W polskiej historiografii i memuarystyce napisano wiele zarówno o idylli życia na wschodzie oraz czarnych kartach historii Kresów. We wspomnieniach Stanisława Leszczyńskiego oba te krajobrazy pamięci przeplatają się tworząc obraz życia Polaków u progu i w latach II wojny światowej.
„Germakówka to wieś mego dzieciństwa. (…) Żyłem w tej wsi siedemnaście lat” – tak rozpoczyna się opowieść Stanisława Leszczyńskiego. Warto wyjaśnić na wstępie, że ta polsko-ukraińska wieś znajdowała się na samym południowo-wschodnim krańcu Polski. Do oddzielającej Polskę od ZSRS rzeki Zbrucz wieś dzieliły dwa kilometry, granica z Rumunią na Dniestrze była oddalona o dziewięć kilometrów. Nad graniczną rzeką leżały ruiny słynnych Okopów Świętej Trójcy.
Liczącą cztery tysiące mieszkańców wieś zamieszkiwali w większości Ukraińcy, nazywani Rusinami, Polacy oraz niewielka grupa Żydów. Położenie i społeczne zróżnicowanie wsi i regionu sprawiały, że jej historia była wyjątkowo dramatyczna.
Stanisław Leszczyński urodził się w 1927 r., zaledwie kilka lat po wojnie polsko-ukraińskiej rozrywającej te ziemie. Jednym z jego pierwszych wspomnień była wiadomość o śmierci Józefa Piłsudskiego. Symbolem pojednania pomiędzy narodami miały być łzy wylewane zarówno przez polskich jak i ukraińskich mieszkańców wsi przy radiowej transmisji pogrzebu Marszałka. Jednak już kilkuletni chłopiec Leszczyński zauważał, że zbliżał się koniec dotychczasowej zgody między narodami. Wiele udało się wnioskować z zachowań jej mieszkańców: „Siczowi [ukraińska organizacja paramilitarna] już nie tylko w niedzielę ćwiczyli, a wyrostki coraz zuchwalej nam dokuczali. (…) A pop Wołoszyn wygłaszał w tym czasie w cerkwi podburzające kazania”.
Początek końca Kresów nastąpił 17 września 1939 r.: „Szli trójkami oddział za oddziałem. Na czele oddziałów dowódcy, wymachując upiętymi na rzemieniach naganami”. Leszczyński nie ukrywa często pomijanych aspektów sowieckiej okupacji, takich jak radosne przyjmowanie Armii Czerwonej przez mniejszości narodowe: „Na szosie zatrzymał się ciężarowy samochód. Na szoferce sterczała płyta, a na niej wisiał duży portret Stalina. Z domu Rappów wyszła cala rodzina i stanęła przed samochodem. Rapp nawet uklęknął na drodze. A wojskowi aparatami fotograficznymi pstrykali i pstrykali”.
Poza opisami nowych sowieckich rządów, których głównymi przejawami była pogłębiająca się bieda polskiej społeczności oraz wywózki w życiu lokalnej społeczności były również epizody o niezwykle mocnej symbolice. Jednym z nich było spotkanie młodego Stanisława z polskimi oficerami przetrzymywanymi w miejscowym Domu Ludowym: „W pewnej chwili wyszedł z Domu niskiego wzrostu generał, wszedł na burtę auta, ale stanął i zwróciwszy się do nas stojących za ogrodzeniem, głośno zawołał: - Rodacy opuszczamy ostatni skrawek polskiej ziemi, już do niej nie wrócimy. Ale wy doczekacie Polski. Niech żyje Polska”.
Większość narracji to jednak opis ludobójstwa na Polakach. W Germakówce dochodziło w latach 1943-1945 do najbardziej brutalnych napadów na polskie domy, w których ginęły całe rodziny. Brutalna precyzja wspomnień o ludobójstwie przypomina, że „na południowo-wschodnich obszarach Rzeczypospolitej z rąk OUN-owskich ludobójców zginęło nie mniej polskiej ludności niż na Wołyniu”.
Dla historyków bezcenne ze względu na swoją niepowtarzalność są również wspomnienia Leszczyńskiego o służbie, „uwikłaniu” w „istriebitielnym batalionie”, sowieckiej formacji, do której wcielano Polaków. Jej głównym celem była walka z banderowcami. Co ciekawe szesnastoletni Leszczyński służył w niej w polskiej rogatywce z orzełkiem otrzymanym przed Domem Ludowym w Germakówce od polskiego oficera, zamordowanego później przez NKWD w czasie zbrodni katyńskiej.
Na szczególne docenienie zasługuje również edytorska strona wspomnień Stanisława Leszczyńskiego. Ich redaktor Tomasz Bereza wykazał się niezwykłą dociekliwością weryfikując nawet najdrobniejsze podawane przez Leszczyńskiego szczegóły lokalnej historii. Doskonałym uzupełnieniem wspomnień mieszkańca Germakówki są fotografie oraz zapisy relacji innych świadków ludobójstwa na Podolu.
Bez lektury całości wspomnień Leszczyńskiego nie sposób w pełni zrozumieć czym według niego jest tytułowe „uwikłanie”. Bez wątpienie jednak to uwikłanie w dramatyczną historię Kresów było lub wciąż jest doświadczeniem milionów ich mieszkańców oraz potomków. Swoje trudne w lekturze, lecz bezcenne wspomnienia Leszczyński kończy wezwaniem do pojednania: „Mam marzenie, ze kolejne po nas pokolenia będą się uwalniały od zła, jakie się między naszymi narodami nawarstwiło. Że przyjdzie taki czas, kiedy któreś po nas pokolenia Polaków i Ukraińców zadadzą sobie wspólnie o nas pytanie: po co i dlaczego oni to robili”. W opinii Leszczyńskiego ten moment nie jest jednak możliwy „bez rozliczenia banderowskiego ludobójstwa”.
Książkę „Uwikłanie. Wspomnienia z Podola 1939-1945” opublikował rzeszowski oddział Instytutu Pamięci Narodowej. Wprowadzenie, redakcja naukowa i aneks autorstwa Tomasza Berezy.
Michał Szukała (PAP)