Historia o człowieku i jego osamotnieniu; film o ludziach, nie o pomnikach; opowieść o wierze, która pozwala przetrwać - mówili twórcy o "Wyklętym", produkcji o żołnierzach zbrojnego podziemia niepodległościowego. Obraz Konrada Łęckiego w piątek wchodzi na ekrany kin.
Film oparty jest na losach Józefa Franczaka ps. "Lalek", ostatniego żołnierza polskiego podziemia antykomunistycznego i niepodległościowego. Franczak został zadenuncjowany przez tajnego współpracownika SB i wyeliminowany podczas obławy 21 października 1963 r. Prokurator prowadzący jego sprawę nakazał, by odciąć głowę zabitego. Odnaleziono ją dopiero w 2007 r. IPN ustalił wtedy, że spoczywająca w jednej z pracowni lubelskiego Uniwersytetu Medycznego ludzka czaszka należy właśnie do ostatniego żołnierza wyklętego. Najprawdopodobniej służyła studentom do celów naukowych. Uroczyście pochowano ją obok pozostałych szczątków sierżanta Franczaka 26 marca 2015 r.
"Od początku prac nad filmem nie planowałem tworzyć niczyjej biografii. Moim zamiarem było stworzenie szerszej opowieści o losach Żołnierzy Wyklętych, tak aby widz mógł wyrobić sobie obraz tego, jaka była ich walka. Biografie niosą za sobą ryzyko nieporozumień ze świadkami zdarzeń lub rodzinami Wyklętych. Chciałbym jednak podkreślić, że moi bohaterowie +składają+ się z kilku życiorysów i przedstawione wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości" - powiedział w rozmowie z PAP reżyser produkcji Konrad Łęcki. "Bohater filmu nazywa się inaczej, choć podobnie - Franciszek Józefczyk ps. +Lolo+" - dodał.
Jak podkreślił, "+Wyklęty+ to film o ludziach, nie o pomnikach". Reżyser wyjaśnił także, że do tematu żołnierzy wyklętych "chciał podejść w sposób maksymalnie uczciwy". "Należy pamiętać, że w podziemiu antykomunistycznym w szczytowym momencie walczyło kilkadziesiąt tysięcy osób. Zdarzały się więc różnorodne sytuacje, również błędy. Część z nich, tak jak w filmie, była efektem prowokacji bezpieki, podszywania się pod Wyklętych. Zdarzały się przypadki pacyfikacji wsi przez siły komunistów, za które odpowiedzialność spadała na Niezłomnych. Nie ryzykowałbym więc tak daleko idących i jednoznacznych ocen, jak te pojawiające się w ostatnim czasie" - dodał.
Konrad Łęcki: "Od początku prac nad filmem nie planowałem tworzyć niczyjej biografii. Moim zamiarem było stworzenie szerszej opowieści o losach Żołnierzy Wyklętych, tak aby widz mógł wyrobić sobie obraz tego, jaka była ich walka. Biografie niosą za sobą ryzyko nieporozumień ze świadkami zdarzeń lub rodzinami Wyklętych. Chciałbym jednak podkreślić, że moi bohaterowie +składają+ się z kilku życiorysów i przedstawione wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości".
Zdaniem odtwórcy głównej roli, jego postać - "zwłaszcza w czasach, gdy zasady zaczynają bardzo niewiele znaczyć" - może być bardzo istotną postacią dla młodych ludzi. "Ten film mówi o tym, żeby nie poddawać się nawet w sytuacjach kompletnie beznadziejnych oraz być wiernym sobie i swoim zasadom. Jest to też film o wielkim osamotnieniu i wierze, która pozwala przetrwać najtrudniejsze czasy" - zaprasza do kin Marcin Kwaśny.
Postaci odtwarzane w filmie mają swoje pierwowzory - m.in. Zdzisława Brońskiego ps. "Uskok", Edwarda Taraszkiewicza ps. "Żelazny", Łukasza Cieplińskiego ps. "Pług". Prawdziwa jest także historia żony głównego bohatera, wzorowana na dziejach rodziny Franciszka Przysiężniaka ps. "Ojciec Jan". Postać Wiktora - dowódcy oddziału granego przez Marcina Kwaśnego - była z kolei wzorowana na Hieronimie Dekutowskim ps. "Zapora" i Marianie Bernaciaku "Orliku" - jednym z 316 Cichociemnych.
Swoje pierwowzory mają także bohaterowie "z drugiej strony" - minister bezpieczeństwa publicznego to "trochę Mieczysław Mietkowski, trochę Jakub Berman". Filmowy Różycki inspirowany jest z kolei Józefem/Jackiem Różańskim, który - jak przypomniał Łęcki - "szczególnie zasłużył się w walce z podziemiem, stosował wyjątkowo brutalne metody i +dostosowywał metody do potrzeb protokołu+". "Chciałem pokazać, że ci ludzie mieli wtedy nieograniczoną władzę i mogli, praktycznie rzecz biorąc, zrobić wszystko w tych wczesnych latach stalinizmu w Polsce" - dodał reżyser.
Opowieści z czasów wojny wymieszane są z odniesieniami do innych wydarzeń (np. powstania warszawskiego) i współczesności - w filmie widzimy m.in. broniącego się przed sądem oficera SB, który utrzymuje, że "żył w ciężkich czasach" oraz prezydenta odznaczającego Żołnierzy Wyklętych.
"Wyklętego" kręcono w Warszawie oraz w Kielcach, Tokarni, Św. Katarzynie, Ameliówce, Ciekotach, Sielpi, Końskich i Turowej Woli. Część zdjęć zrealizowano w prawdziwych wnętrzach ubeckich katowni i więzień.
W filmie wystąpili także m.in. Hanna Świętnicka, Janusz Chabior, Marek Siudym, Marcin Kwaśny, Piotr Cyrwus, Olgierd Łukaszewicz, Leszek Teleszyński, Jarosław Witaszczyk, Robert Wrzosek i Ignacy Gogolewski. Na ekranie zobaczymy także grupy rekonstrukcyjne.
Film powstał dzięki zbiórce pieniędzy od osób prywatnych - produkcję wsparli Polacy z kraju i zagranicy, a także kilku dużych instytucji – m.in. PGNiG i PGE. Produkcję objął patronatem prezydent Andrzej Duda.
"Wyklęty" wejdzie na ekrany kin w piątek, 10 marca. (PAP)
oma/ szuk/ pat/