Ks. Henryk Jankowski pochodził z wielodzietnej rodziny kupieckiej (miał siedmioro rodzeństwa). Urodził się 18 grudnia 1936 r. w Starogardzie Gdańskim. Studiował w Seminarium Duchownym w Gdańsku, święcenia kapłańskie przyjął w 1964 r. z rąk bpa Edmunda Nowickiego. (Fot. S. Kraszewski PAP)
Ks. Henryk Jankowski pochodził z wielodzietnej rodziny kupieckiej (miał siedmioro rodzeństwa). Urodził się 18 grudnia 1936 r. w Starogardzie Gdańskim. Studiował w Seminarium Duchownym w Gdańsku, święcenia kapłańskie przyjął w 1964 r. z rąk bpa Edmunda Nowickiego. (Fot. S. Kraszewski PAP)
Proboszczem parafii św. Brygidy został w marcu 1976 roku. Ks. Jankowski był pierwszym kapłanem, który w sierpniu 1980 r. odprawił mszę św. dla strajkujących robotników w Stoczni Gdańskiej. Od tego czasu nazywany był "kapelanem Solidarności".
"Było to wielkie przeżycie. Przyjechałem do stoczni na dziewiątą i zobaczyłem około ośmiu tysięcy osób stojących przed bramą, nie licząc strajkujących stoczniowców. Wówczas uświadomiłem sobie, że mogłem narazić tych wszystkich ludzi na bardzo wielkie niebezpieczeństwo. Starałem się umiarkowanie poprowadzić tę mszę świętą, ale cały czas towarzyszył mi lęk i strach. (...) Pamiętam doskonale tę odpowiedzialność za ludzi, których mogłem narazić" - mówił ks. Jankowski o mszy odprawionej wtedy w Stoczni w wywiadzie udzielonym PAP kilka lat temu.
W tym samym wywiadzie ks. Jankowski wspominał, że za kaplicę posłużył jego samochód z napisem "Duszpasterstwo Strajkujących". "Miałem tabernakulum w samochodzie. Kiedy przyjechałem do stoczni i zobaczyłem tłumy ludzi, pomyślałem, że przy spowiedzi nie dam sam rady, poprosiłem o pomoc księży pallotynów. Oni pomogli mi spowiadać" - mówił.
Wspominając tamtą mszę, b. prezydent Lech Wałęsa powiedział PAP we wtorek, że prałat miał szczęście pojawiać się wtedy, gdy był potrzebny. "To było wtedy, gdy poddaliśmy strajk, gdy zostaliśmy przegłosowani. Główne postulaty zostały spełnione, było głosowanie i poddaliśmy się. Pewnie, że ja i wielu innych nie chcieliśmy się poddać, ale nie było argumentów, to trzeba było ostrożnie grać argumentami, bo by weszli z pałami i nas wynieśli" - powiedział Wałęsa.
"On się pojawił wtedy w odpowiednim momencie jako taki znak, obraz, że +nie bójcie się+. On tego nie mówił, ale tak to wyglądało, i podtrzymał ducha walki" - dodał Wałęsa.
Zanim został proboszczem gdańskiej parafii, ks. Jankowski przez 6 lat był wikariuszem. W tym czasie kościół św. Brygidy nosił bardzo liczne ślady zniszczeń jeszcze z 1945 roku. To właśnie prałat Jankowski odbudował świątynię.
W latach 80. XX w. był patronem i gospodarzem wielu spotkań opozycjonistów, których otaczał wsparciem.
"Otrzymałem od niego wiele pomocy i podczas stanu wojennego, kiedy straciłem pracę, i wtedy, gdy ożeniłem się - dawał mi ślub, chrzcił moje dzieci i był ojcem chrzestnym mojego najmłodszego syna Marcina" - powiedział PAP dawny opozycjonista i działacz związkowy Jerzy Borowczak.
Podobnie wspomina ks. Jankowskiego Wałęsa. "Wspierał, przyjeżdżał, podtrzymywał na duchu, więc robił to wszystko, co porządny przyjaciel robić powinien w takich właśnie sytuacjach" - powiedział b. prezydent, dodając, że w latach 80. ks. Jankowski był prawdziwym przyjacielem jego rodziny i - mimo licznych kontrowersji, które pojawiły się po 1989 roku wokół księdza, pozostał nim do dziś.
