Były kurierkami, wywiadowczyniami sanitariuszkami. Ale też, podając się za mężczyzn, szły na pierwszą linię frontu z karabinami w ręku. Stanisław M. Jankowski przypomina udział kobiet w walce o niepodległość Polski w latach 1914-1920.
Zawsze były w cieniu mężczyzn. To tak samo jasne jak niesprawiedliwe. A jeśli oni, bohaterowie tamtych zmagań, są dziś mało obecni w naszej pamięci – wyparci przez tych z kolejnej wojny, skazani na zapomnienie przez cenzurę – to tym bardziej ten los dotyczy kobiet. Stanisław M. Jankowski sięgnął do ich dzienników, listów i wspomnień, obficie je wykorzystując. Umieścił w książce wiele zdjęć i reprodukcji wniosków odznaczeniowych. Stworzył świetnie napisaną opowieść.
Skąd się wzięło wojenne zaangażowanie kobiet? Wyniosły je, tak jak mężczyźni, z domu. W rodzinach byli żołnierze 1831 roku, powstańcy styczniowi, zesłańcy. Zofia Zawiszanka wspominała: „Od dzieciństwa pragnęłam gorąco być polskim żołnierzem. Odkąd poznałam +Trylogię+Sienkiewicza pragnienie to nabrało cech pewnej manji: w wieku 10-12 lat wojsko było jedyną zabawą która mnie zajmowała”.
Udawały mężczyzn, by dostać się w szeregi Legionów, jak Wanda Gertz, znana jako „Kazimierz Żuchowicz” i Zofia Plewińska, czyli „Leszek Pomianowski” i Zofia Trzcińska – „Zygmunt Tarło”. O tej ostatniej pisał mąż: „Spotkało mnie zdarzenie, z którym nie bardzo wiedziałem jak sobie poradzić. Oto moja żona najniespodziewaniej zaciągnęła się we wrześniu 1915 roku w Lublinie do II Brygady Legionów i w pełnym rynsztunku wyruszyła na front bojowy (…). Zrozumiałem, że moje poniechanie wstąpienia do Legionów było tą kroplą, która zmyła wszelkie wahania mojej żony i ostatecznie przechyliła szalę jej postanowień”.
Wiele miejsca poświęca autor udziałowi kobiet w obronie Lwowa w latach 1918-1919. Było ich około 400. W dniach walk o Lwów Helena Bujwidówna nie wykonała rozkazu zorganizowania punktu sanitarnego – wolała strzelać. Upamiętniła ją fotografia, na której stoi wraz z żołnierzami walczącymi o cytadelę.
Ludwika Daszkiewiczówna i Maria Wołoszyńska, które przeszły kursy rekruckie, nie zamierzały tylko gotować dla legionistów i cerować mundury. Postanowiły, podając się za mężczyzn, stać się żołnierzami- sanitariuszami. O innej kobiecie w Legionach, poległej na polu walki, gdy opatrywała rannego pisał dr Bertold Merwin: „Była sanitariuszem w drugim pułku. Nie sanitariuszką. Nikt w Janie Tadeuszu Zaleskim z 9 kompanii, noszącym na plecach tornister i ciężkie tłumoki żołnierz sanitarnego, przybranym w szary mundurek polowy – nie byłby poznał młodziutkiej pięknej panny Błaszczykówny z Łodzi.”
Wiele miejsca poświęca autor udziałowi kobiet w obronie Lwowa w latach 1918-1919. Było ich około 400. W dniach walk o Lwów Helena Bujwidówna nie wykonała rozkazu zorganizowania punktu sanitarnego – wolała strzelać. Upamiętniła ją fotografia, na której stoi wraz z żołnierzami walczącymi o cytadelę.
Ochotniczą Legię Kobiet we Lwowie organizowała Aleksandra Zagórska (Jurek Bitschan, jeden z najmłodszych poległych Orląt, to jej syn). „Legionistki były czynne w mieście i na jego peryferiach w charakterze patrolów i wart przy obiektach wojskowych. Eskortowały i strzegły pociągów z żywnością i amunicją na dworcach kolejowych, współdziałały z komisją poborową” - pisała Zagórska. Ale legionistki stanowiły także obsługę dział i karabinów maszynowych w 4 pułku ciężkiej artylerii.
Obrona Lwowa nie zakończyła się w listopadzie 1918 roku. Miasto nadal było w ukraińskim okrążeniu. W grudniu 1918 roku toczyły się ciężkie boje o Persenkówkę. Kapitan Roman Abraham, późniejszy generał WP, pisał o Janinie Prus -Niewiadomskiej, „siostrze Wandzie”: „Nasz żołnierz młody zaczął się cofać i dopiero za przykładem +siostry Wandy+, która, choć nie żołnierz, a tylko sanitariuszka, szła pełna brawury w pierwszych szeregach zachęcając do kontrataku, odparto nieprzyjaciela”. Janina Prus-Niewiadomska poległa na Persenkówce.
Sanitariuszki ratowały nieraz życie rannym żołnierzom, troskliwie ich pielęgnowały i towarzyszyły umierającym. Autor pisze także m. in. o Marii Zdziarskiej z wydziału lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego, która przyjechała w pociągu sanitarnym do walczącego Lwowa a potem opatrywała rannych żołnierzy podczas wojny polsko-bolszewickiej. I o sanitariuszkach ze szpitala w Cichiniczach, którego losy uzyskały rozgłos dzięki opowiadaniu Melchiora Wańkowicza.
Stanisław M. Jankowski opisuje dramatyczne wydarzenia w Cichiniczach wykorzystując pamiętnik Zofii Wańkowiczówny, z którego skorzystał jej krewny, i listy Halszki Skibniewskiej do matki.
Historia kobiet walczących w szeregach Legionów, POW, Ochotniczej Legii Kobiet, Wojsku Polskim nie była dotąd opowiadana. I jest pełna luk. Autor zauważa, że nikt, jak dotąd, nie znalazł odpowiedzi na pytanie ile ochotniczek przewinęło się przez szeregi Ochotniczej Legii Kobiet.
Książka „Dziewczęta w maciejówkach” ukazała się nakładem wydawnictwa TRIO.
Tomasz Stańczyk (PAP)