Działalność gubernatora Dystryktu Warszawskiego Ludwiga Fischera może być określana jako sprawstwo kierownicze. Sam nie zabijał, ale to on kierował wykonywaniem tych czynów i odpowiadał za nie – mówi PAP prokurator Marek Rabiega ze szczecińskiego IPN. 70 lat temu, 8 marca 1947 r. wykonano wyrok śmierci na Fischerze.
Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie prowadziła zakończone w 2015 r. śledztwo dotyczące masowych zabójstw Polaków popełnionych w okolicach Warszawy, przez funkcjonariuszy różnych służb bezpieczeństwa III Rzeszy. W toku śledztwa udało się między innymi ustalić nazwiska i późniejsze losy niektórych niemieckich zbrodniarzy oraz zakres ich odpowiedzialności. Wszystkie badane przez IPN zbrodnie popełniono na terenie Dystryktu Warszawskiego Generalnego Gubernatorstwa w okresie, gdy na jego czele stał skazany w 1947 r. na karę śmierci Ludwig Fischer.
PAP: Jaką odpowiedzialność za dokonywanie zbrodni na terenie Dystryktu Warszawskiego w czasie okupacji niemieckiej ponosi gubernator Ludwig Fischer?
Marek Rabiega p.o. naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie: Jego udział w tego rodzaju zbrodniach miał charakter dowódczy. Z materiału dowodowego zgromadzonego w trakcie śledztwa jednoznacznie wynika, że jego działalność miała charakter sprawstwa kierowniczego. To Fischer był odpowiedzialny za masowy terror stosowany przeciwko ludności cywilnej na terenie Dystryktu Warszawskiego w latach 1939-1945. Po upadku powstania warszawskiego jako szef administracji cywilnej współpracował z administracją wojskową podczas plądrowania i burzenia Warszawy. W tym okresie był również odpowiedzialny za fatalne warunki w obozie przejściowym dla ludności cywilnej Warszawy w Pruszkowie.
Jego skazanie na śmierć wyrokiem Najwyższego Trybunału Narodowego z 3 marca 1947 r. i wykonanie wyroku pięć dni później oznaczało, że zakres jego odpowiedzialności został przez polskie organy sprawiedliwości oceniony.
PAP: Czy Fischerowi podlegały wszystkie niemieckie siły bezpieczeństwa na terenie Dystryktu Warszawskiego?
To Fischer był odpowiedzialny za masowy terror stosowany przeciwko ludności cywilnej na terenie Dystryktu Warszawskiego w latach 1939-1945. Po upadku powstania warszawskiego jako szef administracji cywilnej współpracował z administracją wojskową podczas plądrowania i burzenia Warszawy.
Marek Rabiega: Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. W III Rzeszy panował w tej kwestii pewien dualizm, pomiędzy administracją cywilną a siłami bezpieczeństwa. Formalnie gruppenfuehrerowi SA Fischerowi podlegały struktury bezpieczeństwa w Warszawie i Dystrykcie. Należy jednak pamiętać, że jednocześnie podlegały one wprost pod jurysdykcję Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Decyzje o dużym znaczeniu mogły więc być wydawane bez wpływu Fischera. Władze Generalnego Gubernatorstwa mogły więc również oddziaływać na struktury bezpieczeństwa – np. Gestapo. Bez wątpienia jednak Fischer miał pełną wiedzę na temat działań tych struktur oraz odpowiadał przed swoimi zwierzchnikami za funkcjonowanie służb bezpieczeństwa.
PAP: Czy Fischer może być traktowany jako typowy dla systemów totalitarnych zbrodniarz zza biurka?
Marek Rabiega: To dość popularne określenie. W kategoriach formalnych jego działalność może być uznana za sprawstwo kierownicze. Sam nie dokonywał czynności sprawczej, czyli nie zabijał, ale to on kierował wykonywaniem tych czynów i odpowiadał za nie. Akta Najwyższego Trybunału Narodowego dotyczącego niego i innych oskarżonych w tym procesie nie pozostawiają wątpliwości co do takiej kwalifikacji jego działań. Trybunał nie miał takich wątpliwości również w trakcie procesu.
PAP: W jakim stopniu zachowały się dokumenty związane z działalnością Fischera?
Marek Rabiega: Jest ich stosunkowo niewiele. Akta instytucji Dystryktu Warszawskiego były wywożone z Warszawy w obliczu zbliżania się wojsk sowieckich. Znalazły się w większości w Poznaniu. Miasto zostało szybko okrążone i nie istniała możliwość ich dalszej ewakuacji na zachód. Część zasobu akt, być może najważniejsza, została zniszczona przez Niemców już wcześniej, podczas powstania warszawskiego i przed ewakuacją z Warszawy. Pewna część została również zniszczona w wyniku działań wojennych.
Znacząca liczba akt zachowała się i została złożona w podziemiach ówczesnego gmachu Namiestnika Rzeszy. Po zajęciu miasta przez wojska sowieckie na skutek pęknięcia rury wodociągowej i zalania akt wodą, znaczna część uległa zniszczeniu. Zachowało się więc niewiele dokumentów dotyczących Dystryktu Warszawskiego, między innymi sprawozdania administracyjne. Podczas śledztwa często stykaliśmy się z zupełnym brakiem dokumentów.
Fischer sam nie dokonywał czynności sprawczej, czyli nie zabijał, ale to on kierował wykonywaniem tych czynów i odpowiadał za nie. Akta Najwyższego Trybunału Narodowego dotyczącego niego i innych oskarżonych w tym procesie nie pozostawiają wątpliwości co do takiej kwalifikacji jego działań.
