23 września mija 75. rocznica likwidacji przez Niemców getta w Szydłowcu - miasta w woj. mazowieckim, w którym przed wybuchem drugiej wojny światowej Żydzi stanowili przeszło 65 proc. ogółu mieszkańców.
Według radomskiego historyka dra Sebastiana Piątkowskiego, ze względu na brak danych trudno jest oszacować, ilu Żydów mieszkało przed II wojną światową w Szydłowcu. Zazwyczaj - jak zaznacza historyk - podaje się, że było to około 7200 osób, co stanowiło 65 proc. ogółu mieszkańców. Na ogół trudnili się rzemiosłem i handlem.
Ze względu na znaczny odsetek Żydów w Szydłowcu, którzy stanowili większość mieszkańców, utworzone tam w 1941 r. getto początkowo obejmowało cały obszar miasta, a przekroczenie jego granic było równoznaczne z opuszczeniem dzielnicy zamkniętej. Jednak już w 1942 r. obszar szydłowieckiego getta został ograniczony do dwóch dzielnic: Pragi i Skałki. Skupienie ludności żydowskiej w drastyczny sposób pogorszyło jej warunki życiowe.
Jednak - jak zaznacza Piątkowski - mimo różnych represji - życie Żydów w Szydłowcu przebiegało spokojniej niż w wielu innych gettach, co wspominają także sami ocaleni z Zagłady. W jego ocenie wynikało z faktu, iż Szydłowiec był w okresie międzywojennym, a także w latach wojny i okupacji, prężnym ośrodkiem garbarskim, który zapewniał zatrudnienie w zakładach na potrzeby Niemców. „I to dzięki tej skórze, przeznaczanej także na łapówki i na prezenty, udawało się Żydom szydłowieckim unikać licznych represji ze strony Niemców” - zauważa historyk.
Sytuacja zmieniła się drastycznie, gdy do szydłowieckiego getta przesiedlono Żydów z innych pobliskich miejscowości m.in. z Wolanowa, Wierzbicy i Skaryszewa. Niemcom chodziło o usprawnienie akcji likwidacyjnej. Wysiedlano osoby z najmniejszych gett i przesiedlano je do większych, zwłaszcza takich, w pobliżu których znajdowały się linie kolejowe. W ten sposób liczba ludności w szydłowieckim getcie przekroczyła 16 tys. i znacznie przewyższyła przedwojenną populację miasta.
23 września 1942 r. specjalna grupa operacyjna SS rozpoczęła likwidację getta. Mieszkańców wypędzono z domów, sformowano z nich kolumnę i pognano na stację kolejową w pobliskim Sadku, gdzie czekał już pociąg, którego punktem docelowym był obóz zagłady w Treblince. Ci, którzy nie nadążali za kolumną lub też starali się ukryć, byli mordowani.
Jak podkreśla dr Piątkowski pewna grupa mieszkańców uniknęła deportacji i pozostała na terenie Szydłowca. Kilkanaście osób ukrywało się w łaźni pod opieką Polaków, ale zostali wytropieni i zgładzeni.
Co najmniej kilku Polaków, mieszkańców Szydłowca starało się pomagać Żydom, załatwiać im fałszywe dokumenty, ułatwiać ucieczki z getta, a później znajdować schronienie. Znane są losy lekarza z szydłowieckiego getta, Lejbusia Dymenta, który ukrywał się przez pewien czas dzięki polskim dokumentom. Gdy go w końcu zatrzymano, trafił do więzienia w siedzibie Gestapo w Radomiu. Niemcy znęcali się nad nim, bo chcieli dowiedzieć się, kto w Szydłowcu wyrobił mu fałszywe papiery. Dyment, obawiając się, że nie wytrzyma i wyda Polaków, powiesił się w więziennej celi.
Po akcji "Reinhardt", późną jesienią 1942 r., władze niemieckie zastawiły na ukrywających się Żydów pułapkę. Ogłoszono, że powstaną tzw. cztery getta wtórne, a jedno z nich miało mieścić się właśnie w Szydłowcu. Niemcy fałszywie gwarantowali przeżycie, jeśli ukrywający się Żydzi zgłoszą się do jednego z takich gett.
W Szydłowcu zgromadziło się wielu Żydów ukrywających się zarówno u Polaków, jak i w lasach. Getto wtórne okazało się jednak pułapką. W styczniu 1943 r. zostało zlikwidowane i jego mieszkańcy trafili w części do obozów pracy przymusowej, a w przeważającej większości zostali uśmierceni.
Ilona Pecka (PAP)
ls/