Polskie elity polityczne Galicji zawarły w latach 60. XIX w. swego rodzaju ugodę z Wiedniem zakładającą lojalność wobec cesarza Franciszka Józefa I w zamian za możliwość rozwoju kulturalnego i gospodarczego – mówi PAP prof. Andrzej Chwalba z UJ. 100 lat temu, 21 listopada 1916 r., w Wiedniu zmarł Franciszek Józef I, cesarz Austrii i król Węgier, panujący od 1848 r.
PAP: Mało który władca przejmuje tron w tak dramatycznych okolicznościach: trwała Wiosna Ludów, a monarchia habsburska stała na skraju rozpadu. Trzy lata wcześniej w Galicji doszło do tak zwanej rabacji galicyjskiej. Jak Polacy postrzegali nowego władcę i czy wiązali z nim jakiekolwiek nadzieje?
Prof. Andrzej Chwalba: Franciszek Józef przejmuje tron na skutek decyzji elit austriackich, które uznały, że niemożliwe jest stłumienie powstania węgierskiego i prowadzenie wojny we Włoszech w momencie, gdy panuje niepełnosprawny intelektualnie cesarz Ferdynand I. Jego następcą powinien zostać jego brat Franciszek Karol. Zdecydowano się jednak na młodszego Franciszka Józefa. W momencie przejęcia władzy Franciszek Józef jest postacią nieznaną, która dopiero rozpoczyna pisanie swojej historii. Na wyważone opinie o jakości jego panowania i o jego osobowości przyjdzie czas dopiero po wielu latach.
PAP: Jakim państwem jest Austria w momencie przejęcia tronu przez nowego cesarza? Jak bardzo jej system rządów różni się od tego, który znamy z późniejszych lat panowania Franciszka Józefa?
Prof. Andrzej Chwalba: Do wybuchu Wiosny Ludów ściśle scentralizowane państwo Habsburgów jest kierowane sprawną ręką przez wybitnego polityka europejskiego formatu, jakim jest Klemens Lothar von Metternich, twórca ładu wiedeńskiego. Zarządza nim w sposób zdecydowany i bezwzględny, tłumiąc wszelkie formy oporu społecznego. Podstawowymi filarami władzy są administracja, wojsko, policja i cenzura. Wobec słabości cesarza Ferdynanda rola Metternicha jest niezwykle ważna. Jego pozycja przypomina kardynała Richelieu za czasów Ludwika XIII.
Zmiany nastąpiły w czasie Wiosny Ludów, kiedy to na krótko monarchia austriacka stała się państwem parlamentarnym, gwarantującym poddanym podstawowe wolności obywatelskie. Zniesiono pozostałości poddaństwa chłopów i przeprowadzono akt rewolucyjny, jakim było uwłaszczenie chłopów na ziemi, której byli użytkownikami. Zmiany te entuzjastycznie przyjęła burżuazja licząc na szybszy rozwój gospodarczy, uprzemysłowienie, dzięki napływowi biednych chłopów do miast i tworzenie się rynku wewnętrznego. Tak też się stało. Po Wiośnie Ludów gospodarka austriacka zaczyna się rozwijać. Bardzo istotna dla tego procesu była budowa sieci kolei żelaznych, które spełniały również funkcje czynnika jednoczącego rozległą monarchię.
Prof. Andrzej Chwalba: Polacy liczyli przede wszystkim na przekształcenie Austrii w państwo trialistyczne. Marzą o powstaniu Austro-Węgier-Polski. Jeśli realizacja tak szeroko zakrojonego planu byłoby niemożliwa, to polscy politycy mieli nadzieję na wyodrębnienie Galicji z Austrii. Ten plan również nie został wypełniony. Udało się jednak powołać w Wiedniu oddzielne ministerstwo do spraw Galicji. Żaden inny kraj monarchii nie dysponował takim przywilejem, dzięki któremu w każdym rządzie zasiadał co najmniej jeden Polak, pilnujący interesów swego kraju.
