Blisko 50 plansz z archiwalnymi fotografiami przedstawiającymi skutki największego w historii polskiego przemysłu chemicznego pożaru, znajdzie się na wystawie upamiętniającej katastrofę, do której doszło przed 45 laty w Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach.
Wernisaż wystawy "Pamiętamy, będziemy pamiętać…" odbędzie się w poniedziałek w Bibliotece Śląskiej w Katowicach.
W tym roku mija 45 lat od tego tragicznego pożaru - największego w historii polskiego przemysłu chemicznego, który rozpoczął się 26 czerwca 1971 r. Dramatyczna akcja ratowniczo-gaśnicza trwała kilka dni. Wskutek pożaru zginęło 37 osób, a ok. 100 zostało rannych.
Prezentowane na wystawie skany archiwalnych fotografii przedstawiają nie tylko kolejne etapy akcji, ale i późniejszą skalę zniszczeń na terenie rafinerii. "Tragedia miała ogromne znaczenie nie tylko dla naszej miejscowości, ale i całego regionu. W akcję zaangażowali się strażacy i ochotnicy z całego województwa, a rozwojem wydarzeń interesowała się cała Polska" – podkreślił Jacek Cwetler ze współorganizującego wystawę Towarzystwa Przyjaciół Czechowic-Dziedzic.
Na ekspozycję składają się także m.in. pamiątki rodzinne, wspomnienia rodzin ofiar tragedii, a także związane z nią dokumenty. Podczas wernisażu będzie też można obejrzeć kilkunastominutowy film dokumentalny zrealizowany wówczas przez pracowników katowickiego oddziału TVP.
Ekspozycję organizuje Biblioteka Śląska w Katowicach we współpracy z Miejskim Domem Kultury w Czechowicach-Dziedzicach, Towarzystwem Przyjaciół Czechowic-Dziedzic oraz Michałem Kobielą.
W tym roku mija 45 lat od tragicznego pożaru w Rafinerii Nafty w Czechowicach-Dziedzicach - największego w historii polskiego przemysłu chemicznego, który rozpoczął się 26 czerwca 1971 r. Dramatyczna akcja ratowniczo-gaśnicza trwała kilka dni. Wskutek pożaru zginęło 37 osób, a ok. 100 zostało rannych.
Wystawa będzie czynna do 2 stycznia 2017 r.
Tragiczny w skutki pożar rozpoczął się 26 czerwca 1971 r., gdy nad Czechowicami-Dziedzicami przeszła niewielka burza. Jeden z piorunów uderzył w tzw. kominek oddechowy zbiornika ropy. Zbiorniki w rafinerii nie były wówczas wyposażone w "pływające dachy", które uniemożliwiają gromadzenie się mieszaniny wybuchowej nad powierzchnią ropy. Dlatego też uderzenie wywołało zapłon oparów zgromadzonych w zbiorniku, w którym znajdowało się około 10 tys. ton ropy.
W ciągu kilku minut pożar objął cały zbiornik oraz ropę rozlaną na "tacę" przy nim. Huk eksplozji słychać było w odległości kilku kilometrów. Wtedy jeszcze nikomu nic się nie stało.
Na miejsce docierały kolejne zastępy strażaków zawodowych i ochotników, a także milicjantów i żołnierzy. Rafineryjne instalacje gaśnicze były jednak niesprawne; strażacy mogli korzystać wyłącznie z własnego sprzętu.
Podczas gaszenia zbiornika dostało się do niego kilkadziesiąt tysięcy litrów wody, które były podgrzewane przez palącą się na tzw. tacy ropę. Po północy woda osiągnęła temperaturę wrzenia i zaczęła przedzierać się ku górze zbiornika. Podnosząc lżejszą ropę naftową spowodowała jej wyrzut na odległość ponad 200 m. Na strażaków i stojące niedaleko od palącego się zbiornika samochody spadło około 7 tys. ton płonącej ropy. Na miejscu zginęły 33 osoby. Cztery kolejne zmarły w szpitalach wskutek oparzeń. Obrażenia odniosło 105 osób. Zniszczone zostały 22 samochody pożarnicze.
Po wybuchu ogień rozprzestrzenił się na wydział destylacji acetonem, benzenem i toluenem, front odbioru ropy i stojące tam cysterny oraz kolumny destylacyjne. Zagroził też elektrociepłowni. Przez kilkadziesiąt godzin strażacy nie byli w stanie opanować pożaru. Skuteczny "atak" zorganizowano 29 czerwca. Dogaszanie pożaru trwało jeszcze trzy kolejne doby.
Pożar miał wiele przyczyn. Strażacy ocenili, że najpoważniejsze z nich to m.in. niesprawna instalacja chłodząca zbiorniki, niedrożna instalacja pianowa, zbyt ciasne rozmieszczenie zbiorników i ich przestarzała konstrukcja.
Odbudowa zakładu trwała kilka miesięcy.(PAP)
akp/ agz/