„Poza Polską i krajami bałtyckimi pakt ten po prostu nie wszedł do popularnej historii drugiej wojny światowej” - napisał o układzie Ribbentrop–Mołotow Roger Moorhouse w wydanej właśnie książce „Pakt diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina”.
Te słowa w naszym kraju muszą brzmieć zaskakująco, ale na Zachodzie stan wiedzy na ten temat – również wśród profesjonalnych historyków – jest zaskakująco niski. W zachodnioeuropejskiej historiografii II wojny światowej sowiecka Rosja funkcjonuje przede wszystkim jako aliant, który poniósł największe koszty związane z pokonaniem III Rzeszy. I jako jeden z arbitrów, który ramię w ramię z prawnikami z Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych, wysyłał nazistowskich zbrodniarzy na szubienicę albo do więzienia. Dlatego niesławny sowiecko-nazistowski pakt w zachodnich opracowaniach historycznych jest - jak pisze Moorhouse – „traktowany często jednym zdaniem, lekceważony jako budząca wątpliwości anomalia, przypis do historii powszechnej”.
Historyk wskazuje, że brak zainteresowania zachodnich badaczy tym układem wynika także z tego, że za oczywiste uznali oni powojenne tłumaczenia Kremla, zgodnie z którymi porozumienie to musiało zostać zawarte, by zyskać na czasie i powstrzymać Hitlera przed atakiem nad ZSRS. Moorhouse zauważa, że to wyjaśnienie nie znajduje potwierdzenia w zgromadzonym materiale historycznym. Podkreśla również, że akceptując tę narrację w zachodniej historiografii bezkrytycznie powtórzono treści sowieckiej propagandy.
Nie oznacza to jednak, że lektura „Paktu diabłów” nie oferuje niczego nowego i interesującego polskiemu czytelnikowi. W książce znajdujemy bowiem bardzo szczegółowo omówione postanowienia paktu, jak i szerokie historyczne tło jego realizacji.
Historyk wskazuje, że brak zainteresowania zachodnich badaczy układem Ribbentrop–Mołotow wynika także z tego, że za oczywiste uznali oni powojenne tłumaczenia Kremla, zgodnie z którymi porozumienie to musiało zostać zawarte, by zyskać na czasie i powstrzymać Hitlera przed atakiem nad ZSRS. Moorhouse zauważa, że to wyjaśnienie nie znajduje potwierdzenia w zgromadzonym materiale historycznym.
Sporo uwagi Moorhouse poświęca kwestiom ideologicznym. Jeśli bowiem przyjrzeć się ideowym pryncypiom nazizmu i marksizmu-leninizmu, to okazuje się, że ten pakt nigdy nie powinien zostać zawarty. Hitler widział w sowieckiej Rosji sterowane przez Żydów śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla Niemiec, ale i dla całego cywilizowanego świata. „Hitler zbił kapitał polityczny – pisze Moorhouse – na przedstawianiu zarówno komunizmu, jak i Związku Sowieckiego, jako złowrogich, obcych sił, zagrażających narodowi niemieckiemu i jego tradycjom. W swoich wystąpieniach zajadle atakował [...] +żydowskich tyranów+ i +krwiopijców+ z Kremla i określał bolszewizm mianem +haniebnej zbrodni przeciwko ludzkości+ oraz +piekielnego pomiotu+”.
Antybolszewicką retorykę wzmacniały jeszcze przejęte przez nazizm koncepcje geopolityczne. Zakładały one, że tereny wschodnioeuropejskie są naturalnym polem ekspansji dla Niemiec, które – nie mieszcząc się już w swoich granicach – zmuszone są poszukiwać nowej przestrzeni życiowej (niem. Lebensraum), by móc się rozwijać. Na drodze do Tysiącletniej Rzeszy stały Polska i – przede wszystkim – Rosja sowiecka.
