Obraz „Ekstaza św. Franciszka”– jedyne w polskich zbiorach dzieło El Greca wróciło do macierzystej kolekcji w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach. Obraz prezentowany jest tam ponownie od 12 grudnia po półrocznej nieobecności. W tym czasie dzięki porozumieniu między Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach i Muzeum Narodowym w Krakowie, dzieło poddane zostało kompleksowym badaniom fizykochemicznym, przeszło wieloetapową konserwację i restaurację dokonaną przez interdyscyplinarny zespół specjalistów pod kierunkiem Janusza Czopa – głównego konserwatora Muzeum Narodowego w Krakowie.
„Jeszcze więcej oryginalnego El Greco!” głosili uczestnicy projektu konserwatorskiego na blogu Muzeum Narodowego w Krakowie, gdzie systematycznie relacjonowane były postępy prac. Dzięki temu projektowi nie tylko odświeżono wygląd dzieła, ale odkryto wiele jego tajemnic. Znawca nowożytnego malarstwa hiszpańskiego, ks. prof. Andrzej Witko z Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II, podkreślał przy prezentacji odnowionego obrazu w krakowskich Sukiennicach (26 XI-4 XII): „jesteśmy świadkami wielkiego wydarzenia ponownego odkrycia El Greca”. Nie chodzi tu tylko o wydobycie pełni blasku dzieła w 40 lat po jego pierwszej konserwacji, ale także o pierwsze sensacyjne odkrycie dzieła ponad 50 lat temu, kiedy zostało znalezione przez polskie badaczki na Podlasiu i w kilka lat później potwierdzone zostało bezspornie autorstwo dzieła.
„Nieznany obraz El Greca – jednego z najważniejszych artystów w historii sztuki na podlaskiej plebani? Nie sądzę” – musiały usłyszeć wielokrotnie w 1964 roku badaczki Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk: dr Izabela Galicka i Hanna Sygietyńska-Kwoczyńska, kiedy zajmując się inwentaryzacją zabytków sztuki powiatu sokołowskiego na Podlasiu, znalazły obraz na plebanii. „Wisiał na ścianie plebanii przy kościele parafialnym w Kosowie Lackim. Pociemniały i brudny, z rozdarciem w lewym, górnym rogu zwrócił jednak naszą uwagę. Było w nim coś intrygującego. Informację o nim oraz zdjęcie zamieściłyśmy w 1965 r. w Katalogu Zabytków Sztuki, przypisując obraz wstępnie warsztatowi El Greca. Następnie rozpoczęłyśmy żmudną pracę i szczegółowe studia nad twórczością tego malarza […]. Zasięgnęłyśmy opinii jednego z najwybitniejszych znawców malarstwa El Greca, profesora Jose Gudiola z Barcelony, autora rozprawy o ikonografii i chronologii obrazów św. Franciszka el Greca, zamieszczonej w Art Bulletin w 1962 r. W muzeach Bukaresztu i Budapesztu, w owych czasach jedynych dostępnych dla nas, w których znajdowały się dzieła tego mistrza studiowałyśmy jego styl, technikę i kolorystykę. Pogłębiałyśmy swoją wiedzę o nim, wertując obfitą literaturę na jego temat. Wreszcie w 1966 r. opublikowałyśmy w Biuletynie Historii Sztuki artykuł pt. ‘Nieznany obraz w Kosowie z serii franciszkańskiej El Greca’, uznając malowidło w wyniku analizy ikonograficznej i stylowej za autentyczne dzieło pochodzącego z Krety hiszpańskiego malarza. Nasza hipoteza nie znalazła jednak akceptacji w środowisku historyków sztuki. Największe autorytety naukowe opowiedziały się przeciwko uznaniu „naszego” obrazu za oryginał. Ostatnie słowo powinno jednak należeć do konserwatorów. Bez oczyszczenia malowidła, usunięcia starych werniksów i przemalowań oraz bez badań technologicznych nie można było wydawać ostatecznego werdyktu. […] Wkrótce zapanowała cisza, trwająca do 1974 r. Spoglądano na nas z ironią lub z lekceważeniem, gdyż wydawało się absurdem, żeby w niewielkiej osadzie podlaskiej znajdował się nieznany obraz malarza o którego dzieła ubiegały się największe muzea świata”[1].