Po upadku Wiosny Ludów rozpoczynają się rządy w konwencji przedrewolucyjnej, których symbolem jest minister spraw wewnętrznych Aleksander von Bach. Ale próba rządzenia w starym stylu rodzi silny opór, tym bardziej, że Bach nie miał takiego autorytetu jak Metternich. Wydarzenia lat 1848 - 1849 sprawiły, że świadomość poddanych monarchii została tak przeorana, że niemożliwy był już powrót do stanu sprzed Wiosny Ludów i używania do rządzenia tych samych narzędzi, co wcześniej. Nie sprzyjało temu również otoczenie międzynarodowe, na przykład ewolucja państw niemieckich, sąsiadujących z Austrią, w kierunku bardziej liberalnym politycznie i gospodarczo. Kraj rządzony przez Franciszka Józefa nie mógł być więc zimną enklawą w gorącym morzu.
PAP: Jeszcze większym przełomem dla losów monarchii jest rok 1867, gdy powstają Austro-Węgry. Na ile jest to moment kluczowy dla kształtowania się ambicji Polaków w zaborze austriackim?
Prof. Andrzej Chwalba: Zmiany rozpoczęły się już dużo wcześniej. Tak zwany Dyplom Październikowy z 1860 r., którego autorem był nowy minister spraw wewnętrznych, Polak, hrabia Agenor Gołuchowski, był zapowiedzią ewolucji Austrii w stronę liberalnego państwa konstytucyjnego. Młody cesarz w kontekście przegranej wojny z Piemontem i Francją w 1859 r. zaczął zdawać sobie sprawę, że zagrożone jest istnienie państwa i aby zapobiec jego rozpadowi należy dać zamieszkującym go ludom swobody. Od lat 60. poprawia się pozycja dotąd bezbarwnego cesarza w państwie, a jego zdanie na temat potrzeby zmian jest słuchane z uwagą. Zmiany przyspiesza kolejna klęska Austrii tym razem w wojnie z Prusami w 1866 r.
Rok 1867 przynosi dwa ważne wydarzenia. Pierwszym jest przekształcenie Austrii w monarchię dualistyczną. Był to eksperyment w skali europejskiej. Dwa narody, które wspólnie nie dysponowały w nowym państwie większością zawarły porozumienie, które gwarantowało stabilność i dalsze jego istnienie aż do I wojny światowej. W tym samym roku cesarz Franciszek Józef wydaje szereg aktów prawnych, nazywanych konstytucją. Ich zapisy gwarantowały szerokie swobody polityczne i osobiste, włącznie z prawem do zrzeszania się oraz prawa wyborcze w głosowaniu na przedstawicieli parlamentu w Wiedniu i ciał ustawodawczych poszczególnych krajów koronnych. Galicja i inne kraje koronne otrzymały autonomię. Ludy monarchii, a przynajmniej ich elity, są zadowolone, ponieważ mogą w końcu działać we własnym interesie.
PAP: Jakie plany polityczne mają Polacy w Galicji po 1867 r.?
Prof. Andrzej Chwalba: Polacy liczyli przede wszystkim na przekształcenie Austrii w państwo trialistyczne. Marzą o powstaniu Austro-Węgier-Polski. Jeśli realizacja tak szeroko zakrojonego planu byłoby niemożliwa, to polscy politycy mieli nadzieję na wyodrębnienie Galicji z Austrii. Ten plan również nie został wypełniony. Udało się jednak powołać w Wiedniu oddzielne ministerstwo do spraw Galicji. Żaden inny kraj monarchii nie dysponował takim przywilejem, dzięki któremu w każdym rządzie zasiadał co najmniej jeden Polak, pilnujący interesów swego kraju.
Polskie elity polityczne zawarły w latach sześćdziesiątych swego rodzaju ugodę z Wiedniem, zakładającą lojalność wobec cesarza w zamian za możliwość rozwoju kulturalnego i gospodarczego. Wówczas padły słynne słowa z jednego z memoriałów polskich polityków skierowanych do władz w Wiedniu: „z głębi serc naszych oświadczamy, że przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”. Później to „zaklęcie” będzie przywoływane na każdym poziomie życia politycznego. Często obrady miejskich i wiejskich ciał samorządowych kończyły się takim oświadczeniem.
