało, bulwersowało. W tekście z lat 50. Włodzimierz Godek pisze w "Po prostu" o upadku intelektualnym mieszkańców Nowego Sącza, który dokonuje się mimo obecności władzy ludowej i ZMP. Pomimo coraz powszechniejszego dostępu do studiów wyższych Nowy Sącz, jego zdaniem, to intelektualne dno. Ten tekst zrobił ogromne wrażenie, był komentowany. Inny reportaż, który w swoim czasie zrobił furorę, to tekst Małgorzaty Szejnert z początku lat 70. o tym, co robi zdeklasowana arystokracja w Polsce Ludowej. To był niesamowity pożar, ferment wręcz. "Trybuna Ludu" odsądziła autorkę od czci i wiary, na poczcie, gdzie Szejnert obierała honorarium z "Polityki", zbiegły się wszystkie urzędniczki i pokazywały palcami - zobaczcie, to ta, co o arystokracji napisała. Inny przykład "pożaru" to materiał Barbary Pietkiewicz z 1981 roku o homoseksualistach. Do dziś środowiska genderowe uważają ten tekst za pionierski, przełomowy. Był wstrząsem, ponieważ do tamtej pory ze słowem homoseksualista można się było spotkać w prasie najwyżej w rubryce kryminalnej. A Pietkiewicz napisała o nich spokojnie, bez emocji, w tonie opisowym. Ten brak emocji u autorki wywołał u czytelników wielkie emocje.
PAP: Przyglądając się reportażom w perspektywie stulecia, czy sądzi Pan, że przedmioty tych emocjonalnych pożarów zmieniały się, czy też pozostają te same?
Mariusz Szczygieł: Upadek intelektualny, sprawy obyczajowe, los dawnych elit to tematy uniwersalne. Podobnie jak temat przemocy, okrucieństwa, zła. To odwieczne tematy.
PAP: Pierwszy pomysł na antologię był taki, żeby znaleźć 100 najważniejszych wydarzeń XX wieku i zilustrować je reportażami. Czy to się udało?
Mariusz Szczygieł: Niestety nie. Okazuje się, że były wspaniałe tematy, których nikt nie podjął. Nikt nie opisał na przykład w 1918 odzyskiwania niepodległości, tego, jak się rodzi nowe państwo, powstają urzędy, niepodległa prasa - nie ma ani jednego takiego reporterskiego tekstu.
Mariusz Szczygieł: Błagam 118 wybitnych reporterów, których teksty nie znalazły się w antologii, a których nazwiska wyszczególnione zostały w przedmowie, o empatię i współczucie. Okazało się, że dwa tomy, sto rozdziałów, trzy kilogramy to stanowczo za mało, żeby pomieścić wszystkich, którzy na to zasługują. Trzeciego tomu antologii czytelnik by już nie doniósł z księgarni do domu.
PAP: Z ilu tekstów wybrał Pan antologiczną setkę? I co było ważniejsze - ciekawy temat czy porywający opis?
Mariusz Szczygieł: Żeby wybrać sto, trzeba było przeczytać 700. Są wśród nich reportaże, które mówią coś ciekawego o ważnych momentach historii, jak tekst Marka Millera i jego zespołu pt. "Kto tu wpuścił dziennikarzy" o Sierpniu '80 lub zespołu Zbigniewa Gluzy i miesięcznika "Karta" o stanie wojennym z perspektywy zwyczajnych ludzi. Ale jest też wiele tekstów na mniej przełomowe tematy, ale są ciekawie, świetnie napisane. Na przykład reportaż Konrada Turowskiego z Łodzi, który był takim Nikiforem polskiego reportażu, szukał tematów nietypowych. Wybraliśmy jego opowieść o straszliwym wypadku, kiedy mieszkaniec Łodzi w toalecie publicznej z całą muszlą klozetową wpadł do szamba. Wydostał go anonimowy mężczyzna i Turowski w swoim tekście szuka tego dobrego człowieka. To kuriozum, ale ma swoją siłę, świetnie się ten tekst czyta. Michał Matys pod koniec lat 90. napisał o nowym odkurzaczu, który w zasadzie jest w stanie zrobić wszystko i, jak chcą sprzedawcy tego urządzenia, da nam upragnione szczęście. Odkurzacz nie dał nam szczęścia, ale to świetna metafora nowej Polski, oczekiwań wobec niej. Mam nadzieję, że w tej antologii panuje równowaga pomiędzy tekstami poważnymi na tematy ważne i świetnie napisanymi tekstami o sprawach drobniejszych.
PAP: Czy przygotował się Pan jakoś na atak bojówek kolegów, którzy nie znaleźli się w antologii?
Mariusz Szczygieł: Mam nadzieję, że zachowają zimną krew, że będą mieli w sobie dla mnie dużo współczucia. Błagam 118 wybitnych reporterów, których teksty nie znalazły się w antologii, a których nazwiska wyszczególnione zostały w przedmowie, o empatię i współczucie. Okazało się, że dwa tomy, sto rozdziałów, trzy kilogramy to stanowczo za mało, żeby pomieścić wszystkich, którzy na to zasługują. Trzeciego tomu antologii czytelnik by już nie doniósł z księgarni do domu. Już przy dwu tomach słabsze osoby mogą mieć kłopoty. Niech koledzy wejdą w moją skórę i pomyślą, jakie to trudne były wybory. Może uda się w przyszłości zrobić do antologii appendix.
PAP: Pewnym rozczarowaniem może się okazać dla niektórych brak w antologii tekstu Mariusza Szczygła.
Mariusz Szczygieł: Jest tam 101 moich tekstów. Miejsca było mało. Oszczędzałem. Napisałam przedmowę i każdy tekst opatrzyłem szkicem, w którym staram się odtworzyć okoliczności powstania reportażu i opowiedzieć o jego twórcy. A na mój reportaż miejsca było za mało. Oszczędzałem je dla innych.
Antologia "100/XX" ukaże się 5 marca nakładem wydawnictwa Czarne.
rozmawiała Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ malk/