Po przeniesieniu obrazu z Kosowa do kurii diecezjalnej w Siedlcach, 10 lat po jego odkryciu, w 1974 roku ówczesny biskup zlecił upragnioną przez badaczki konserwację obrazu. Konserwacja przeprowadzona pod kierunkiem prof. Bohdana Marconiego (z udziałem Zofii Blizińskiej i Marii Ortweinowej) wykazała przełomowe odkrycie: oryginalną sygnaturę, pisaną grecką minuskułą: „Domenikos Theotokop(ulos)”, w dolnej części obrazu, który wcześniej znajdował się na zagiętym, niedostępnym blejtramie. „Autorskie zmiany w obrazie (tzw. pentimenti), nie budząca wątpliwości sygnatura, faktura pierwotnej warstwy malarskiej, kolorystyka i uroda obrazu, a także wyniki wszechstronnych analiz chemicznych i spektralnych poświadczały autentyzm dzieła. W naszej ocenie zajmuje ono czołowe miejsce w całej rozproszonej po świecie serii ponad stu obrazów św. Franciszka, wiązanych z El Grekiem. Rezultaty przeprowadzonej konserwacji przyniosły nam pełną emocji satysfakcję”[2].
Zaś w 2009 roku Panie odznaczone zostały przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski za ogromny wkład w gromadzenie dóbr kultury w Polsce.
Jak to się stało, że po ekspertyzie konserwatorskiej, potwierdzającej autentyczność dzieła nie był udostępniany publicznie przez 40 lat? Przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa. Władze kościelne obawiały się także, że obraz może zostać przejęty przez Państwo, poprzez nakaz przekazania go do muzeum państwowego. Dopiero gdy w 2000 roku biskup siedlecki Jan Wiktor Nowak wydaje dekret erygujący Muzeum Diecezjalne, w kolejnych latach nie tylko udostępniane są prężnie zbiory Muzeum, ale także rozpoczęto prace nad ekspozycją „Ekstazy św. Franciszka”. Obraz został zaprezentowany publicznie po raz pierwszy 15 X 2004 roku na wystawie stałej Muzeum, w osobnej, przeznaczonej tylko dla niego sali. Od tamtego czasu do momentu ponownej, dopiero co zakończonej konserwacji obrazu, był on prezentowany poza Siedlcami tylko dwukrotnie: na Zamku Królewskim w Warszawie w 2014 roku (w ramach obchodów Międzynarodowego Roku El Greco pod patronatem UNESCO) i w Ośrodku Kultury Europejskiej Europeum w Krakowie w roku 2015.
Od ubiegłego poniedziałku obraz udostępniony jest ponownie na stałej ekspozycji w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach. Jak podaje w rozmowie telefonicznej Dorota Pikuła – kustosz zbiorów Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach - obraz cieszy się niebywałą popularnością, jego powrót był wyczekiwany przez zespół Muzeum i międzynarodowych odbiorców. Na styczeń 2017 roku zaplanowano w Siedlcach kolejną konferencję naukową, związaną z dziełem, która dotyczyć będzie nie tylko problemu sztuki sakralnej i mistycznej, ale także zagadnień konserwatorskich, ze szczególnym uwzględnieniem projektu zrealizowanego w Pracowni Konserwatorskiej Muzeum Narodowego w Krakowie. Był to niezwykle rozbudowany projekt, sfinansowany w większości przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, z udziałem kilkunastoosobowego zespołu konserwatorów, fizyków i chemików z pracowni MNK i LANBOZ oraz ASP, przy konsultacji z zakresu historii sztuki dr hab. Andrzeja Betleja – Dyrektora Muzeum Narodowego w Krakowie.
