2011-03-29 (PAP) - Porozumienie zawarte przez delegację Solidarności z rządem PRL 30 marca 1981 r. w Warszawie uratowało władze przed największym, po sierpniu 1980 r., kryzysem. Stronie solidarnościowej nie przyniosło w zasadzie żadnych wymiernych korzyści.
2011-03-29 (PAP) - Porozumienie zawarte przez delegację Solidarności z rządem PRL 30 marca 1981 r. w Warszawie uratowało władze przed największym, po sierpniu 1980 r., kryzysem. Stronie solidarnościowej nie przyniosło w zasadzie żadnych wymiernych korzyści.
Ostatnie dni marca 1981 r. były wyjątkowo napięte. Bezpośredni powód: brutalne pobicie przez milicję 19 marca w Bydgoszczy działaczy Solidarności: Jana Rulewskiego, Mariusza Łabentowicza i Michała Bartoszcze.
Akcja MO spotkała się z oburzeniem społeczeństwa. „Nie chodziło tylko o to, że użyto siły wobec przedstawicieli Solidarności, którzy chcieli spokojnie dyskutować nad rozwiązaniem poważnego problemu, jakim było zaopatrzenie w żywność. Ludzie poczuli się po raz kolejny oszukani przez władzę. Akcja w Bydgoszczy pokazywała, jak miało wyglądać 90 dni spokoju, o które apelował generał Wojciech Jaruzelski” – mówi PAP Jan Rulewski, ówczesny szef bydgoskiej „S”, a obecnie senator.
Gdy Rulewski i jego dwaj pobici koledzy przebywali w szpitalu, 25 marca w Warszawie odbyły się pierwsze rozmowy „S” z przedstawicielami władz. W skład delegacji NSZZ „Solidarność” weszli m.in. Lech Wałęsa, Marian Jurczyk, Adam Gwiazda. Stronę rządową reprezentował m.in. ówczesny wicepremier Mieczysław F. Rakowski i min. Stanisław Ciosek. Strona solidarnościowa żądała przede wszystkim wyjaśnienia tzw. „zajść bydgoskich” i ukarania winnych pobicia. Nie zadowalała się lakonicznymi oświadczeniami, że 19 marca podczas usuwania protestujących związkowców z sali obrad Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy siły porządkowe działały zgodnie z prawem. Związkowcy podczas rozmów ze stroną partyjno-rządową domagali się ponadto m.in. gwarancji bezpieczeństwa dla swoich działaczy i prawa dla rolników do tworzenia wolnych organizacji zawodowych. Rozmowy zakończyły się fiaskiem.
W tej sytuacji 27 marca 1981 r. odbył się strajk ostrzegawczy. Na cztery godziny stanęła dosłownie cała Polska. Protestowały zakłady pracy, urzędy, uczelnie, szkoły, w tym także podstawowe. W strajku wzięli udział nie tylko członkowie NSZZ "Solidarność", ale nawet przedstawiciele zakładowych komitetów partii, razem kilkanaście mln osób.
To podziałało na władze. Jeszcze tego samego dnia podjęły zerwane wcześniej negocjacje. W sprawę porozumienia zaangażował się także kard. Stefan Wyszyński. 28 marca przyjął w pałacu prymasowskim w Warszawie Lecha Wałęsę. Podczas rozmowy Wyszyński wyraził przekonanie, że „S” zrobi wszystko, by nie doszło do eskalacji konfliktu. „Dzisiaj wszyscy uznają wielką dojrzałość ruchu Solidarności, to, że osiągnąwszy tak wiele jak osiągnęliście, nie dopuściliście do tego, iżby się polała krew” – powiedział prymas (za „Encyklopedią Solidarności”).
Ostatecznie, 30 marca doszło do podpisania porozumienia. Ustalono, że Andrzej Gwiazda z NSZZ „Solidarność” odczyta w telewizji wspólny komunikat. Rządzący przyznawali w nim, iż „użycie sił porządkowych dla usunięcia przedstawicieli Solidarności z budynku Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy było działaniem sprzecznym z przyjętymi dotąd i przestrzeganymi zasadami rozwiązywania konfliktów społecznych środkami politycznymi, przede wszystkim drogą negocjacji”. Rząd wyraził także ubolewanie z powodu pobicia trzech działaczy związkowych i zapowiedział, że winni staną przed sądem.
W sprawie innych postulatów Solidarność właściwie nic nie uzyskała. W komunikacie znalazł się lakoniczny zapis o przyśpieszeniu prac nad ustawą o związkach zawodowych i prawie rolników do zrzeszania się. Za tymi deklaracjami nie poszły żadne konkrety. Rozczarowana wynikami rozmów solidarnościowa Krajowa Komisja Porozumiewawcza (KKP) uznała oświadczenie jedynie za wstępne porozumienie, które pozwoli na dalszy dialog z rządem. Odwołała jednak strajk generalny zaplanowany na 31 marca 1981 r.
Wyjątkowo surową ocenę przedstawicielom „S”, którzy uczestniczyli w obradach z rządem, wystawili pobici w Bydgoszczy: Jan Rulewski i Mariusz Łabentowicz. W liście do KKP napisali: „Wy, nasi delegaci, mieliście atuty, z których mogliście wygrać najmniej połowę. […] Przegraliście wszystkie karty, łącznie z cenzurą, więźniami politycznymi, rolnikami itp. […] po 10-dniowych naradach, gdy naród oczekiwał głębokiego przełomu, podpisaliście komunikat, który był w stanie spłodzić najgorszy kancelista.” (za „Encyklopedią Solidarności”).
Niezadowolona z wyników rozmów ze związkowcami była także strona partyjna. Zarzucała on delegacji rządowej zbytnią uległość. Szczególnie niewygodne było przyznanie się władz do winy za „wydarzenia bydgoskie”. Stanowisko w tej sprawie wyłożyło jasno dzień wcześniej, czyli 29 marca IX Plenum KC PZPR. W specjalnym komunikacie oznajmiło, że działania Solidarności mają na celu „sianie nieufności do partii i władz państwowych, zwłaszcza do organów milicji i Służby Bezpieczeństwa”. Dlatego też po podpisaniu porozumienia 30 marca Biuro Polityczne KC PZPR oficjalnie wyraziło niezadowolenie wobec Mieczysława F. Rakowskiego. (PAP)
wka/ mlu/ abe/