Połączenie wolności i sprawiedliwości w życiu politycznym i społecznym, to wielkie wyzwanie dla polityków identyfikujących się z Sierpniem ’80. Taką opinię wyraziła w rozmowie z PAP prof. Jadwiga Saniszkis, socjolog, była ekspert Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej w 1980 r.
Połączenie wolności i sprawiedliwości w życiu politycznym i społecznym, to wielkie wyzwanie dla polityków identyfikujących się z Sierpniem ’80. Taką opinię wyraziła w rozmowie z PAP prof. Jadwiga Saniszkis, socjolog, była ekspert Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej w 1980 r.
(Fot. R. Pietruszka PAP)
Staniszkis nie ukrywała, że połączenie obu tych wartości nie jest łatwe. „Sprawiedliwość może, bowiem ograniczać wolność, n. p. w sferze gospodarczej”- wyjaśniła. „Ale potrzeba tej trudnej koegzystencji do dziś nie została zrealizowana. Myślę, że jest to wielkie wyzwanie dla polityków identyfikujących się z tym ruchem (powstałym w czasie protestów robotniczych w lipcu i sierpniu 1980 r. – przyp. PAP) „ – podkreśliła.
Potrzeba połączenia wolności i sprawiedliwości w życiu społecznym jest – zdaniem prof. Staniszkis – częścią wielkiej „utopii Solidarności”, która narodziła się podczas strajków przed 30 laty. „Była to wizja państwa i społeczeństwa rządzącego się samym kodem moralnym, bez pośrednictwa polityki, którą traktowano, jako domenę kompromisu” – powiedziała.
Według Staniszkis taka koncepcja powstawała spontanicznie. U jej podstaw leżało doświadczenie moralne uczestników protestu. „Oni podjęli ryzyko w imię wartości. Wielu protestujących w stoczni robotników pochodziło z zakładów, które już wygrały swoje strajki; otrzymali zapewnienia o realizacji swoich postulatów. Podjęli jednak na nowo ryzyko w imię solidarności z pracownikami małych przedsiębiorstw. Swoje działania postrzegali, jako walkę dobra ze złem” – zwróciła uwagę pani profesor.
Wspominając negocjacje, w których brała udział, jako członek zespołu ekspertów prowadzonego przez Tadeusza Mazowieckiego, oceniła, że strajkujący mogli pójść dalej w swoich żądaniach. Strona partyjno-rządowa uznała ich, bowiem za reprezentantów robotników. „To było uznanie tego miejsca (stoczni – przyp. PAP) za ośrodek władzy” – stwierdziła Staniszkis. „Krok, który uczyniła władza - uznając inną niż partyjna, reprezentację robotników – był ideologicznym przełomem, najtrudniejszym momentem, potrzebującym zgody Moskwy” – dodała.
Kierujący protestem postanowili jednak ograniczyć swoje żądania. „Bogdan Borusewicz (współorganizator strajku – przyp. PAP) skreślił słynny postulat o wolnych wyborach. Do pierwszego punktu (o wolnych związkach zawodowych – przyp. PAP) wpisano preambułę o kierowniczej roli partii” – powiedziała Staniszkis. Przypomniała, że po tej ostatniej decyzji opuściła grono ekspertów. Pozostała w Sali BHP wraz z innymi członkami MKS. „Weszłam tam w spór, bo uważałam, że zapis mówiący o kierowniczej roli partii nie został przedyskutowany i przegłosowany przez delegatów MKS. Chodziło mi m.in. o demokrację wewnątrz strajku” - wyjaśniła.
Przyznała, że samoograniczenie się strajkujących w postulatach kierowanych do władz było m.in. wynikiem obaw przed siłowym rozwiązaniem konfliktu. „Trzeba pamiętać, że było to zaledwie 10 lat po masakrze na wybrzeżu. Ci ludzie pamiętali, iż władza strzela do robotników. Atmosfera strachu była obecna do czasu rozpoczęcia negocjacji. Ludzie do końca nie wiedzieli czy władza podejmie rozmowy, czy będzie masakra” – podkreśliła profesor.
Według Staniszkis podczas strajków na wybrzeżu dokonała się rewolucja społeczna. Przełamana została atomizacja społeczeństwa. „Ludzie odnajdowali w sobie ten poziom, na którym już wiedzieli, że dalej się nie posuną, że muszą powiedzieć <<nie>>. Dostrzegali, że inni też tego doświadczają. Na tej bazie rodziło się poczucie wspólnoty. Nagle ludzi stali się inni” – powiedziała prof. Staniszkis. (PAP)
wka
(wywiad przeprowadzony w sierpniu 2010 r.)