Śledztwo, które prowadziliśmy, nie zmierzało do ustalenia odpowiedzialności za sprawstwo kierownicze, takich ludzi jak Fischer, ale funkcjonariuszy znajdujących się na niższych szczeblach decyzyjnych. Bardzo często decyzje o pozbawieniu życia aresztowanych cywilów, którym stawiano jakieś zarzuty zapadały na stosunkowo niskim szczeblu machiny służb bezpieczeństwa Rzeszy. Poszukiwaliśmy ich i samych wykonawców. Nie udało się odnaleźć niemal żadnej dokumentacji dotyczących takich funkcjonariuszy.
PAP: Czy część dokumentów mogła zostać wywieziona przez wojska sowieckie?
Marek Rabiega: Istnieją poszlaki, że mogło tak się stać, ale prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Być może dokumenty, zwłaszcza te dotyczące kontrwywiadu i wywiadu zostały przejęte przez ZSRS. Trudno więc o jakiekolwiek dywagacje oparte na dowodach. Możemy jednak przyjąć za oczywiste, iż takie materiały musiały interesować służby sowieckie.
Pamiętajmy również, że Poznań został zamieniony w twierdzę i w trakcie walk zginęło lub popełniło samobójstwo wielu zbrodniarzy. Najsłynniejszym przykładem takiego funkcjonariusza jest SS-Hauptsturmfuehrer Alfred Spielker, który stał na czele Sonderkommando, podległego bezpośrednio szefowi SS i Policji w Krakowie. Jego losy po wojnie są nieznane. Prawdopodobnie zginął w czasie walk o Poznań w 1945 r. O jego działaniach prawdopodobnie musiał wiedzieć Ludwig Fischer, ponieważ wykonywał bardzo istotne zadania dotyczące kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego.
PAP: Po wojnie niemal żaden z podwładnych Fischera nie został skazany za popełnione zbrodnie. Jakie były ich dalsze losy?
Marek Rabiega: Interesującym przykładem takiego życiorysu są losy SS-Hauptsturmfuehrera Waltera Stamma, od którego decyzji zależał los więźniów Pawiaka i na którym spoczywa wina za wiele masowych egzekucji na terenie Warszawy i okolic. Nigdy nie został skazany za swoje zbrodnie. Po wojnie mieszkał w RFN. W 1960 r. został zatrzymany w związku ze śledztwem prowadzonym w sprawie jego zbrodni w Warszawie, szybko jednak opuścił areszt. Zmarł w 1978 r. Nigdy w pełni nie wyjaśniono działań takich funkcjonariuszy organów bezpieczeństwa Rzeszy odpowiedzialnych za zbrodnie popełnione na wielu polskich obywatelach.
Wyjaśnianie zbrodni niemieckich niemal zatrzymało się pod koniec lat osiemdziesiątych. Później nie pojawiły się już przełomowe opracowania i ustalenia. Do pewnego stopnia jest to zrozumiałe koniecznością wyjaśniania zbrodni komunistycznych. Dlatego wiemy tak niewiele.
PAP: Ale również w okresie PRL skazywano niemal wyłącznie postacie tak symboliczne jak Fischer.
W toku śledztwa przeciwko Fischerowi i jego współpracownikom, SS-Obersturmbannfuehrera Josefa Meisingera, szefa SIPO, nazywanego „rzeźnikiem Warszawy”, nigdy nie zapytano, kto podejmował bezpośrednie decyzje lub który z pododdziałów rozstrzeliwał Polaków. W naszym śledztwie udało się wykazać, że w latach 1947-1949 trwała współpraca zbrodniarzy niemieckich z bezpieką.
Marek Rabiega: W śledztwie Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie wykazano, że władze PRL zrobiły bardzo niewiele dla rozliczenia takich zbrodniarzy. W tamtych czasach możliwości pociągnięcia ich do odpowiedzialności i ustalenia całego łańcucha decyzyjnego – od szefa Dystryktu, aż po wykonawców wyroków były bardzo duże. Zajęto się jedynie pokazowymi procesami i ściganiem żołnierzy podziemia antykomunistycznego. Komuniści wykorzystywali byłych gestapowców dla wykazania rzekomych powiązań Polskiego Państwa Podziemnego z funkcjonariuszami III Rzeszy. Niemal zrezygnowano więc ze ścigania zbrodniarzy. Taki brak działań można określić jako grzech zaniechania, ale jednocześnie można je oceniać w kategoriach przestępstwa. W toku śledztwa przeciwko Fischerowi i jego współpracownikom, SS-Obersturmbannfuehrera Josefa Meisingera, szefa SIPO, nazywanego „rzeźnikiem Warszawy”, nigdy nie zapytano, kto podejmował bezpośrednie decyzje lub który z pododdziałów rozstrzeliwał Polaków. W naszym śledztwie udało się wykazać, że w latach 1947-1949 trwała współpraca zbrodniarzy niemieckich z bezpieką.
Przykładowo, rozpracowujący polskie podziemie SS-Untersturmfuehrer Alfred Otto po wojnie ukrywał się w Paczkowie pod nazwiskiem Romanowicz. Funkcjonariusze komunistycznej bezpieki przesłuchiwali go, zmierzając do wytworzenia obrazu jego współpracy z akowcami w celu zwalczania „ludowego” podziemia.
Jest to typowy przykład wykorzystywania tego rodzaju funkcjonariuszy podlegających Fischerowi. Ich zbrodnie w okresie okupacji bez wątpienia pozwalały na skazanie ich na karę śmierci, a tymczasem otrzymywali wyroki więzienia, z których zwalniano ich i pozwalano na wyjazd do RFN po odbyciu części wyroku.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/