Były metropolita gdański, abp Tadeusz Gocłowski, który znał ks. Jankowskiego przez 50 lat, wspomniał, że "już w latach 70., kiedy przyszły b. trudne czasy dla Polski, po dramacie w stoczni w Gdańsku, kiedy komuna strzelała do ludzi na ulicy, ks. Jankowski wyraźnie stanął po stronie robotników".
Abp Gocłowski - jak mówił - zapamięta zmarłego kapłana przede wszystkim z lat 80. jako człowieka troszczącego się o rodziny osób represjonowanych podczas stanu wojennego. "Mimo istnienia wielu instytucji pomagających tym ludziom, dominowała jednak instytucja ks. Henryka" - podkreślił.
Jak wspominał hierarcha, "potem znowu przyszły trudne lata 1984-1989, kiedy ks. Jankowski głosił słynne swoje kazania dotyczące sytuacji w kraju". Z tego powodu on sam wiele razy w tym czasie był wzywany przez komunistyczne władze do usunięcia księdza z parafii. Jak powiedział, mówił im: "panowie, nie ma mowy o usunięciu ks. Henryka z parafii".
Z kolei obecny metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź, który poznał ks. Jankowskiego w 1970 roku, wspomina go jako kapłana o "ogromnych zasługach dla świata pracy, Kościoła i Polski". "Dziś już nikt nie pamięta, że w 1970 r., kiedy ks. Jankowski opowiedział się za robotnikami, ryzykował życiem, a odwaga wtedy kosztowała" - mówił PAP Głódź.
Po 1989 r. ks. Jankowski zaczął być postrzegany jako postać kontrowersyjna. Kazania wygłaszane przez niego, a zwłaszcza dekoracje Grobu Pańskiego z okazji świąt Wielkanocy, zawierały elementy antysemickie.
Oburzenie wzbudził Grób Pański w 1995 r. - na czerwonym płótnie umieszczone zostały swastyki, sierp i młot, Gwiazda Dawida oraz napisy: "NSDAP", "SS", "NKWD", "KGB" "UB" i "SB". Obok znajdowały się skróty nazw partii: "PSL", "SLD", "UW", "UP", a także "PZPR". Prałat usunął te napisy na polecenie metropolity gdańskiego abp. Gocłowskiego.
W 2001 r. Grób Pański autorstwa ks. Jankowskiego przedstawiał miniaturę zwęglonej stodoły w Jedwabnem z ludzkim szkieletem. Abp Gocłowski nakazał wówczas prałatowi usunięcie z dekoracji napisu: "Żydzi zabili Pana Jezusa i Proroków, i nas także prześladowali". W 2004 roku Grób Pański w kościele św. Brygidy, był skierowany przeciw Unii Europejskiej.
W 1997 r. metropolita gdański abp Gocłowski zakazał prałatowi głoszenia kazań przez rok za wypowiedziane podczas homilii słowa, że "nie można tolerować mniejszości żydowskiej w polskim rządzie". "Z ambony nie wolno robić trybuny politycznej, zmusił mnie do odsunięcia go od głoszenia kazań" - powiedział we wtorek PAP Gocłowski.
We wrześniu 2009 r. ks. Jankowski przeszedł na emeryturę kapłańską. 31 sierpnia ubiegłego roku podczas uroczystej mszy z okazji 29. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych ogłosił decyzję o przejściu na emeryturę i zrzeczeniu się probostwa z ostatnim dniem września.
W ostatnich latach głośnym echem w mediach odbił się proces, który ks. Jankowski wytoczył pisarzowi Pawłowi Huelle. Prałat Jankowski poczuł się obrażony felietonem Huellego z maja 2004 r. w "Rzeczpospolitej", w którym pisarz napisał m.in., że gdański duchowny "przemawia jak gauleiter, gensek, nie jak kapłan", a za dobra materialne mógłby się wyrzec polskości.
W 2006 r. Sąd Apelacyjny w Gdańsku orzekł prawomocnie, że pisarz nie musi przepraszać ks. Jankowskiego za naruszenie dóbr osobistych. Sąd uznał, że pisarz w swojej publikacji nie przekroczył "granic swobody wyrażania opinii", a prałat, jako osoba publiczna, musiał liczyć się z tym, że jego postawa może spotkać się z krytyczną reakcją innych osób.
