Dlaczego kochająca wolność i niezależność dziewczyna postanowiła iść do wojska, co czuła, decydując się oddać życie dla swojego kraju, dlaczego w jej świecie nie ma miejsca dla mężczyzny i jak widzi ukraińską politykę dzisiaj – Nadia Sawczenko opowiada korespondentowi Polskiej Agencji Prasowej w Kijowie Jarkowi Junko.
Nie mieści się w schematach. Lotnik nawigator, posłanka do Rady Najwyższej Ukrainy, wcześniej studiowała dekorację wnętrz i dziennikarstwo. W wojsku, gdzie zgłosiła się na ochotnika, jako jedyna kobieta w kontyngencie ukraińskim podczas misji w Iraku, była komandosem i strzelcem transportera opancerzonego. To był jej żywioł. Wojna, jak wojna. Strzelają do ciebie, strzelasz ty, wybuchają pociski, robisz uniki, wojskowa normalka, tak, jak trzeba.
Po powrocie, mimo wielu przeszkód, skończyła studia na Charkowskim Uniwersytecie Sił Powietrznych, a potem służyła jako nawigator bombowca Su-24 i śmigłowca bojowego MI-24.
Taka była od samego początku – niepokorna i zdeterminowana, głęboko przekonana o swoich racjach.
W wojsku tego nie lubiano, o czym z całą szczerością opowiada swojemu rozmówcy: "Przychodzi dowódca, mówi: o, mamy w końcu kobiece ręce. Odpowiadam: w twoim oddziale pojawiły się ręce jeszcze jednego żołnierza, a kobiece ręce masz w domu, u swojej żony. Albo przychodzi inny, rozkazuje, żebyś wyprasowała mu koszulę, czy spodnie, bo jesteś kobietą. Sam sobie je wyprasuj, kapitanie. I to znowu był szok".
Gdy wybuchł konflikt w Donbasie, wzięła urlop i dołączyła do słynnego batalionu Ajdar. Trafiła do niewoli w czerwcu 2014 r. Pojmana przez separatystów i wydana rosyjskim władzom, została oskarżona o przyczynienie się do śmierci dwu rosyjskich dziennikarzy.
"Pozbawienie człowieka wolności to najstraszniejsze rzecz, jaka może ci się przytrafić. Nie ma kary gorszej od tego na całym świecie. W Rosji mogą odebrać ci wolność, pozbawić cię życia i nadal sądzą, że to jeszcze za mało" - mówi.
Temu szczególnemu czasowi w życiu poświęca sporo miejsca – aresztowaniu, uwięzieniu, procesowi i głodówkom, jakie prowadziła, a także ludziom, którym zawdzięcza przetrwanie; swojej siostrze, obrońcom, a nawet współwięźniom kibicującym jej głośnemu, słyszanemu na całym świecie „nie”. Kiedy w Nowy Rok szłam na kolejną kroplówkę, całe więzienie krzyczało: Nadiucha! Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku! Pozdrawiamy cię! /…/ Więzienie zna i wspiera ludzi, którzy się buntują. To zawsze wywołuje szacunek osadzonych.
Jak wytrzymała dwa lata samotności i izolacji, bez wiedzy, ile to wszystko potrwa i jak się skończy? Pojawia się depresja? Myśli samobójcze? Jarosław Junko zadaje również takie, niełatwe pytania. I otrzymuje odpowiedź: Nie, takich głupich myśli nie miałam. Ja w ogóle nie miewam takich stanów, że nie chce mi się żyć. Myślałam sobie tylko: kurwa, kiedy to się w końcu skończy?
O wolność dla Nadii walczyła cała Europa – rządy wielu krajów i organizacje międzynarodowe prowadziły kampanię na rzecz jej uwolnienia, podejmując zakulisowe działania dyplomatyczne. Najpewniej dzięki temu, skazana w procesie na 22 lata łagru, w rezultacie została wymieniona na dwu żołnierzy GRU zatrzymanych na terytorium Ukrainy. Jej uwolnienie 25 maja 2016 r. spotkało się z ogromnym entuzjazmem nie tylko w samej ojczyźnie, a od prezydenta Poroszenki otrzymała tytuł Bohatera Ukrainy.
I kiedy samolot już wylądował, wyszłam z niego i po prostu padłam na ziemię. Tak chciało mi się poleżeć na tej ukraińskiej ziemi, chociaż do prawdziwej ziemi było daleko, bo na lotnisku jest sam beton. Ale ja lubię ten poplamiony beton, specjalny beton lotniczy, który pachnie tak specyficznie paloną gumą i paliwem lotniczym.
Nie dała się złamać, będąc żywym przykładem odwagi i siły woli, stanowiła wzór dla wszystkich Ukraińców, jak należy przeciwstawiać się presji Rosji. Była symbolem hartu ducha i siły oporu, a jej legenda z szybkością błyskawicy obiegła cały świat.
Już po kilku tygodniach na jej wizerunku pojawiły się rysy. Słowa o potrzebie wzajemnego wybaczania spotkały się z głębokim niezrozumieniem, krytyką, a nawet agresją, prowokując do oskarżeń o działania w interesie Putina w najlepszym razie, o zdradę stanu – w najgorszym. Nie jestem żadnym kremlowskim agentem, nigdy w życiu nie współpracowałam z wrogiem. Ja po prostu zaczęłam mówić prawdę, a ona jest połowiczna. Połowa przeciwko Rosji, a połowa przeciwko ukraińskim władzom.
