W czasach sarmackich pogrzeby trwały nawet kilka dni, a przygotowania do nich – kilka miesięcy. Dzięki portretowi trumiennemu zmarły był bohaterem własnego pogrzebu i niejako przyglądał się całej uroczystości – powiedziała PAP historyk sztuki Adriana Podmostko-Kłos.
W czasach baroku w Polsce ceremonie pogrzebowe przypominały kilkudniowe, teatralne widowiska, które z łaciny nazywano „pompa funebris”. Rodziny zmarłych do tych wystawnych uroczystości przygotowywały się często miesiącami. Na potrzeby pogrzebu komponowano specjalne utwory, pisano przemówienia, kazania, a także projektowano i budowano tzw. „castrum doloris”.
„Ozdobny katafalk, który współtworzyły rzeźby, kiry i lichtarze, zwano +castrum doloris+, czyli zamkiem boleści, którego dekoracje swą symboliką nawiązywały do tematu śmierci” – wyjaśniła PAP historyk sztuki, kuratorka Galerii Sztuki Polskiej od XVI do XVIII w. Muzeum Narodowego w Poznaniu Adriana Podmostko-Kłos.
Jak powiedziała, nie każdą rodzinę oczywiście stać było na tak wystawny pogrzeb, ponieważ jego organizacja wiązała się ze sporymi kosztami. Dla niektórych rodów przygotowania do pogrzebu kończyły się ogromnymi problemami finansowymi i długami. „Często zdarzało się, że ktoś w testamencie wyraźnie zaznaczył, że chce mieć skromny pogrzeb. Rodzina, szczególnie szlachecka, chciała się jednak pokazać i bywało, że sprzeciwiała się woli zmarłego, albo – organizowała dwa pogrzeby – jeden zgodnie z wolą zmarłego, drugi wystawny, dla gości” – podkreśliła Podmostko-Kłos.
„Do przedziwnej sytuacji doszło np. przy okazji pogrzebu Jana Kazimierza i Michała Wiśniowieckiego – jeden zmarł w 1672 r., drugi w 1673 r., a ich wspólny pogrzeb odbył się dopiero 1676 roku. W tym przypadku przygotowania do pochówku trwały aż cztery lata” – powiedziała.
Głównym elementem „castrum doloris” były oczywiście trumny z ciałem zmarłego i tworzony specjalnie na tę uroczystość portret trumienny. „Przed czasami baroku, trumny były częściowo odsłonięte i osoby, które przybywały na pogrzeb mogły zobaczyć zmarłego. W sytuacji jednak, kiedy w czasach sarmackich pogrzeby odbywały się w kilka miesięcy po śmierci, to ciało zaczynało się już naturalnie rozkładać. Prawdopodobnie właśnie chęć pokazania wizerunku zmarłego spowodowała, że zaczęto tworzyć portrety trumienne” – mówiła.
Teorii na temat początków sarmackiego malarstwa funeralnego niektórzy historycy dopatrują się jednak już w kulturze egipskiej, w starożytnym Rzymie, czy w różnego rodzaju maskach pośmiertnych.
Podmostko-Kłos tłumaczyła, że dzięki portretowi trumiennemu, nazywanemu dawniej „konterfektem osoby nieboszczykowej”, zmarły miał być bohaterem swojego pogrzebu i niejako przyglądać się całej uroczystości. Świadczyć o tym miało m.in. portretowanie zmarłych z otwartymi oczami i w taki sposób, by sprawiali wrażenie, że biorą udział w uroczystości.
Portrety trumienne nie miały jednak idealizować zmarłego, ale przedstawiać go w bardzo realistyczny sposób na neutralnym tle, najczęściej w kolorze srebrnym. Rysy jego twarzy miały być też wyraziste, aby wizerunek zmarłego widoczny był nawet z kilku, czy kilkunastu metrów.
„Portrety trumienne nie upiększały zmarłych. Jeśli mieli oni np. jakieś blizny, deformacje, krosty – one także były uwieczniane na portretach. Konterfekt (łac. contrafacere) oznacza idealne naśladownictwo, do którego dążono podczas malowania nowożytnych portretów” – podkreśliła Podmostko-Kłos.