W marcu 2007 roku oficjalnie zainaugurował działalność Instytut ks. prałata Henryka Jankowskiego. Swoją siedzibę miał w Warszawie. W uroczystej gali w auli Politechniki Warszawskiej uczestniczyli m.in. darczyńcy Instytutu; wśród gości byli także politycy, m.in. Andrzej Lepper, Andrzej Aumiller i Stanisław Łyżwiński.
Zadaniem Instytutu miało być m.in. dokumentowanie roli Kościoła katolickiego w historii PRL. Instytut wydał na ten temat kilka książek. Z czasem szefostwo instytutu, w tym jego były prezes Mariusz Olchowik (wcześniej działał w Młodzieży Wszechpolskiej), zaczęło realizować pomysły, które wzbudzały kontrowersje: na rynku pojawiła się m.in. woda mineralna oraz wino "Monsignore" z wizerunkiem kapelana Solidarności.
Dochód ze sprzedaży wina i wody miał zasilać Instytut i pomóc w budowie bursztynowego ołtarza w bazylice św. Brygidy w Gdańsku, który był wielkim marzeniem prałata Jankowskiego.
Zaprojektowany przez gdańskiego artystę Mariusza Drapikowskiego sakralny obiekt miał mieć 11 metrów wysokości i 7 m szerokości. Konstrukcja ze srebra i stali miała być pokryta 2,5 tonami bursztynowych płytek. Przewidywano, że do jego realizacji trzeba będzie zużyć ok. 8 ton surowego jantaru. Do tej pory wykonano tylko część ołtarza.
W planach Instytutu im. Ks. Jankowskiego było też uruchomienie ogólnopolskiej sieci klubo-kawiarni, w których można by napić się wina firmowanego wizerunkiem księdza prałata i być obsłużonym przez piękne kelnerki. W klubo-kawiarniach miałyby być też sprzedawane gadżety związane z kapelanem Solidarności ze Stoczni Gdańskiej, m.in. kosmetyki i T- shirty. Ostatnio pojawił się także pomysł uruchomienia sieci komórkowej.
Pod koniec kwietnia 2008 roku prałat Jankowski zawiesił prezesa Instytutu Mariusza Olchowika za to, że ten groził śmiercią byłemu współpracownikowi placówki. W czerwcu 2008 roku prałat ogłosił, że zdecydował o zamknięciu Instytutu swojego imienia.
Marian Krzaklewski, były przewodniczący "Solidarności" wspominając ks. Jankowskiego, przypomniał, że był on patronem pierwszej w Gdańsku szkoły społecznej. "Cały czas pomagał setkom czy tysiącom ludzi; nie pamiętam żeby komuś odmówił pomocy" - powiedział Krzaklewski dodając, że była to postać wielkiego czynu dla Solidarności, dla Kościoła i państwa.
Według Krzaklewskiego ks. Jankowski był człowiekiem prostolinijnym i łatwowiernym, i z tego wynikały jego problemy czy nieporozumienia. "I to przez te cechy charakteru prałata próbowano wykorzystać jego wizerunek" - zaznaczył.
Z kolei Lech Wałęsa uważa, że pośrednią przyczyną wielu kontrowersji, jakie pojawiały się wokół ks. Jankowskiego była jego choroba (cukrzyca). "Ta choroba powoduje różnego typu zmiany i nastroje. Powoduje też brak precyzji i czasami to właśnie powodowało, że jego wypowiedzi były nieprecyzyjne, ale moim zdaniem to było jednak związane z chorobą" - powiedział Wałęsa.
Ks. Jankowski od wielu lat chorował na cukrzycę. Kilka dni temu wrócił ze szpitala, gdzie był na badaniach. Zmarł w poniedziałek o godz. 20.05 w domu parafialnym św. Brygidy w Gdańsku. Msza święta pogrzebowa ma odbyć się w kościele św. Brygidy w sobotę 17 lipca o godz. 11. Mszy będzie przewodniczył i homilię wygłosi metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź.
Anna Kisicka (PAP)
aks/ itm/ mhr/