Przysięgam, że nigdy nie współpracowałem, ale miałem swoje metody walki - powiedział we wtorek w Gdańsku Lech Wałęsa. Zapowiedział, że jego prawnicy wystąpią prawdopodobnie o nową opinię grafologiczną dotyczącą akt TW "Bolka".
Tydzień temu Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że z opinii biegłych grafologów Instytutu Sehna w Krakowie dotyczącej teczek TW "Bolek" wynika, że zobowiązanie do współpracy z Służbą Bezpieczeństwa podpisał Lech Wałęsa. B. prezydent był w tym czasie na zjeździe noblistów w Kolumbii i dopiero w poniedziałek wrócił do Polski.
"Ja mogę postawić 100 grafologów, którzy powiedzą odwrotnie" - powiedział we wtorek dziennikarzom Wałęsa.
Wałęsa tłumaczył, że po stłumionym strajku w grudniu 1970 r. uznał, trzeba zmienić sposób walki z komunistyczną władzą. "Widząc, że nie mamy szansy na zwycięstwo postanowiłem jako szef strajku zaoszczędzić tych ludzi i nie wpychać ich w walkę z góry przegraną. I dlatego rzeczywiście hamowałem głupie ataki czy wychodzenie na ulicę, bo byłem przeciwnikiem bijatyk i przegrywania. Mogłem postąpić tak jak w powstaniu warszawskim - wykrwawić naród, ale ja lubię zwyciężać, a nie mordować swoich ludzi (..) W związku z tym postanowiłem, że będę rozmawiał. Będę - możecie nawet powiedzieć - współpracował - ale nie zasadzie zdrady, poddania się, opowiedzenia się po stronie komunistów" - podkreślił Wałęsa.
Pytany o dalsze kroki ws. oskarżeń o agenturalną przeszłość, Wałęsa odpowiedział: "Będę wyszydzał bohatera Zybertowicza, wyszydzał Cenckiewicza, speca od papierów, który nawet nie wie, jak powstały teczki Kiszczaka (...) Żaden ten tekst (badany przez grafologów - PAP) nie jest moim tekstem. Nigdy nie byłem po tamtej stronie".
Tłumaczył, że został wezwany na przesłuchanie po tym, jak służby specjalnie dowiedziały się, że nie odpowiedział wraz z innymi robotnikami "pomożemy" na wezwanie I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka podczas jego wizyty w Stoczni Gdańskiej. "Na filmach złapali mnie, że nie krzyczę. I na komendzie zaśpiewali mi, że Gierek to Zachód i będzie lepiej, i pytają mnie: +Polska jest w trudnej sytuacji. Czy pan będzie przeszkadzał, czy pan pomoże nam wyjść z tego wszystkiego?+. Takie sytuacje są, że nie ma innego wyjścia" - dodał.
Lech Wałęsa opowiadał, jak przebiegało przesłuchanie po jednym z zatrzymań. "Wszystko wyśpiewałem, bo ja nie miałem nic złego - nie biłem się, nie kradłem - ale to nie były donosy. Walczyłem z otwartą przyłbicą, mówiłem co mi się nie podoba, tak byłem bezczelny (...) Mnie nikt nigdy nie złamał i nie złamie" - mówił. Kategorycznie zaprzeczył, że brał jakiekolwiek pieniądze od SB. "Nie miałem nic z tym wspólnego, żadnych pieniędzy" - podkreślił.
Zastrzegł, że podpisywał po przesłuchaniu to samo, co inne osoby. "Podpisywałem wszystko to, co inni podpisywali, a więc +sznurówki oddajemy+. Jeden tekst był tylko niebezpieczny, że nie powiem nic, co było na przesłuchaniu. To były standardowe papiery dla wszystkich takie same. W tamtym czasie oni byli tak butni, że nie zaproponowali mi współpracy - ja byłem nawet trochę obrażony. Ale oni mieli tak dobrych, mądrych i wykształconych ludzi, że robotnik taki jak ja nie był im potrzebny (...) Ja chciałem ich nawracać i dlatego rozmowy moje były w tym kierunku. Walczyłem bowiem z systemem, a nie z ludźmi" - mówił.
Wałęsa opowiadał, jak przebiegało przesłuchanie po jednym z zatrzymań. "Wszystko wyśpiewałem, bo ja nie miałem nic złego - nie biłem się, nie kradłem - ale to nie były donosy. Walczyłem z otwartą przyłbicą, mówiłem co mi się nie podoba, tak byłem bezczelny (...) Mnie nikt nigdy nie złamał i nie złamie" - mówił.
