Zgromadzenie uratowało w latach II wojny światowej ponad 700 osób pochodzenia żydowskiego - powiedziała PAP s. Teresa Antonietta Frącek ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. "Wciąż zgłaszają się do nas dzieci wojenne, szukając swoich śladów” - opowiadała.
"Reprezentuję Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, które w czasie II wojny światowej otworzyło swoje serca i drzwi klasztoru dla ratowania najbardziej potrzebujących pomocy, a do tych należały przede wszystkim dzieci, dzieci żydowskie i starsi Żydzi" – opowiadała PAP s. Teresa Antonietta Frącek.
Siostra Teresa od 40 lat pracuje w archiwum Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi i zbiera relacje oraz materiały na temat uratowanych przez siostry osób.
"Zgromadzenie uratowało w latach II wojny światowej ponad 700 osób pochodzenia żydowskiego. W większej części były to dzieci, ale także osoby starsze" - mówiła s. Teresa.
Jak opowiadała: "Dzieci przeważnie były ukrywane w naszych domach dziecka, Zgromadzenie bowiem od swojego założenia w połowie XIX w. zajmowało się wychowaniem i nauczaniem dzieci. W 1939 r. siostry uczyły w 60 szkołach powszechnych, prowadziły 44 sierocińce".
"Przede wszystkim taka centrala ratowania dzieci żydowskich była w Warszawie na ul. Hożej 53, gdzie urzędowała przełożona prowincjalna matka Matylda Getter. To była sztandarowa osoba w Zgromadzeniu, która ratowała dzieci żydowskie i za jej przykładem czyniły to inne siostry" - relacjonowała s. Teresa.
Według słów siostry, akcja ratowania dzieci żydowskich rozpoczęła się spontanicznie, ale jednocześnie była to akcja zorganizowana. Dzieci trafiały do sióstr w różny sposób. "Przede wszystkim prosili o to sami Żydzi, albo też przez swoich przyjaciół Polaków" - mówiła siostra Teresa.
"W Warszawie, w domu naszym przy ul. Żelaznej 97 - był to dom, który z dwóch stron graniczył z gettem - tam została przyniesiona przez kogoś znaleziona dziewczynka, pod chodnikiem, w norce znaleziona, miała przy sobie kostki cukru" - opowiadała siostra. I kontynuowała: "Dziewczynka miała 3 lata, na prawym boku miała tatuaż hebrajski. Dopiero po 60 latach okazało się, że było to dziecko żydowskie".
"Był tam też chłopczyk, przyniesiony z getta przez Niemca, gestapowca, który został przekupiony przez ojca tego dziecka. Trafiały też inne dzieci przyniesione przez policjantów. Dziewczynka dostała nazwisko Policyjska od tego miejsca" – opowiadała siostra Teresa.
Siostra zrelacjonowała też historię małej Ani z Samboru na terenie dzisiejszej Ukrainy, gdzie siostry prowadziły polski sierociniec. Dziewczynka była świadkiem egzekucji swoich rodziców.
"Ojciec na moment przed egzekucją krzykną: +uciekaj!+ Padła za nią salwa, ale żadna kula jej nie dosięgnęła i ona przybiegła do sierocińca, powiedziała do siostry przełożonej Celiny Kędzierskiej: siostro, bądź moją matką, nie mam już rodziców" - opowiedziała.
"Od wojny minęło ponad 70 lat, odbudowano miasta, wsie, ale rany zadane sercu ludzkiemu do dzisiaj się nie zabliźniły" - mówiła siostra Teresa. Jak przyznała: "do ostatnich - można powiedzieć - dni, zgłaszają się do nas dzieci wojenne, żydowskie i polskie, szukając swoich śladów".
Siostry franciszkanki z Klasztoru Maryi otrzymały w poniedziałek odznaczenia im. Antoniny i Jana Żabińskich przyznawane Polakom, którzy ratowali Żydów w czasie II wojny światowej. Odznaczenia są przyznawane przez organizację "From the Depths" Polakom, którzy ze względów formalnych nigdy nie otrzymali wyróżnienia od Yad Vashem. (PAP)
ksz/ ksk/ mni/