Pod datą 29 lipca 2016 roku, w drugim miesiącu konserwacji na blogu MNK czytamy: „Kontynuujemy usuwanie pociemniałego werniksu i starych retuszy, odsłaniając centymetr po centymetrze autorską kolorystykę obrazu. Pozbywamy się też starych kitów […] Pracując pod powiększeniem stale odkrywamy coś interesującego i zachwycającego, jak choćby zatopione w farbie pojedyncze szczecinowe włosy z pędzla, którym mistrz malował św. Franciszka.”[3]
Prócz badań wykonanych wysoce specjalistyczną aparaturą, obraz przeszedł kolejne, precyzyjnie zaplanowane prace: m.in. prasowanie na stole dublażowym z równoczesną regeneracją dublażu na wosk, wykonanego w trakcie konserwacji w 1974 roku, nabicie płótna na nowe drewniane krosno. Jak podaje kierownik projektu Janusz Czop: „Na marginesach płótna odkryliśmy nieznaną do tej pory pierwotną, autorską warstwę malarską. Wyprostowaliśmy te marginesy i zakonserwowaliśmy nasze odkrycie. Dzięki temu obraz powiększył się o 4 cm na szerokość i o 2 cm na wysokość”. Odkryto także trzecie słowo sygnatury autorskiej. Konserwatorzy odsłonili słowo: „epoiei” (wykonał) do odkrytej przed 40 laty sygnatury greckim alfabetem „Domenicos Theotocopulos”.
Potwierdziło się podejrzenie, że stygmat na habicie w okolicach serca św. Franciszka nie był dziełem El Greca, lecz został namalowany później (w poł. XIX w.) i konserwatorzy podjęli decyzję o usunięciu go. Wreszcie: „Wraz z konserwacją obrazu, Muzeum Narodowe w Krakowie podjęło się wykonania nowej, stylowej ramy, która nie tylko jeszcze lepiej i atrakcyjnej wyeksponuje obraz, ale równocześnie będzie ramą mikroklimatyczną czyli taką, która zapewnia bezpieczne warunki przechowywania i ekspozycji. Na komisji konserwatorskiej z udziałem ks. dr. Roberta Mirończuka – dyrektora Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach – przeanalizowaliśmy kilkanaście, specjalnie przygotowanych wizualizacji obrazu w różnych ramach z epoki i ostatecznie wybraliśmy typową dla tego okresu ramę typy cassetta, zdobioną złotem i temperą oraz złotym ornamentem w technice sgraffito”[4].
Obecny stan zachowania obrazu i sposób jego eksponowania, pozwoli na dalsze analizy, mające na celu bardziej precyzyjne usytuowanie dzieła w całokształcie twórczości hiszpańskiego mistrza. Według Doroty Pikuli ta datowana na lata ok. 1575-1580 praca „zajmuje ważne miejsce w rozproszonej po świecie serii franciszkańskiej malarza. Z ponad 100 płócien obejmujących: modlitwę, medytację, stygmatyzację, bądź ekstazę świętego Franciszka ten nasz należy do najwcześniejszych […], by potem mógł stać się wzorem dla kolejnych”[5].
