Olimpiada w Mexico City w 1968 roku zostanie zapamiętana przede wszystkim z powodu kosmicznego skoku w dal amerykańskiego lekkoatlety Boba Beamona, który lotem na odległość 8,90 m zapewnił sobie poczesne miejsce w panteonie gwiazd nowożytnych igrzysk.
O mały włos skoczek w dal w ogóle nie znalazłby się w finale tej konkurencji. Awans do tej fazy zapewnił sobie w ostatniej próbie eliminacji, przy czym odbijał się kilkanaście centymetrów sprzed belki, żeby nie spalić podejścia.
W finale załatwił sprawę już w pierwszej kolejce. W tym momencie wszystko zdało się sprzyjać Beamonowi: był korzystny wiatr, wiejący z maksymalną dozwoloną prędkością, a zawodnik odbił się tuż sprzed belki... Dało to w sumie odległość o 55 cm dłuższą od dotychczasowego rekordu świata.
Gdy spiker podał wynik - 8,90 - Amerykanin nie za bardzo miał świadomość, czego dokonał. Dopiero po przeliczeniu wyniku na stopy i cale Beamon, posługujący się amerykańskim systemem miar, złapał się za głowę, gdyż zrozumiał, co się stało. Po wyczynie tego zawodnika powstało nowe słowo: "beamonesque" oznaczające nagłą i niespodziewaną poprawę rezultatów uzyskiwanych przez sportowca.
23 lata później podczas mistrzostw świata w Tokio rekord Beamona poprawił o pięć centymetrów jego rodak Mike Powell.
Meksyk okazał się miejscem wielkiej rewolucji w skoku wzwyż. Tam po raz pierwszy (i ostatni zresztą) triumfował w konkursie olimpijskim Amerykanin Dick Fosbury. Rewolucyjna jednak nie była sama jego wygrana, ale styl prezentowany przez lekkoatletę. On pierwszy zdecydował się przeskakiwać nad poprzeczką w pozycji odwróconej do skoczni. Pobił z kretesem rywali stosujących styl przerzutowy i na trwałe zapisał się w historii lekkiej atletyki - dziś wszyscy skoczkowie wzwyż stosują słynny już "Fosbury flop".
Igrzyska w 1968 roku były jednak także dowodem na to, że sport nie może już istnieć samodzielnie, w oderwaniu od rzeczywistości politycznej. W stolicy Meksyku pokazali to dwaj czarnoskórzy biegacze z USA: Tommie Smith i John Carlos. Obaj stanęli na podium po biegu na 200 m. Pierwszy z nich zdobył złoto i pobił rekord świata - był pierwszym człowiekiem, który pokonał ten dystans poniżej 20 sekund. Drugi zdobył brąz.
W trakcie ceremonii medalowej, gdy grano hymn USA, obaj wznieśli w górę ręce z dłońmi przyodzianymi w czarne rękawiczki - symbol "Black Power", czyli Czarnej Siły - ruchu politycznego walczącego o równouprawnienie czarnej ludności w USA. Choć obaj zostali za to wykluczeni z igrzysk, stali się symbolem walki z nierównością społeczną.
Swego rodzaju symbolem politycznym był także triumf czeskiej gimnastyczki Very Caslavskiej. W Meksyku startowała w igrzyskach po raz trzeci. Do tej pory miała w swym dorobku trzy złote i dwa srebrne medale. Tu również była faworytką. Jednakże jej triumfy (w 1968 roku wygrała aż cztery konkurencje olimpijskie, w dwóch była druga) traktowano także jako wyraz cichej zemsty nad zawodniczkami z ZSRR - wcześniej w tym roku miała przecież miejsce w Czechach Praska Wiosna, krwawo stłumiona przez sowieckie czołgi.
Caslavska zdobyła także sympatię kibiców w Meksyku, tam wzięła ślub ze swoim narzeczonym, średniodystansowcem Josefem Odlozilem, i to jeszcze w trakcie trwania igrzysk. (PAP)
mar/ cegl/