Oznaczało to, że polska klasa polityczna rezygnuje z walki zbrojnej o niepodległość. Po powstaniu styczniowym polscy politycy uznali, że takie próby muszą skończyć się tragicznie. W Habsburgach uznano naszą własną dynastię, a nie jedną z trzech, które dokonały podziału ziem I Rzeczypospolitej. Był to całkowity przewrót w polskim myśleniu o stosunkach z zaborcą. Najjaśniejszy Pan stał się „naszym Panem”.
PAP: Polacy zaczynają zajmować najwyższe stanowiska w Wiedniu, włącznie z funkcją premiera...
Prof. Andrzej Chwalba: Rzeczywiście premierami byli Alfred Józef Potocki i Kazimierz Badeni. Inni wielokrotnie pełnili urzędy ministra skarbu i spraw zagranicznych, czyli stali na czele resortów wspólnych dla obu części monarchii. Najwybitniejszym był profesor ekonomii Uniwersytetu Jagiellońskiego Julian Dunajewski, który w latach 1880-1891 był ministrem skarbu Austrii. Uważano, że jego talent przewyższa ekonomistów austriackich. Był twórcą krakowskiej szkoły prawa i ekonomii. Stworzył solidne fundamenty gospodarki kraju. Do dziś w wielu miastach dzisiejszej Austrii znajdują się ulice, place i szkoły jego imienia. Dziś pamięć o nim w Polsce jest bardzo słaba, częściej wspomina się jego brata kardynała Albina Dunajewskiego.
PAP: Mówiąc o zasługach Polaków dla gospodarki Austro-Węgier w czasach Franciszka Józefa należy zapytać o to na ile mit biednej i zacofanej Galicji jest prawdziwy?
Prof. Andrzej Chwalba: Wielką rolę w upowszechnieniu tego mitu odegrał Stanisław Szczepanowski przygotowując w 1888 r. pamflet „Nędza Galicji w cyfrach i program energicznego rozwoju gospodarstwa krajowego”, który miał skłonić polskie elity do odegrania aktywniejszej roli gospodarczej. Po drugiej wojnie światowej weryfikując przytoczone przez Szczepanowskiego dane okazało się, że częściowo są „wzięte z sufitu”, że sytuacja socjalna i gospodarcza Galicji jest kiepska, ale nie tak zła, jak w tekście Szczepanowskiego.
W tym czasie mieszczanie lwowscy i krakowscy oraz światli arystokraci, tacy jak rodzina Lubomirskich z Przeworska i Potockich z Krzeszowic i Krakowa rozpoczęli inwestycje, które przynosiły stopniową poprawę kondycji gospodarczej Galicji. Rezultaty rozwoju były wymierne. W 1913 r. wysokość ciała rekrutów galicyjskich była wyższa o 2-3 cm niż poborowych do armii rosyjskiej w Królestwie Polskim. Ich stan zdrowia był również lepszy. Wyższe też były plony podstawowych upraw. Są to dowody na to, że Galicja prześcignęła, przynajmniej w niektórych aspektach Królestwo Polskie.
Przewagą Galicji nad Królestwem Polskim było posiadanie samorządu. Miejscowe władze potrafiły podejmować samodzielne inicjatywy wpływające na rozwój wsi i miasteczek galicyjskich. Dzięki temu rozwijało się szkolnictwo, wodociągi i inne zdobycze cywilizacyjne. Te osiągnięcia sprawią, że ustawa samorządowa międzywojennej Polski będzie wzorowana na austriackiej, obowiązującej w Galicji.
Zmieniało się galicyjskie rolnictwo. Powstawały spółki i spółdzielnie rolnicze oraz zorganizowane na wzór poznański kasy Stefczyka. Oczywiście przemysł galicyjski był słabo rozwinięty, ale w takich dziedzinach jak wydobycie ropy naftowej był światowym potentatem. Wyobraźmy sobie, że dziś Polska wydobywa 5 procent ropy naftowej na świecie, a tak było wówczas. Niestety niewiele korzyści z eksploatacji pozostawało w Galicji. Większość wypływała do Wiednia i do państw zachodnich.