Siedlecki obraz wydaje się zawierać wszystkie charakterystyczne dla stylu El Greca komponenty, które później obecne będą w wielu jego kompozycjach: uduchowiona ekstatyczna postać, prezentowana w momencie przejścia ze sfery ziemskiej w sferę niebiańską (tu po otrzymaniu stygmatów), kiedy cielesność świętego (przynależność do sfery ziemskiej) współegzystuje z mistycyzmem obrzędu przejścia (sfera duchowa). Towarzyszy temu charakterystyczne dla El Greca wrażenie drgania i ruchu całej przestrzeni obrazowej ku górze, jak choćby w słynnej „Adoracji imienia Jezus” z tego samego czasu (1577-79, National Gallery, Londyn) i w większości późniejszych prac. Obecna jest tu charakterystyczna dla hiszpańskiego malarza rozwibrowana kolorystyka oraz operowanie światłem o wielu źródłach, którego zmienne nasycenie modeluje kształty, barwę i niepowtarzalną aurę dzieł. Tłem dla ukazanego na pierwszym planie świętego jest jak zwykle u El Greca niebo zasnute chmurami, uformowanymi w taki sposób, że miąższ chmur jest niemal wyczuwalny. Tutaj, podobnie jak w większości obrazów Hiszpana chmury mają mocną, zwartą konstrukcję, budującą swoistą architektonikę tła. Wzniesione ku górze oczy Franciszka, pochylone ciało i rozłożone ręce z wyeksponowanymi dłońmi przypomina inny obraz El Greca, powstały kilka lat później. To „Chrystus w Ogrójcu” (ok. 1590-95, Toledo Museum of Art). Znamienne, że w tym obrazie i w wielu innych późniejszych dziełach, jak choćby „Chrystus niosący krzyż” (1600—1605, Museo Nacional del Prado, Madryt) El Greco dał Chrystusowi rysy twarzy Franciszka. El Greco używając środków formalnych wywołał tu wrażenie ruchu, napięcia, cyrkulacji i niepokoju. Ten ekstatyczny zawrót głowy udziela się także widzowi, przez co ten niewielki obraz przywołał moje wspomnienie oszołomienia pod wpływem wielkogabarytowych, architektonicznych, pełnych ruchu późniejszych dzieł artysty, z którymi zetknęłam się w Museo Nacional del Prado w Madrycie.
Trudno uwierzyć, że nie są znane wcześniejsze losy tego obrazu – jednego z sześciu najcenniejszych dzieł znajdujących się w polskich kolekcjach (obok „Damy z gronostajem” Leonarda da Vinci w zbiorach Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, „Sądu Ostatecznego” Hansa Memlinga w zbiorach Muzeum Narodowego w Gdańsku i trzech obrazów Rembrandta van Rijn w zbiorach Muzeum Czartoryskich w Krakowie i Zamku Królewskiego). Nie wiadomo, kiedy obraz trafił do Polski. Najprawdopodobniej kupił go w 1927 roku w warszawskim antykwariacie ks. Stanisław Szepietowski na prośbę kuzyna ks. Franciszka Dąbrowskiego, który, gdy później został przeniesiony do parafii w Kosowie Lackim, zabrał ze sobą płótno. Po jego śmierci odziedziczył je jego następca ks. Władysław Stępień. Podobno zanim obraz znaleziono w Kosowie Lackim, znajdował się prawdopodobnie w pobliskim majątku Tosie.
Istnieje hipoteza, że obraz mógł należeć do którejś magnackiej kolekcji sztuki - Ossolińskich, Radziwiłłów, bądź Krasińskich (być może przywiózł ten obraz z Hiszpanii hrabia Wincenty Krasiński, ojciec poety, właściciel pobliskiej Sterdyni, wracając do kraju z bitwy pod Somosierrą).[6]
Dość wspomnieć, że nim trafił w Kosowie na plebanię, znajdował się w jednym z pomieszczeń dzwonnicy i był przeznaczony do spalenia. Gdyby nie święty Franciszek, którego w opinii księdza nie należało było palić. Dzięki Bogu.
Małgorzata Paluch-Cybulska
Źródło: MHP
[1] Cytat za: http://www.muzeum.siedlce.pl/pl/content/artykul-el-greco-3
[2] j.w
[3] http://blog.mnk.pl/jeszcze-wiecej-oryginalnego-el-greco/
[4] http://blog.mnk.pl/el-greco-kolejny-etap-konserwacji/
[5] http://www.muzeum.siedlce.pl/pl/content/artykul-el-greco-4
[6] Wypowiedzi ks. dr Roberta Mirończuka, dyrektora Siedleckiego Muzeum Diecezjalnego. Porównaj także: http://www.siedlce.pl/index.php?option=16&action=news_show&news_id=2414