Potańcówką zainauguruje swoje "nowe otwarcie" jeden z najsłynniejszych warszawskich lokali SPATiF, w którym niegdyś przesiadywali Himilsbach i Maklakiewicz, Holoubek i Konwicki. "Nowy" SPATiF zostanie otwarty 1 lutego.
Jak podkreślają nowi właściciele lokalu, odnowiony SPATiF ma być miejscem, nawiązującym do swej bogatej historii, nie odtwarzającym jednak utartych schematów i klisz.
"Nie chcemy stawiać pomników, budować muzeum. To miejsce musi żyć. Polański, Maklakiewicz i Fronczewski też mieli kiedyś trzydzieści parę lat, jak my dzisiaj. Przychodzili do SPATiF-u, lano im wódkę, rozmawiali i wychodziła z tego fajna sprawa. Nasz plan jest taki sam" - zapowiadał w wywiadach współtwórca "nowego" SPATiF-u Paweł Wojciechowski.
Legendarny lokal w Alejach Ujazdowskich był świadkiem zakrapianych imprez, w których udział brali najwybitniejsi artyści epoki PRL-u. To tu Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach improwizowali dialogi, które później powtarzali w "Rejsie"; nazwisko swego bohatera, Sidorowskiego, Himilsbach wybrał "na cześć" kierownika lokalu Władysława Sidorowskiego, od którego aktor dostał - jak się miało okazać tymczasowy - zakaz wstępu.
Marek Hłasko bił szklanki o SPATiF-owy parkiet, aktor Jan Świderski pobił się z krytykiem Janem Kottem, a złotym medalem olimpijskim, zdobytym w 1972 r. w Monachium, chwalił się miotacz kulą Władysław Komar, który w SPATiF-ie najchętniej wypijał kurzy rosół z wódką.
Drzwi do lokalu stały otwarte, ale o tym kto wchodzi, a kto nie decydował Franio Król, szatniarz, u którego wymienić można było także walutę czy uzyskać drobną pożyczkę.
"Jako prezes ZASP jestem odpowiedzialny za świadomość tradycji, wagi jaką odgrywała knajpa SPATiF w latach PRL. Był to klub zamknięty, do którego dostać się mogło tylko za okazaniem legitymacji. Kilka lat temu był u mnie ambasador Niemiec, który chwalił mi się, że w stanie wojennym posiadał legitymację, uprawniającą go do konsumpcji w naszym klubie. Wiedział, że tu należy bywać" - powiedział PAP prezes Związku Artystów Scen Polskich Olgierd Łukaszewicz.
"Mnie pan Franio rzadko wpuszczał. Bywałem wprowadzony przez Tadeusza Łomnickiego, do stolika z malarzem Tadeuszem Dominikiem. Wprowadzał mnie także Kazimierz Kutz, który miał swój stolik po prawej stronie sali. Bywał w kręgach Stanisława Dygata, Kaliny Jędrusik. Moje bywanie wiązało się z moim debiutem +Dancing w kwaterze Hitlera+. Tutaj widziałem jak Maklakiewicz improwizował na fortepianie" - wspominał Łukaszewicz.
Jak przyznał, nie podejrzewał nawet, że przesiaduje w lokalu, który po latach będzie określany jako "kultowy". "Nie spodziewałem się, że odnajdę ten lokal opisany przez Janusza Głowackiego - też bywalca - w jego powieści +Z głowy+ czy przez Marka Nowakowskiego. Że to będzie jeden z tych słynnych lokali Warszawy. Wiele ubeków bywało tu by sondować środowisko, podobno też ludzie, współpracujący z MSW, podobno także dziewczyny lekkich obyczajów. Nie potrafię jednak powiedzieć, co stanowiło o wyjątkowości tego miejsca" - ocenił.
"Teraz lokal rusza ponownie. Dla wszystkich, którzy lubią tropić elementy PRL-u w dzisiejszej rzeczywistości muszę podkreślić, że znajdą to miejsce nieco zmienione. Młodzi artyści zbuntowali się przeciwko legendzie. Jeszcze do niedawna wisiały na ścianach fotografie dawnych sławnych bywalców, którzy odeszli. Wyparował humor w stosunku do przemijania, a nie jest to przecież izba pamięci. Mam nawet ochotę zainscenizować +Dziady+, w których wywoływałoby się tych, którzy lubili +tankować+, często nie oglądając się na resztę gości" - zauważył prezes ZASP.
Jak na przykład Bronisław Pawlik, aktor teatralny, filmowy i radiowy. "Według legendy wchodził tu, wypijał i wychodził. Zanim alkohol zaczął działać w jego organizmie, już był w domu" - wspominał Łukaszewicz.
Jego zdaniem to stan wojenny był odpowiedzialny za początek końca SPATiF-u. "Przyszła decyzja o likwidacji ZASP, co wpłynęło na charakter lokalu. Potem jakoś jeszcze funkcjonował, ale już na innych zasadach. Niedobitki pojawiały się czasami. Przychodził Jerzy Hoffman, Janusz Majewski umawiał się tu ze swoimi gośćmi. Wódka wyparowała jako ten obowiązkowy bilet wstępu do krainy rauszu. Została legenda i masa anegdot" - dodał.
"To było miejsce wielu inspiracji, kontaktów. To była namiastka wolności, bohemy. Tutaj rodziły się kąśliwe komentarze na temat rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Nie było przecież żadnego programu, żadnego kabaretu. Czasami tylko ktoś coś zagrał. Dzisiaj artyści Oddziału Warszawskiego mają ambicję pokazać ten lokal także w takim, artystycznym wymiarze. Bardzo bym chciał, aby młodsi ode mnie przynajmniej o 30 lat artyści zechcieli uznać tę knajpę za swoją, żeby stało się to życie towarzyskie platformą rozmowy, integracji tego bardzo rozproszonego środowiska" - podkreślił Łukaszewicz.
Zapowiedział także, że zwróci się z prośbą do dawnych bywalców SPATiF-u, aby "zechcieli wyjść z domowych pieleszy i od czasu do czasu przyjść, zbratać się z młodszym pokoleniem".
Działalność "nowego SPATiF-u" zainauguruje potańcówka, zaplanowana na 1 lutego, ale wydarzenia kulturalne, związane z otwarciem lokalu, trwać będą niemal do końca miesiąca.
Już 2 lutego mieszkańcy stolicy będą mogli bawić się przy muzyce The Warsaw Dixielanders. Na 4 lutego zaplanowano prapremierę projektu muzycznego Lost Education, tworzonego przez skrzypka Patryka Zakrockiego, klarnecistę Pawła Szamburskiego i wokalistkę Hanią Piosik. 5 lutego w SPATiF-ie odbędzie się koncert z cyklu "Zima w Mieście" duetu Jerz Igor (Jerzy Rogiewicz/ Igor Nikiforow). (PAP)
pj/ pat/