Prof. Andrzej Chwalba: Polskie elity polityczne zawarły w latach 60. XIX w. swego rodzaju ugodę z Wiedniem, zakładającą lojalność wobec cesarza w zamian za możliwość rozwoju kulturalnego i gospodarczego. Wówczas padły słynne słowa z jednego z memoriałów polskich polityków skierowanych do władz w Wiedniu: „z głębi serc naszych oświadczamy, że przy Tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”.
PAP: Osiągnięcia te wzbudzały zazdrość Polaków z innych zaborów?
Prof. Andrzej Chwalba: Zazdrość wzbudzał przede wszystkim zakres swobód wynikający z posiadania autonomii. Wynikała z niej między innymi pełna polonizacja szkolnictwa na wszystkich szczeblach. Wyjątkiem były regiony zamieszkałe w większości przez Ukraińców, gdzie uczono w języku ukraińskim. Dzięki takim swobodom mogły kształtować się elity świadome swojego miejsca w społeczeństwie i wyrażające je poprzez inwestycje w kulturę i naukę. Świadectwem tego są zakładane w tym okresie muzea i galerie sztuki w Krakowie i Lwowie. Polacy z innych zaborów nie tylko zazdrościli swoim rodakom z Galicji, ale również lokowali tu swoje kapitały, wspierali polskie instytucje, takie jak Akademia Umiejętności. Galicja staje się więc zapleczem dla bogatego życia kulturalnego.
Kraków i Lwów są najważniejszymi polskimi ośrodkami akademickimi. Studiuje w nich dziesięć tysięcy osób. Dla porównania w tym czasie w Rzeszy Niemieckiej było pięćdziesiąt tysięcy studentów. Nie oznacza to, że Galicja była lepiej rozwinięta niż Niemcy, ale że napływali do niej Polacy z innych zaborów, zwłaszcza z Królestwa Polskiego i Ziem Zabranych. Żyjący pod panowaniem rosyjskim ziemianie i mieszczanie chcieli, aby ich dzieci formowały się w duchu polskości właśnie w Krakowie i Lwowie. Również przedstawiciele najbardziej znanych rodzin śląskich pobierają nauki w Galicji. Ma to wielkie znaczenie dla przekonywania ich do polskości i zrozumienia istnienia jednego narodu ponad granicami państw zaborczych.
Również w Galicji odbywały się wydarzenia skupiające uwagę Polaków ze wszystkich ziem. Najważniejszym z nich była Powszechna Wystawa Krajowa we Lwowie urządzona w stulecie powstania kościuszkowskiego. To z niej weźmie swoje początki idea międzywojennych Targów Wschodnich. Lwów jako miasto stołeczne i dobrze urządzone stało się centrum polskiego życia kulturalnego, społecznego i gospodarczego. Bardzo ważne też były zjazdy sokolstwa polskiego.
PAP: Historycy stronią od rozważań ze sfery historii alternatywnej, ale chyba warto zadać pytanie, czy gdyby nie dość przypadkowy wybuch wojny światowej w 1914 r. Austro-Węgry mogłyby istnieć dłużej? A może niezależnie od wydarzeń lat 1914-1918 pogrążyłyby się jednak w chaosie?
Prof. Andrzej Chwalba: Zdecydowanie to państwo mogło przetrwać dłużej, ponieważ niemal do końca jego istnienia nic nie wskazywało na jego rozpad. Jedenaście narodów było lojalnych wobec Najjaśniejszego Pana i nawet gdyby zmarł, to jednak wydaje się, że ich przedstawiciele nie rozpoczęliby działań przeciwko Wiedniowi. Wszystkie były beneficjentami obowiązującego w tym państwie liberalnego prawa, porządku, na przykład korzyści gospodarczych wynikających z uczestniczenia w wielkim 50 milionowym rynku i możliwości osiągania karier w administracji monarchii.
Wiedeń niemal do końca potrafił wygrywać niechęć pomiędzy poszczególnymi narodami, na przykład pomiędzy Ukraińcami a Polakami, czy Chorwatami i Węgrami. Wielką rolę odgrywał również Kościół katolicki, który poprzez kazania i lekcje religii w całej monarchii potrafił propagować lojalność wobec Habsburgów i wielonarodowego państwa.
