Tłumy warszawiaków oddało hołd powstańcom warszawskim, gromadząc się w godzinę "W" na rondzie Dmowskiego w Warszawie. Jak mówili, należy dbać o pamięć o Powstaniu, a spory na temat słuszności decyzji o wybuchu zrywu, po 73 latach, nie mają większego sensu.
We wtorek punktualnie o godz. 17., czyli w godzinę "W", w stolicy zawyły syreny w hołdzie uczestnikom Powstania Warszawskiego. Tłumy ludzi zebrały się m.in. na rondzie Dmowskiego i placu Zamkowym; przed godziną "W" wznoszono okrzyki: "Cześć i Chwała bohaterom".
Artur z Warszawy, w rozmowie z PAP przyznał, że rocznicę wybuchu Powstania obchodzi od wielu lat. Wspominał, że już w dzieciństwie, babcia zabierała go na cmentarze, na których pochowano powstańców. Odnosząc się do sporów na temat sensowności zrywu warszawiaków z 1944 roku ocenił, że powinni się nimi zajmować historycy. "Spory powinny być z boku. Powinniśmy dbać o historię, a nie się kłócić" - przekonywał. Jak dodał "jest za młody, by osądzać słuszność decyzji przywódców Powstania".
Na rodzie Dmowskiego w godzinie "W" znalazł się również pan Mieczysław, który na stałe mieszka poza granicami kraju. "Nie za często jestem w Polsce, ale specjalnie przyjechałem tutaj, żeby być na skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej, ponieważ widziałem kilka razy w telewizji co tu, co roku się dzieje" - powiedział.
Wspominał, że jego matka "wywiozła go z Warszawy cudem, w ostatnich dniach lipca 1944 roku". "Strasznie klęła na to Powstanie, mówiła że działy się straszne rzeczy, które nie powinny nigdy mieć miejsca" - mówił. Podkreślił, że przez wiele lat podzielał ten pogląd, ale z czasem zmienił zdanie. "Człowiek powinien się wczuć w sytuację, jaka wtedy była w okupowanej Warszawie. Jak ktoś się wczuje, to prawdopodobnie zrozumie, że nie mogło być inaczej" - zaznaczył.
Zdaniem Sławomira, mieszkańca warszawskiej Białołęki, bardzo ważne jest, by dbać o pamięć, o tym co wydarzyło się przed 73 laty. "Naród bez historii nie jest narodem" - podkreślił. Dodał, że po tylu latach, "gdybanie" na temat tego, czy Powstanie powinno wybuchnąć, nie ma już większego sensu.
W opinii Marty, "Powstanie było bardzo krwawe, ale było warto". "Wydaje mi się, że gdyby nie ono, to wiele rzeczy w Polsce by się nie wydarzyło. To bardzo ważne wydarzenie i dla warszawiaków, i dla całej Polski" - podkreśliła.
Pani Zofia wspominała w rozmowie z PAP, że w Powstaniu zginał jej brat. "Zginęło tylu młodych ludzi. Mój brat zginął. Miał osiemnaście lat, w tej chwili miałby lat osiemdziesiąt" - zaznaczyła. Jej zdaniem, gdyby nie zryw z 1944 roku, "Polacy dużo dłużej pozostawaliby w niewoli".
"Skoro Powstanie wybuchło, to chyba musiało tak być. Stało się i się nie odstanie" - mówiła.
73 lata temu, 1 sierpnia 1944 r., na rozkaz Komendanta Głównego AK gen. Tadeusza Komorowskiego "Bora" w Warszawie wybuchło powstanie. Było ono największą akcją zbrojną podziemia w okupowanej przez Niemców Europie. Planowane na kilka dni, trwało ponad dwa miesiące. Jego militarnym celem było wyzwolenie stolicy spod niezwykle brutalnej niemieckiej okupacji, pod którą znajdowała się od września 1939 r.
1 sierpnia 1944 r. do walki w stolicy przystąpiło ok. 40-50 tys. powstańców. Jednak zaledwie co czwarty z nich liczyć mógł na to, że rozpocznie ją z bronią w ręku. Przez 63 dni powstańcy prowadzili heroiczny i samotny bój z wojskami niemieckimi. Ostatecznie wobec braku perspektyw dalszej walki 2 października 1944 r. przedstawiciele KG AK podpisali układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie. (PAP)
mkz/ mrr/