Wojna nie umiera nigdy, tylko zmienia mundury - pisze Anna Janko w książce „Mała zagłada". Jako punkt wyjścia rozważań traktuje pacyfikację wsi Sochy na Zamojszczyźnie, w której mieszkała jej matka.
Wystarczyło parę godzin 1 czerwca 1943 roku, by wioska przestała istnieć. Niemcy palili zabudowania, strzelali do mieszkańców. Potem nadleciało dziewięć samolotów, które ostatecznie zniszczyły wieś. Pośród zgliszczy pozostał jeden dom, nieliczni dorośli i kilkoro dzieci.
Wśród tych, co przeżyli była dziewięcioletnia Teresa Ferenc, matka Anny Janko. Dziewczynka wraz z bratem i siostrą widziała, jak Niemcy mordują ich rodziców. Tragiczne wydarzenia dzieciństwa towarzyszyły jej i powracały we wspomnieniach, nie dając o sobie zapomnieć przez całe życie.
„Urodziłaś mnie dwanaście lat po wojnie i w cieniu tej wojny rosłam. Cień wojny jest taki, że nie znika nawet na równiku w samo południe. A w nocy przybiera kształt koszmarów. Nieraz budziłam się zlana zimnym potem, bo mi się śniło, że mnie Niemiec goni” – opisuje Janko swoje dzieciństwo.
„Miałam przez to wszystko jakby dwie matki – pisze Anna Janko. - Pierwszą: dorosłą kobietę, za którą tęskniłam, gdy wychodziła do sklepu, której się bałam, gdy wpadała w gniew, z której byłam dumna, bo nikt nie miał ładniejszej pani za matkę na całym podwórku. I drugą mamę miałam: małą dziewczynkę, której na wojnie zginęli rodzice, wciąż przerażoną i samotną, która kiedyś cierpiała głód i musiała pracować u złej ciotki, takiej, co biła i kazała nosić wiadra z wodą pod górę. Dla niej pójście po wojnie do domu dziecka było, o paradoksie, największym szczęściem. To właśnie ta mama-dziewczynka nieraz kładła się na tapczanie w dzień i płakała nie wiadomo dlaczego”.
Janko wspomnienia matki i innych świadków wydarzeń w Sochach przeplata własnymi przemyśleniami. Odnosi się nie tylko do dramatycznych wydarzeń okresu II wojny światowej, ale przytacza całkiem współczesne przykłady masakr dokonywanych na ludziach w Kambodży, Rwandzie, czy w czasie wojny w Jugosławii. „Wojna nie umiera nigdy, tylko zmienia mundury” - konkluduje.
„Mała zagłada” wpisuje się w nurt książek piszących o traumie "drugiego pokolenia" ofiar wojny. Tak jak Mikołaj Grynberg czy Ewa Kuryluk – Anna Janko stara się uwolnić od tego „dziedzicznego lęku” wszytego pod skórę i rozliczyć krzywdy doznane przez jej matkę podczas wojny.
„Urodziłaś mnie dwanaście lat po wojnie i w cieniu tej wojny rosłam. Cień wojny jest taki, że nie znika nawet na równiku w samo południe. A w nocy przybiera kształt koszmarów. Nieraz budziłam się zlana zimnym potem, bo mi się śniło, że mnie Niemiec goni” – opisuje Janko swoje dzieciństwo.
Zdaniem autorki tragiczne przeżycia rodziców, nawet dziadków, mają wpływ na życie potomków. „Odkąd pamiętam, zawsze myślałam o wojnie. Żyłam w jej kontekście od dzieciństwa. Jadłam, bo potem może być głód. Spałam, chwaląc noc bez strachu. Nie żyć chciałam, ale przeżyć” – wspomina autorka.
Zdaniem autorki tragiczne przeżycia rodziców, nawet dziadków, mają wpływ na życie potomków. „Odkąd pamiętam, zawsze myślałam o wojnie. Żyłam w jej kontekście od dzieciństwa. Jadłam, bo potem może być głód. Spałam, chwaląc noc bez strachu. Nie żyć chciałam, ale przeżyć” – wspomina autorka.
Pisarka porusza także problem „polskich obozów śmierci” i „polskiego antysemityzmu”, pokazując jak łatwo można manipulować historią i zmieniać katów w ofiary, a ofiary w katów. W opinii Janko Polacy nie potrafili dobrze nagłośnić tragedii milionów naszych rodaków w dyskursie międzynarodowym. Czesi mają swoje Lidice, Francuzi - Oradour, my mieliśmy setki takich wsi, tysiące dzieci, więc powstaje jedna ogólna masa, która nie przemawia do wyobrazi i nie mówi tak naprawdę nic, materiał był zbyt obszerny i nie wykorzystany.
Pytanie z gatunku „dlaczego Polacy jak jeden mąż nie ratowali Żydów, jest z tej niemej puli co pytanie: dlaczego tysiące Żydów prowadzonych przez dziesięciu Niemców szło na śmierć bez sprzeciwu […] ale odpowiedź jest tylko jedna – bo strach zawęża świadomość. U prawie wszystkich ludzi” – przekonuje Janko.
Autorka zastanawia się nad pojęciem „banalności zła” i podaje łatwość przechodzenia od okrucieństwa wobec zwierząt do okrucieństwa wobec ludzi. „Okrucieństwo przechodzi z fermy do obozu koncentracyjnego bez większego problemu. To tylko kwestia zmiany procedur i nazw towaru na fakturach” – zauważa autorka oraz podaje przykład fermy lisów, w której pracownicy z żywego lisa zdejmują skórę „jak sweter z golfem”.
Granica jest ruchoma, bo jak przekonuje Janko „jeśli prawie nikogo nie obchodzi poza garstką (ekopomyleńców) zamykanie maleńkich cieląt w pojedynczych betonowych grobach bez światła […], z których zabiera się je do rzeźni po kilku miesiącach, to dlaczego zabijanie dzieci - gorszych rasowo albo wrogich narodowo, albo po prostu pomiotu podłych sąsiadów – miałoby nas obowiązkowo wzruszać?”.
Anna Janko, urodzona w 1957 roku, poetka, pisarka i felietonistka. Autorka kilku tomów wierszy oraz bestsellerowych powieści „Dziewczyna z zapałkami” i „Pasja według św. Hanki”. Laureatka wielu nagród i wyróżnień. Dwukrotnie nominowana do Nagrody Literackiej Nike (2001, 2013).
Książka „Mała zagłada” ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Katarzyna Krzykowska (PAP)
ksi/ ls/