Relacje polskich, ale i niemieckich świadków zbrodni na Woli, a także powojenną historię jej głównego sprawcy Heinza Reinefartha, przedstawia film dokumentalny "Rzeź Woli. Akt oskarżenia", którego publiczny pokaz odbył się w poniedziałek w Muzeum Powstania Warszawskiego.
"Film +Rzeź Woli+ opowiada o jednej z największych masakr ludności cywilnej, która wydarzyła się podczas drugiej wojny światowej. Mimo że sprawa tej zbrodni jest znana od wielu lat, a w ostatnich latach została szczególnie przypomniana przez książkę Piotra Gursztyna, to jednak wciąż - poza jednym przypadkiem - nie było na ten temat filmu dokumentalnego" - powiedział PAP reżyser i twórca obrazu Rafał Geremek. Do tej pory o rzezi Woli oraz o jej ofiarach opowiadał tylko jeden film dokumentalny "12 ton. Oni tam wszyscy są" z 2008 r. w reż. Michała Rogalskiego.
Premiera filmu Geremka, zawierającego liczne animacje przybliżające grozę wydarzeń sprzed 73 lat, miała miejsce w publicznej telewizji na początku sierpnia br. Reżyser przedstawił w nim relacje świadków - nie tylko polskich ofiar, ale również niemieckich żołnierzy. "W filmie zawarte są fragmenty słynnego wywiadu z Mathiasem Schenkiem – obywatelem Belgii wcielonym do Wehrmachtu, który jako saper walczył w Warszawie latem 1944 roku. Opowiada on wstrząsające rzeczy, m.in. o paleniu ludzi. W filmie są też wypowiedzi niemieckiego operatora miotacza płomieni" - wymieniał Geremek.
Film przedstawia też powojenną historię Heinza Reinefartha, głównego wykonawcy zbrodni na Woli, który nigdy nie został pociągnięty do odpowiedzialności za to, co zrobił w Warszawie. Jako działacz partii Blok Wszechniemiecki - Związek Wypędzonych ze Stron Ojczystych i Pozbawionych Praw przez wiele lat był chroniony przez władze. W 1951 r. został burmistrzem Westerlandu – jednego z najbardziej luksusowych uzdrowisk na wyspie Sylt na Morzu Północnym, w pobliżu granicy niemiecko-duńskiej. Stanowisko to piastował przez 16 lat.
"Wybrałem się na wyspę Sylt, gdzie w miasteczku Westerland Reinefarth pełnił funkcję burmistrza w latach 50. i 60. Dzisiejsi mieszkańcy znają jego historię i muszę powiedzieć, że stanęli na wysokości zadania. Na ratuszu, gdzie urzędował Reinefarth, umieścili tablicę przepraszającą mieszkańców Warszawy i prośbę o wybaczenie" - powiedział Geremek, dodając jednak, że część mieszkańców Westerlandu nadal nie przyjmuje do wiadomości prawdy o tym, kim był Reinefarth.
Najpoważniejsza próba rozliczenia Reinefartha miała miejsce w latach 60. XX w., gdy prokuratura w Flensburgu wszczęła postępowanie w jego sprawie. Prokuratorzy niemieccy ocenili jednak, że "nie da się obalić stwierdzenia Reinefartha, że - podobnie jak żołnierze jego sztabu przesłuchani w charakterze świadków - nic nie widział ani nie słyszał, jeśli chodzi o masowe egzekucje przeprowadzone na tyłach za linią walki i niezależnie od działań wojennych". Sprawę umorzono.
Wicedyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Dariusz Gawin, który po projekcji filmu wziął udział w dyskusji na temat zbrodni powiedział PAP, że słowo "rzeź" w odniesieniu do zbrodni na Woli jest nieadekwatne. "To słowo przyjęło się już w języku polskim, ale budzi skojarzenia z orientalnymi rzeziami, z jakimś pandemonium i okrucieństwem, tymczasem zbrodnia na Woli jest jednym z najbardziej drastycznych przykładów totalitarnej inżynierii" - powiedział Gawin, przypominając, że ustny rozkaz Adolfa Hitlera wydany tuż po wybuchu powstania był w pełni świadomą decyzją o zagładzie miasta i miliona żyjących w nim osób.
Rozkaz Hitlera brzmiał: "Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią"; jego słowa przekazał podległym jednostkom Reichsfuehrer SS Heinrich Himmler.
Dziennikarz Piotr Gursztyn, autor książki "Rzeź Woli. Zbrodnia nierozliczona", a obecnie dyrektor TVP Historia, który również wziął udział w dyskusji zapewnił w rozmowie z PAP, że film będzie często pokazywany w różnych kanałach telewizji publicznej. Podkreślił też, że jednym z sukcesów podczas realizacji filmu okazało się dotarcie do archiwalnych relacji świadków, którzy o tym, co się działo na Woli na początku sierpnia 1944 r. opowiadali w latach 60. i 70.
"Pamięć o tym, co Niemcy zrobili w Warszawie była wówczas jeszcze świeża. Poza tym to, co widzieli na Woli zapamiętywali jako osoby dorosłe, a nie dzieci, co pozwala nam dzisiaj na dużo dokładniejsze zrekonstruowanie wydarzeń" - zwrócił uwagę Gursztyn.
W niedawnej rozmowie z PAP Gursztyn zwrócił też uwagę, że zbrodnia na Woli była najbardziej krwawa tam, gdzie nie toczyły się żadne walki z powstańcami. Podkreślił też, że niemieccy politycy powinni bardziej angażować się w składanie hołdu ofiarom. Do tej pory najwyższym przedstawicielem władz niemieckich, który prosił o przebaczenie za to, co stało się na Woli w pierwszych dniach sierpnia 1944 r. była burmistrz Westerlandu Petra Reiber.
Rzeź mieszkańców stołecznej Woli trwała od 5 do 7 sierpnia 1944 r. W masowych egzekucjach zginęło - według różnych szacunków - od 40 do 60 tys. mieszkańców dzielnicy. Ludność była rozstrzeliwana, a ciała zabitych palono. Eksterminacja na dużą skalę zakończyła się 7 sierpnia, jednak w mniejszym stopniu trwała aż do 12 sierpnia, kiedy gen. Erich von dem Bach-Zelewski wydał zakaz mordowania ludności cywilnej. (PAP)
autor: Norbert Nowotnik
edytor: Agata Zbieg
nno/ agz/