Kategorycznie zaprzeczył, że brał jakiekolwiek pieniądze od SB. "Nie miałem nic z tym wspólnego, żadnych pieniędzy" - podkreślił.
"Były dwie teczki pod nazwą +Bolek+: jedna ta legalna - która prowadziła do tego, żeby mnie postawić przed sądem, a finał miał być, że jestem szpiegiem amerykańskim - taki finał proponowała tamta strona - te dokumenty sto procent, 100 tomów zostało zniszczonych w Świeciu. I była druga teczka, którą teraz tu pokazują. Ta teczka to była +nielegalna walka z Wałęsą+, a polegało to na tym, że zbierano, podrabiano różne papiery. I - nie mogąc pokonać Wałęsy - próbowano zniechęcić społeczeństwo do Wałęsy jako agenta i donosiciela" - powiedział b. prezydent.
Jak dodał, "dopóki ta władza jest, to nie ma sensu z nimi rozmawiać". "Nie wiem, co mi zalecą prawnicy. Ja wykorzystam wszystko, żeby tych ludzi małych, zdrajców ojczyzny, albo głupców - tak ich nazywam - żeby ich doprowadzić do porządku, by nie niszczyli zdobyczy Polski" - zaznaczył.
"Mnie ubliżają w wolnej Polsce. Zniszczyli Solidarność przez takie gadki, że zdrajcy byli na czele. Zniszczyli nasz wielki dorobek. I są to albo głupcy i szaleńcy albo zdrajcy i rzeczywiście agenci, którym zależy, żeby zniszczyć polski dorobek" - stwierdził Wałęsa.
B. prezydent tłumaczył, że donosy TW "Bolka", analizowane przez grafologów, zostały napisane przez funkcjonariuszy SB na podstawie podsłuchów założonych w miejscach, gdzie przebywali robotnicy. "Te podsłuchy tak przepisane są bardzo podobne do donosów. I te podsłuchy generał Kiszczak wykorzystywał kserami wysyłając je różnym ludziom, w tym pani Walentynowicz. Tak próbowano mnie złamać, zastraszyć, ale nie dałem się złamać, nie dałem się przekupić" - dodał.
Następnie - według Wałęsy - treść posłuchów była wykorzystywana podczas przesłuchań w taki sposób, żeby przesłuchiwani zaczęli się wzajemnie podejrzewać o donosicielstwo. "Doprowadzono nas do takiej sytuacji, że wszyscy się podejrzewaliśmy - ja podejrzewałem wszystkich kolegów, z którymi rozmawiałem, a oni podejrzewali mnie. I do dziś tak się podejrzewamy. Tym sposobem rozwalono w tamtym czasie, w latach 70. naszą solidarność" - ocenił.
"I prawdopodobnie część tych papierów leżało u Kiszczaka, a nasi wielcy bohaterowie z Cenckiewiczem na czele weszli w posiadanie tych informacji i uznali to za donosy, bez wyjaśnienia i sprawdzenia. Uwierzyli Kiszczakowi - przeciwko Wałęsie. To jest tak poniżające, żebym ja się tłumaczył przed SB-ekiem. Jemu uwierzono, a nie mnie? To jest tak skandaliczne, że powinniście się tym zająć - ale nie w obronie Wałęsy, bo ja tego nie potrzebuję - ale, żeby udowodnić prawdę tym małym ludziom, tym tępym ludziom. I kto tu walczył, a kto nie walczył?" - mówił b. prezydent.
Wałęsa zachęcał dziennikarzy, aby zbadali, dlaczego w latach 70. ub. wieku był trzykrotnie zwalniany z pracy - w Stoczni Gdańskiej, Zrembie i Elekromontażu. "Sprawdźcie, dlaczego za +moje tchórzostwo i agenturalność+ zostałem zwolniony i porównajcie z tym bohaterem z Torunia, który tak się popisuje bohaterstwem i patriotyzmem" - dodał.
"A więc bohaterze z Torunia porównaj się ze mną (...) Trzeci mój zakład Elektromontaż. Podobnie - za moją walkę z komunizmem znów zostałem zwolniony z pracy. Macie rok od 1970 do 1980. Chciałbym, żeby ktoś się tym zajął, bo na tym dobrze zarobi, jak napisze prawdę. Żeby porozmawiał z kierownikami i moimi przełożonymi z tamtego czasu. Niektórzy z tych ludzi oceniając mnie za samą pracę nie chcieli mnie zwolnić i wyrzucać i mieli z tego tytułu wiele nieprzyjemności" - zapewniał Wałęsa.(PAP)
rop/ agz/