Przyczyniła się do tego również głodówka, jaką Sawczenko ogłosiła przeciw prezydentowi, który według niej przestał interesować się uwięzionymi w Donbasie jeńcami. Życie polityczne bardzo ją wciągnęło, a krytyka kierowana w stronę prezydenta i dowództwa armii była mocnym punktem jej wystąpień. Ja nigdy nie odnosiłam się do przedstawicieli władzy z jakimś ogromnym szacunkiem, czy zachwytem. Prezydenci, premierzy, jakieś gwiazdy, to wszystko zawsze było mi obojętne. Prezydent to prezydent. Dziś jeden – jutro drugi.
Po tym, jak do opinii przedostały się informacje o tajnych rozmowach, jakie na własną rękę prowadziła z przywódcami separatystów, usunięto ją z Batkiwszczyny i ukraińskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Utworzyła więc ruch społeczny RUNA, którego zadaniem jest, jak twierdzi, zreformowanie państwa i jego systemu.
"Kiedy idziesz cały czas przeciwko porządkowi, innym nigdy to się nie podoba. I nadal żyją w tym swoim gównie, narzekają, mówią, że armia jest zła, że ukraińska władza jest zła, ale sami niczego nie robią. Wyszli raz na Majdan, pokrzyczeli, pokrzyczeli, zachwycili się, rozczarowali i znów milczą. A mnie taka postawa wykańcza".
Dlatego to nie jest miła, łatwa i przyjemna rozmowa. Gdy Nadia zaczyna mówić, nic i nikt jej nie może powstrzymać, a mało dyplomatyczny język, jakim się posługuje, tylko dolewa oliwy do ognia. Ja jestem papierkiem lakmusowym w ukraińskiej polityce, choć kiedyś ktoś powiedział, że jestem w niej asenizatorem. Bardzo chciałabym nim być, jednak asenizator czyści to całe gówno, a ja nie mam sił, by to zrobić. Ja na razie mogę to gówno pokazać, ujawnić, a czyścić będziemy je wszyscy razem.
Jest bezkompromisowa i wierna sobie. Za tę wierność do dziś przychodzi jej płacić ogromną cenę. Na pytanie o to, czy w jej życiu jest miejsce na zwyczajną, ludzką miłość, odpowiada: Gdybym chciała zwykłego, banalnego, kobiecego życia, to wyszłabym sobie za mąż za księcia na białym koniu, urodziłabym dzieci.
Wartko się snuje opowieść o tym, skąd się taka wzięła, pozwalając czytelnikowi zrozumieć (a przynajmniej mieć takie wrażenie) Nadię Sawczenko: "Boże, czego ja tylko nie robiłam. Byłam tragarzem, kelnerką, pracowałam w biurze i w seks telefonie. Pracowałam wszędzie, gdzie tylko mogłam, nawet w kijowskim ratuszu i nigdzie nie zagrzewałam miejsca. Jak coś mi się nie podobało, odwracałam się na pięcie i wychodziłam. Albo patrzę przez okno i rozumiem, że chcę być tam, a nie tu. Wstaję i wychodzę, nie zabieram wypłaty, nie idę do domu, bo mama znowu mnie opieprzy, że rzuciłam kolejną pracę. A ja nie widzę siebie w tej pracy od dziewiątej do siedemnastej przez całe życie".
Junko wiedział o co i w jaki sposób zapytać, by spoza dumnej heroiny wyjrzała na chwilę dziewczyna. Chciałoby się powiedzieć zwyczajna, jak wtedy, gdy w więzieniu marzyła o chwili uwolnienia i… barszczu swojej mamy. Stał tam na stole, gęsty, czerwony, z czarnym chlebem, z czosnkiem. Barszcz jest dla Ukraińców życiem. W barszczu jest wszystko. Mama robi go z fasolą, cebulą, marchwią i buraczkami w śmietanie. To daje mu taki mleczno-czerwony kolor.
- Ile miała lat, gdy postanowiła, że będzie palić papierosy?
- W czym podczas głodówki pomaga robienie origami?
- Dlaczego w więzieniu nie wolno jej było czytać Dostojewskiego?
- Czy bose stopy na płycie lotniska tuż po uwolnieniu były manifestem?
- Do czego praca w seks telefonie przydała się Nadii w jednostce, do której trafiła?
- Jak skończyła się jej wyprawa autostopem w rejonie działań wojennych podczas służby w Iraku?
Nadia Sawczenko
Ukraińska porucznik, lotnik nawigator, posłanka do Rady Najwyższej, odznaczona Złotą Gwiazdą Bohatera Ukrainy. Pojmana przez separatystów i uwięziona w Rosji, zostaje skazana na 22 lata łagru, stając się symbolem odwagi i niezłomności ducha. Wypuszczona po prawie 2 latach, rozpoczyna działalność polityczną, która jest odbierana na Ukrainie jako mocno kontrowersyjna.
Jarosław Junko
Wieloletni dziennikarz Polskiego Radia, od 2005 roku korespondent PAP w Kijowie. Śledził i komentował wydarzenia Pomarańczowej Rewolucji, w 2008 roku zdawał relację z wojny w Gruzji, był świadkiem krwawych starć na kijowskim Majdanie.
"Nadia Sawczenko. Ukraina moja miłość" - spisał Jarosław Junko. Wydawnictwo Edipresse Książki
Źródło: Edipresse Książki