Na festiwalu w Wenecji, gdzie w tym roku w głównym konkursie i innych przeglądach nie ma polskich filmów, bardzo dużo mówi się o polskim kinie. Wspomina się o nim od inauguracji imprezy, gdy Złotego Lwa za całokształt twórczości otrzymał Jerzy Skolimowski.
Ceremonia wręczenia tej nadzwyczajnej nagrody reżyserowi w środę była pierwszą okazją do tego, by pokazać dorobek polskiej kinematografii i przywołać nazwiska jej największych twórców. Uczestnicy gali w Palazzo del Cinema, otwierającej 73. edycję festiwalu, wśród nich wielu reżyserów i aktorów z całego świata, entuzjastycznie zareagowali na 3-minutowy wybór scen z filmów Skolimowskiego przygotowany przez niego samego.
Media we Włoszech dużo miejsca poświęciły artyście przypominając pół wieku jego pracy reżyserskiej oraz nagrody na festiwalach na Lido, w Berlinie i w Cannes. Z uznaniem i podziwem cała prasa odnotowała, że nagrodę wręczył reżyserowi laureat Oscara Jeremy Irons, który zagrał w jego głośnym filmie „Fucha” z 1982 roku o polskich robotnikach w Londynie. Podkreślano, że zaproszenie znakomitego brytyjskiego aktora najlepiej świadczy o randze nagrody wręczanej Skolimowskiemu.
Długa mowa wygłoszona przy tej okazji przez Ironsa była też wielkim hołdem dla polskiej „nowej fali”, której laureat Złotego Lwa był reprezentantem.
Na konferencji prasowej, na którą przybyły tłumy dziennikarzy, o polskim kinie mówił zarówno nagrodzony reżyser, jak i dyrektor festiwalu Alberto Barbera. Przyznał, że w Wenecji pokazywanych jest bardzo mało polskich filmów i że „nie ma ich bardzo dużo” na innych festiwalach.
Jerzy Skolimowski ocenił zaś w czasie spotkania z krytykami filmowymi i dziennikarzami z całego świata, że to „bardzo dobry czas dla polskiego kina”. Wyjaśnił, że jest ono reprezentowane na prawie wszystkich festiwalach i że polskie filmy ostatnio otrzymały nagrody w Locarno i w Berlinie.
Zagraniczni dziennikarze zwracając się zaś do reżysera mówili, że „absolutnie zasłużył" na Złotego Lwa”. Przypominano specjalną nagrodę weneckiego jury dla jego "Essential killing" i nagrodę dla najlepszego aktora przyznaną za rolę w tym filmie Vincentowi Gallo w 2010 r. Mowa też była o bardzo dobrym przyjęciu "11 minut" przed rokiem.
W czasie konferencji prasowej Alberto Barbera zauważył, że wciąż aktywni są niektórzy wielcy mistrzowie polskiego kina i w tym kontekście przywołał Andrzeja Wajdę, który był na Lido przed trzema laty z filmem "Wałęsa. Człowiek z nadziei".
Dyrektor weneckiego festiwalu zaznaczył zarazem, że reżyser, uhonorowany w 2013 roku jego specjalną nagrodą, nakręcił nowy film, „Powidoki”, który zostanie zaprezentowany w San Sebastian.
Informacja o nowym filmie 90-letniego Wajdy wywołała duże zainteresowanie przedstawicieli prasy zagranicznej. Pytali oni polskich dziennikarzy o szczegóły.
Już wcześniej zapowiedziano, że opowieść o życiu malarza Władysława Strzemińskiego z Bogusławem Lindą w roli głównej zostanie pokazana podczas festiwalu w Rzymie, który odbędzie się w dniach od 13 do 23 października.
Z Wenecji Sylwia Wysocka (PAP)
sw/ sp/