PAP: Mit Franciszka Józefa narodził się już za jego panowania, ale trwał przez kolejne dziesięciolecia, aż po dziś. Gdzie są jego źródła? Do czego tęsknią mieszkańcy byłych Austro-Węgier i czy na pewno wszystkie narody wyrażają ten sentyment?
Prof. Andrzej Chwalba: Mit dobrotliwego władcy jest obecny w wielu krajach, niezależnie od przynależności narodowej, języka i wyznania. Jest obecny głównie wśród mas ludowych. Na początku XIX w. mieszkańcy Galicji wierzyli, że to król Polski i cesarz rosyjski Aleksander I będzie ich oswobodzicielem.
W międzywojniu ludzie pisali listy z prośbą o pomoc do Józefa Piłsudskiego. W PRL status dobrotliwego władcy miał Edward Gierek otrzymujący tysiące listów z prośbą o pomoc. Wydaje się, że istnieje wspólna potrzeba odwoływania się do autorytetu dalekiego władcy.
Podstawą mitu Franciszka Józefa jest ogólna pomyślność mieszkańców jego monarchii wyrażająca się między innymi poprzez brak konfliktów wewnętrznych i stabilny rozwój. Oczywiście nie wszyscy byli zachwyceni, ale po latach ciemne wspomnienia tamtych czasów zacierały się.
Wielką rolę dla budowy tego mitu odgrywała armia, która była szkołą austriackiego patriotyzmu. Jej oficerowie czuli się przede wszystkim oficerami wojska austriackiego i reprezentantami monarchii habsburskiej. To oni budowali i przekazywali żołnierzom mit dobrotliwego cesarza, zapewniającego maluczkim pomyślne życie w austriackiej, wielonarodowej arkadii.
Obrazki pokazujące Franciszka Józefa, jako ciepłego i serdecznego władcę były nośnikiem tego mitu i umacniały tę narrację. Bardzo ważne były również opowieści o włościanach przyjeżdżających ze swoimi problemami z najdalszych stron imperium i przyjmowanych przez Franciszka Józefa na audiencjach i otrzymujących od niego podarunki. Cesarz miał mieć czas dla wszystkich swoich poddanych. Oczywiście obraz ten nie był prawdziwy, ale dobrze było wierzyć, że w Wiedniu jest ktoś, kto pamięta o każdym z najdalszych części kraju.
Nie wszystkie narody kochają cesarza. Najmniej Czesi, którzy mieli do niego żal, że nie rozumiał i nie wspierał czeskich dążeń narodowych. Kochają go Polacy, ale być może jeszcze bardziej Ukraińcy. Niezwykle szanują go Słoweńcy, nazywani habsburskimi Słowianami. Z dużym szacunkiem wciąż wyrażają się o Franciszku Józefie Austriacy, szczególnie tyrolscy górale. Węgrzy są podzieleni. Ci, co pragnęli pełnej niepodległości, nie mają szczególnych uczuć sympatii do króla węgierskiego Franciszka Józefa. Natomiast ci, co podnosili, jako wartość lojalność i bieżące korzyści, do dzisiaj cenią króla i cesarza w jednej osobie. Na jego sarkofagu w wiedeńskim kościele Kapucynów zawsze znajdują się świeże kwiaty składane przez przedstawicieli narodów monarchii.
W kontekście kultu cesarza Franciszka Józefa warto przypomnieć pewną anegdotę. Leon Biliński, był ostatnim Polakiem na wysokim stanowisku w rządzie austro-węgierskim. Pełnił w nim w latach 1912-1915 urząd ministra skarbu. Po rozpadzie monarchii został ministrem w rządzie Ignacego Jana Paderewskiego. Jadąc z Krakowa do Warszawy miał przy sobie tylko małą walizkę i pakunek. Był to portret Franciszka Józefa, który zawiesił w swoim ministerialnym gabinecie w Warszawie. Cesarz nie żył już od trzech lat. W tym samym czasie alianccy oficerowie próbujący rozdzielić walczących w Galicji Polaków i Ukraińców, czyli narody do niedawna budujące monarchię, byli zszokowani, że w mieszkaniach lwowskich mieszczan powszechnie wisiał taki sam portret jak w gabinecie Bilińskiego.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/