Były szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA Zbigniew Brzeziński w rozmowie z PAP z okazji 30. rocznicy powstania Solidarności wyraził opinię, iż jednoznaczna i solidarna postawa narodu polskiego udaremniła interwencję zbrojną ZSRR w Polsce w 1981 roku.
PAP: Jak odbierano Polski Sierpień 1980 w administracji USA, w której zajmował pan wtedy stanowisko doradcy prezydenta Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego?
Zbigniew Brzeziński: W administracji było na ogół zrozumienie, że to, co się dzieje w Polsce, jest bez precedensu i może mieć zasadnicze znaczenie dla całokształtu układu światowego. Oczywiście jednak łączyło się to z niepokojem, że cała sprawa może się skończyć źle, w podobny sposób, jak w Czechosłowacji w 1968 r. Chodzi mi o groźbę sowieckiej interwencji wojskowej.
Należy pamiętać, że ZSRR był wówczas przekonany, że szala historii przechyla się na jego korzyść - wojska sowieckie były w Afganistanie. W tej sytuacji zasadniczym celem polityki USA było nie dopuścić do interwencji sowieckiej w Polsce, tzn. przekonać Sowiety, że miałaby ona kolosalne konsekwencje - bliżej nie określone, ale analogiczne do tego, co miało miejsce w Afganistanie.
PAP: - Na szczęście to się udało. Dlaczego?
Zbigniew Brzeziński: Moim zdaniem, był to rezultat kilku czynników. Najważniejszy to jednoznaczna, twarda i naprawdę solidarna postawa narodu polskiego. Sowieci musieli brać pod uwagę, że interwencja zbrojna w Polsce to nie będzie spacer, ani manewry wojskowe, lecz coś potencjalnie bardzo wybuchowego. Po drugie, Moskwa zdawała sobie sprawę, że przywódcy polskiej partii komunistycznej, a w szczególności (I sekretarz KC PZPR Stanisław) Kania, nie byli skłonni aprobować interwencji sowieckiej.
W kierownictwie PZPR byli ludzie, którzy chcieli tej interwencji - ich nazwiska są znane i nie zasługują na pamięć narodową. Byli też w partii ludzie gotowi się dostosować do interwencji, aczkolwiek chcieli jej uniknąć.
Zbigniew Brzeziński: Najbardziej znamienną cechą Solidarności było to, że ówczesna jedność narodowa nie przejawiała się falą postaw typu: postawić wszystko na jedną szalę, jak w czasie Powstania Warszawskiego, lecz raczej postawą pełną godności, twardą, z zarazem realistyczną. To było przełomowe, bo stworzyło warunki, do których Sowieci musieli się dostosować.
Następny zasadniczy element to oczywiście wpływ papieża na ogólne zainteresowanie świata Polską. I wreszcie, całkiem wyraziste stanowisko USA. To był w pewnym sensie najważniejszy element, ponieważ Sowieci doskonale wiedzieli, że po raz pierwszy od początku zimnej wojny Stany Zjednoczone były zaangażowane we wspieranie ruchu zbrojnego oporu przeciwko Sowietom - w Afganistanie. Dlatego amerykańskie ostrzeżenia były dla nich wiarygodne. A były to ostrzeżenia bardzo wyraźne, bo po raz pierwszy w historii zimnej wojny tzw. gorąca linia (telefoniczna - PAP) łącząca Biały Dom z Kremlem została użyta bezpośrednio.
PAP: Czy po powstaniu Solidarności wierzono w Waszyngtonie, że uruchomiony został jakiś nieodwracalny proces? Jak postrzegano wtedy Polskę?
Zbigniew Brzeziński: W 1981 r. była już inna administracja u władzy. Wprawdzie działał w niej bardzo energicznie profesor Richard Pipes, który był jednym z urzędników Rady Bezpieczeństwa Narodowego, jednak na najwyższym szczeblu takiego wyrazistego zainteresowania Polską wtedy jeszcze nie było. Ono zaczęło się dopiero po ogłoszeniu stanu wojennego, kiedy prezydent Reagan bardzo energicznie zareagował i pobudzał świat do energicznej reakcji. Przedtem, w okresie działania legalnej Solidarności była tendencja do nieangażowania się przesadnie, być może ze względu na zbyt optymistyczne oceny tego, co się dzieje w Polsce. Istniało przekonanie, że może uda się cały konflikt (z Solidarnością) załatwić w sposób pokojowy, tak żeby nie był on źródłem konfliktu amerykańsko-sowieckiego. Liczono, że stanu wojennego uda się uniknąć.
PAP: - Jak ocenia pan ówczesną Solidarność z perspektywy 30 lat?
Zbigniew Brzeziński: Najważniejsze, że była ona wyrazem głębokiej jedności narodu w obliczu wielkiego zagrożenia i wyrazem głębokiego pragnienia odzyskania niepodległości. Było to dowodem, że kilkadziesiąt lat komunizmu postawy narodu nie zmieniło. Najbardziej też znamienną cechą Solidarności było to, że ówczesna jedność narodowa nie przejawiała się falą postaw typu: postawić wszystko na jedną szalę, jak w czasie Powstania Warszawskiego, lecz raczej postawą pełną godności, twardą, z zarazem realistyczną. To było przełomowe, bo stworzyło warunki, do których Sowieci musieli się dostosować.
PAP: - Czy jest jeszcze szansa na integrowanie społeczeństwa polskiego wokół dziedzictwa Solidarności?
Zbigniew Brzeziński: Tamta jedność teraz, niestety, nie istnieje. Pewne jej objawy były na pierwszym planie po tragicznej śmierci prezydenta Kaczyńskiego i jego otoczenia (w katastrofie pod Smoleńskiem). To było godne podziwu i na Zachodzie było bardzo wysoko oceniane. Ale niestety w dwa-trzy miesiące później ta jedność prysła i wypadki ostatnich kilku tygodni są raczej deprymujące. Fakt, że na przykład kandydat na prezydenta, który wybory przegrał, nie zjawił się na zaprzysiężeniu nowego prezydenta i tłumaczył to w jakiejś niejasnej wypowiedzi, że uroczystość ta kojarzy mu się ze śmiercią jego brata, świadczy o raczej subiektywnym podejściu do spraw zasadniczych i nie najlepiej świadczy o kulturze politycznej i sposobie rozwiązywania sporów wewnętrznych w Polsce.
Rozmawiał Tomasz Zalewski (PAP)