Na Białorusi nie prowadzi się poważnych badań na temat współudziału miejscowej ludności w eksterminacji Żydów. Naukowcy, którzy zajmują się tym tematem mają problemy z publikacją prac – mówi Prof. Emanuił Joffe z Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Pedagogicznego w Mińsku.
PAP: W Polsce wyszła książka Jana Tomasza Grossa „Złote żniwa”. Autor w oparciu o prace polskich badaczy pisze o postawach polskiej ludności wobec Żydów podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu. Publikacja łamie stereotyp, że tylko Niemcy zadawali cierpienia mieszkańców dawnej II Rzeczpospolitej. Jak sprawa wygląda na Białorusi? Czy białoruscy historycy prowadzą własne prace na temat współudziału Białorusinów w prześladowaniu i mordowaniu Żydów w czasie II wojny?
Prof. Emanuił Joffe: Niestety, takie poważne badania nie są prowadzone. Ten temat nie dominuje w białoruskiej historiografii. Ale nawet, jeżeli są pewne rzeczy na temat zachowań Białorusinów wobec Żydów w czasie II wojny światowej, to ja nie mogę ich opublikować. To jest temat bardzo bolesny.
PAP: Może pan wskazać kilka przykładów?
E.J. : W 1993 roku byłem koordynatorem programów naukowych Białoruskiego Zjednoczenia Wspólnot Żydowskich. Chcieliśmy podjąć tę sprawę przy okazji 50-lecia zagłady getta w Mińsku. Niestety, temat ten został wycofany i do tej pory jest badany praktycznie tylko przez naukowców z zagranicy.
PAP: Dlaczego tak się dzieje?
E.J. : Jest to skomplikowane. Nie tylko publikacja materiałów na temat relacji białorusko-żydowskich podczas II wojny światowej jest niełatwa. Ale nawet, gdy to się uda, taka praca jest później często źle rozumiana.
PAP: Jak to?
E.J. : Kiedy na konferencjach podnoszę kwestię częściowej odpowiedzialności narodu białoruskiego, to ludzie od razu się zmieniają. Zdarza się, że profesorowie mówią, iż termin „Holokaust” jest nienaukowy. Kiedyś nawet koleżanka z katedry podeszła do mnie i spytała: „Może już byś o czymś innym pisał?”. A ja nie piszę tylko o Zagładzie. O innych problemach napisałem już 45 książek.
PAP: Wspomniał pan o problemach z publikacją materiałów dotyczących udziału ludności białoruskiej w eksterminacji ludności żydowskiej.
E.J. : W 2003 r. w monografii „Żydzi białoruscy – tragedia i heroizm 1941-45”, poruszałem kwestię kolaborantów oraz osób ratujących Żydów. Książka ta wyszła tylko w stu egzemplarzach. Rozeszła się momentalnie, przyjechali ludzie z Izraela i wykupili ją. Zresztą w pracy tej nie zajmowałem się tylko Białorusinami. Pisałem o Litwinach, Łotyszach, Ukraińcach i Polakach.
PAP: Jak zachowywała się ludność białoruska wobec Żydów?
E.J. : Dysponujemy wieloma świadectwami o tym, że policjanci białoruscy byli gorsi od Niemców. Oni wiedzieli o wszystkim, co się dzieje w społecznościach, z których pochodzili, a Niemcy – nie. Do współudziału w działaniach skierowanych przeciw żydowskim mieszkańcom zachęcała niemiecka propaganda. Niemcy zrzucali z samolotów ulotki tej treści: „Nie walczymy z ludnością cywilną, a z Żydami i komunistami”. Tym, którzy wydawali Żydów hitlerowcy dawali krowę, machorkę, były różnego rodzaju wynagrodzenia materialne. Jest wiele przykładów, które pokazują wprost, iż Żydów wydawali po prostu sąsiedzi. Mieliśmy przypadki nieco podobne do Jedwabnego. W wielu miejscach ludzie zaczynali akcje wymierzone w ludność żydowską nawet bez niemieckiego rozkazu.
PAP: A konkretnie gdzie działy się takie rzeczy?
E.J. : Weźmy miasteczko Ziembin [miejscowość w obwodzie mińskim, w rejonie borysowskim – PAP]. Anna Skums z Ziembina wspomina: „Na początku lipca Ziembin znalazł się pod władzą hitlerowców. Przyszedł czas rodziny dyrektora szkoły, szanownego Wasilija Charitonowicza, jego żony Dominiki i ich syna Anatola. (…). Od pierwszego dnia okupacji rodzina Charitonowiczów zaczęła z oddaniem służyć nowemu porządkowi. Służyli z oddaniem, okazując okrucieństwo wobec Żydów. Szczególnym okrucieństwem, graniczącym z sadyzmem, wyróżniał się młody Charitonowicz. (…) Za swoją +odpowiedzialną+ pracę otrzymywał od rządzących nagrody – krzyże żelazne, mienie zamordowanych ofiar...(...)” (…) Wyjątkowym okrucieństwem wsławił się były szef SielPO [wiejskiego sklepu spółdzielczego-PAP] Filip Kabakow (…). Tępi, zawistni, półanalfabeci, leniwi i okrutni mieszkańcy Ziembina, jak Hnot i jego syn i niektórzy inni...”.