Moorhouse podkreśla, że Stalin także patrzył na kraj swojego sojusznika jak na obszar, który powinien zostać podbity przez Armię Czerwoną. Ta optyka wprost wynikała z doktrynalnych rudymentów państwa bolszewickiego. „Zgodnie z założeniami marksistowsko-leninowskiej doktryny – pisze historyk - zwycięstwo komunizmu w zacofanej przemysłowo Rosji było niezgodne z historyczną prawidłowością, stanowiąc poniekąd przypadkowy skutek chaosu czasów rewolucji bolszewickiej. Aby zapewnić komunizmowi przyszłość, należało go +wyeksportować+ do przemysłowego serca Europy – do Niemiec – gdzie, jak się spodziewano, silny, uświadomiony proletariat rwał się do zrzucenia kajdan burżuazyjnej demokracji i przejęcia dziedzictwa Marksa i Lenina”.
W związku z tym, pakt Ribbentrop-Mołotow był jak zaślubiny wody i ognia. Ale, przekonuje, Moorhouse, tak Hitler jak i Stalin gotowi byli tymczasowo sprzeniewierzyć się ideologicznym pryncypiom, o ile tylko uznali, że może to sprzyjać powodzeniu ich długofalowych wizji politycznych. Pierwszy z dyktatorów jednak nie czuł się z tym dobrze. Po uruchomieniu operacji „Barbarossa”, gdy pakt został zerwany, żalił się w liście do Benito Mussoliniego i jednocześnie deklarował ulgę: „Ta spółka ze Związkiem Sowieckim często bardzo mnie irytowała, ponieważ w taki czy inny sposób wydawała się odrywać mnie od mych korzeni, moich idei, moich wcześniejszych zobowiązań. Teraz rad jestem, że uwolnię się od tych psychicznych męczarni”.
Gdy wojna dobiegła końca i rozpoczęły się procesy w Norymberdze, radzieccy komuniści doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że sprawa paktu ukaże się w pełnym świetle, co – rzecz jasna - nie było dla nich korzystne. Główną linią obrony uzasadniającą sojusz z Niemcami, była wspomniana wcześniej argumentacja, jakoby to sowiecki rząd nie mógł odrzucić nazistowskiej propozycji w sierpniu 1939 roku, bo jej przyjęcie dało mu kilkanaście miesięcy spokoju, dzięki którym państwo mogło się wzmocnić. Ta linia obrony została powtórzona podczas procesów. Ale – ogólnie rzecz biorąc – Rosjanie w Norymberdze starali się w możliwie jak największym stopniu wyciszać sprawę paktu, co zresztą w znacznym stopniu im się udało.
Gdy Departament Stanu USA wydał książkę „Stosunki nazistowsko-sowieckie 1939-1941” zawierającą znalezione w Niemczech po wojnie dokumenty – łącznie z tekstem paktu i jego tajnym protokołem, w którym mowa była o podziałach stref wpływów na terytorium istniejącej jeszcze w sierpniu 1939 roku Polski – to Związek Sowiecki zareagował szybko i zdecydowanie. W zredagowanej przez samego Stalina broszurze „Fałszerze historii” w sposób bałamutny wyjaśniono wszystkie elementy paktu – od jego podpisania, aż po wkroczenie do Polski, które „stworzyło podstawy frontu wschodniego”. Było to oczywiście cyniczne kłamstwo, gdyż 17 września 1939 roku Armia Czerwona nie wchodziła do Polski po to, by dać odpór brunatnej napaści i wziąć w obronę Polaków.
W końcowych partiach książki Moorhouse skupia się na tym, w jaki sposób pakt Ribbentrop-Mołotow uformował kształt polityczny powojennej Europy. „W rzeczy samej – pisze - dzisiejsza mapa wschodniej i środkowej Europy to w dużej mierze jego efekt: granice wykreślone w pośpiechu przez Ribbentropa i Mołotowa okazały się zdumiewająco trwałe”.
Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Znak.
Robert Jurszo