Nawiasem mówiąc, Annę Skums uratowała jej teściowa, ponieważ ona była Żydówką, a jej mąż – Białorusinem. Ukrywała się we wsi Lipawiec i tam jej nikt nie wydał. Z jednej strony – w Ziembinie wydawali, a z drugiej – tu cała wieś wiedziała, że ją ukrywają...(...) Z jednej strony – Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, najlepsze cechy narodu białoruskiego (...), a z drugiej – to hańba narodu białoruskiego.
PAP: Jak ocenia się wielkość zjawiska kolaboracji z nazistami?
E.J. : Podaje się różne liczby. Mówi się, iż na terytorium Białorusi było między 100-150 tys. kolaborantów. Współpracę podejmowali nie tylko Białorusini, Ala i Ukraińcy, Litwini, Łotysze, Rosjanie, Polacy i inni. Moich krewnych rozstrzelali Litwini.
W rejonie dzierżyńskim naczelnikiem policji rejonowej był Białorusin Nikołaj Witkowski; zastępcą – do 1944 r. - Białorusin Iwan Chamienka, szefem zarządu rejonu – Rosjanin Piotr Kuźmicz Amszarajew, szefem rejonu – Rosjanin Iwan Bryzhałow. Inny przykład: burmistrz Borysowa Stanisław Stankiewicz, białoruski nacjonalista. W archiwach zachowały się informacje na temat ich współpracy z Niemcami. Jest „Lista pracowników ochrony porządku miasta Borysowa do spraw wysiedlenia ludności żydowskiej”, liczy 16 nazwisk.
PAP: Jak wobec „problemu” żydowskiego zachowywali się partyzanci?
E.J. : Na terytorium Białorusi działali partyzanci podporządkowani Moskwie, Armia Krajowa, OUN-UPA i partyzanci nacjonalistyczni. We wszystkich formacjach można znaleźć przykłady rozstrzeliwania Żydów. Wielu Żydów, którzy się uratowali i trafili do oddziałów partyzanckich zmieniło nazwiska, podawało inną narodowość. Przyczyną był antysemityzm. Życie było bardzo trudne, tak składały się losy...
PAP: Ilu Żydów pomordowano na Białorusi w czasie II wojny światowej? Szacunki są różne – od 245 tys. do 990 tys.
E.J. : Ogółem na terytorium Białorusi w latach 1941-44 było 448 miejsc mordu Żydów, we współczesnych granicach – 398, na ziemi białoruskiej było zamordowanych około 736-792 tys. Żydów białoruskich i z innych krajów, a poza granicami Białorusi – około 75522 Żydów białoruskich.
Gdzieś, jakaś cyfra może być niedokładna – ja przywodzę i zestawiam różne cyfry. To są oczywiście skomplikowane szacunki. W 1969 roku komisja stworzona z polecenia ówczesnego I sekretarza Piotra Maszerowa ustaliła, że na terenie współczesnej Białorusi było 260 obozów koncentracyjnych, w tym 70 gett.
PAP: PAP: Przypadkom nieludzkiego działania przeciwstawia się często przykłady osób ratujących Żydów.
E.J. : Trzeba powiedzieć, że przytłaczająca większość tych, którzy się uratowali, żyje dzięki miejscowym mieszkańcom – Białorusinom, Rosjanom i innym, którzy ryzykowali życiem. Nie wiemy, ilu przetrwało. Wiemy o Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata . Jest ich ponad 700. Trzeba pamiętać, że za ukrywanie Żydów groziła śmierć. Świadczą o tym wstrząsające przykłady. Miejscowość Skirmontowo, w rejonie dzierżyńskim w obwodzie mińskim została spalona przez Niemców za to, że ratowała Żydów. Ponad 280 mieszkańców zagnano do szopy i spalono. Mieszkańcy wiesi Pareccza (Parzecze) w rejonie puchowickim uratowali 40 dzieci z mińskiego getta.
PAP: Z jakich pobudek ratowano Żydów?
E.J. : Oddział partyzancki Pawła Praniagina robił naloty na getto w Kosowie i uwolnił bardzo wielu Żydów. A tak – nikt niczego nie mówił, żeby ratować itd.... Ludzie wspomagali Żydów żywnością, pomagali dzieciom. Czym się kierowali? Niektórzy być może brali złoto, niektórzy czynili to z dobrych pobudek.
PAP: Jaki jest stosunek społeczeństwa do pamięci o żydowskich współobywatelach, którzy zostali zamordowani w czasie II wojny światowej?
E.J. : Wcześniej nie można było pisać na grobach, pomnikach, że upamiętniają Żydów. Pisano „obywatele radzieccy”. Od 10 – 15 lat, to się zmienia. Ale bywa różnie. Kiedy pojawiła się inicjatywa budowy pomnika w Słucku zażądano nawet zapłaty za ziemię, na której miał stanąć. Ale z drugiej strony we wsi Bohdanowka w rejonie łuninieckim Mikałaj Iljuczik, Białorusin, pastor, za własne pieniądze postawił na swojej ziemi pomnik ku czci sześciu zamordowanych Żydów. Mimo że miejscowe władze wprost mówiły: „Po co, co wy tak...”. (PAP)
Rozmawiała Anna Wróbel
Polecamy:
Rozmowa na temat relacji ukraińsko-żydowskich z doktorem Igorem Szczupakiem z Ukraińskiego Centrum Badań Holokaustu „Tkuma” i dyrektorem Muzeum Historii Żydów Ukrainy i Historii Holokaustu w Dniepropietrowsku.
Litewski historyk, Arunas Bubnys o Zagładzie