Jak dodała, mimo, że sarmackie portrety trumienne są ewenementem na skalę światową, to zaczęto je doceniać i traktować jako pełnoprawne dzieła sztuki dopiero w latach 70. XX wieku. Spora część portretów trumiennych zanim trafiła np. do muzeum służyła ludziom, jako „kawałek zwykłej, dobrej blachy”, wykorzystywany na przykład do łatania dziur, czy jako podkładka pod gorące garnki. Dlatego też, część z odnalezionych portretów była zniekształcona, pogięta, czy połamana.
Portrety trumienne malowano farbami olejnymi bezpośrednio na blasze: miedzianej lub ołowiowo-cynowej, rzadziej srebrnej, i posiadały one zazwyczaj wymiary 45 na 50 cm. Ich kształt natomiast, sześcio- lub ośmiokąta, nawiązywał bezpośrednio do kształtu trumien.
Portrety umieszczano na wezgłowiu trumny, natomiast na wysokości stóp mocowano inskrypcję z informacjami o zmarłym, jego osiągnięciach i zasługach. Po bokach natomiast, przytwierdzano tablice herbowe. Po pogrzebie portret trumienny zazwyczaj zawieszano we wnętrzu kościoła lub w rodzinnej kaplicy grobowej.
Autorzy portretów trumiennych są z reguły nieznani. Różne są także przypuszczenia historyków, w odniesieniu do czasu ich powstawania. Zdarzało się, że niektórzy przygotowywali swoje portrety trumienne jeszcze za życia, by zobaczyć efekt końcowy. Inne, o czym świadczyć może siny, ziemisty odcień skóry – tworzone były już po śmierci danego człowieka.
Zdaniem Podmostko-Kłos, portrety trumienne mogą być też dla historyków źródłem wiedzy o dawnej modzie, i o tym jak zmieniała się ona na przestrzeni lat. „Wizerunki tworzono tak, aby zapewnić im sławę i aby osoby zmarłe zapadły w pamięci bliskich z jak najlepszej strony, stąd dbałość o detale ubioru, biżuterii, które były malowane. Mężczyźni na portretach trumiennych przedstawiani byli zazwyczaj w krótkiej, podgolonej fryzurze i z wąsami. Ubrani byli w typowy strój sarmacki; żupan, czyli rodzaj męskiej sukni sięgającej kostek, czy też delię – ubiór wierzchni, rozkloszowany, z dużym futrzanym kołnierzem” – mówiła.
Kobiety natomiast, portretowane były w sukniach z ciężkich, przetykanych złotem tkanin i w modnych w tamtym okresie chustach okalających głowę i twarz oraz futrzanych czapkach. W późniejszym okresie – malowano je w sukniach z bufiastymi rękawami i odsłoniętym dekoltem, oraz z perłami, koronkami i ozdobnymi wstążkami.
Kontynuacji portretów trumiennych można się doszukiwać np. w późniejszych medalionach, czyli fotografiach mocowanych bezpośrednio na nagrobkach zmarłych. Obecnie coraz popularniejsze jest też umieszczanie w trakcie ceremonii pogrzebowych fotografii zmarłego przy trumnie.
„Portret trumienny nadal jest wielką inspiracją dla artystów. Jego motyw pojawia się m.in. w dziełach Tadeusza Brzozowskiego, Jana Lebensteina, Leszka Sobockiego, czy Pawła Napierały, którego prace możemy teraz zobaczyć w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Portret trumienny uświetniał także pogrzeb Jerzego Waldorffa (1910-99)– założyciela Społecznego Komitetu Opieki nad Starymi Powązkami w Warszawie” – powiedziała.
Kolekcja sarmackiego malarstwa funeralnego w Muzeum Narodowym w Poznaniu, to obok kolekcji Muzeum w Międzyrzeczu – największy w Polsce zbiór zabytków tego typu. W poznańskim Muzeum Narodowym poza ok. stu dziełami malarstwa funeralnego, znajduje się także lustro nawiązujące kształtem do portretów trumiennych. „W tym miejscu każdy zwiedzający może się przekonać, jak wyglądałby jego własny trumienny portret” - powiedziała Podmostko-Kłos.
„Spojrzenie w takie lustro, to jednak przede wszystkim okazja, by zadać samemu sobie pytanie: co o mnie powie kiedyś historia” – podkreśliła. (PAP)
autor: Anna Jowsa
edytor: Paweł Tomczyk
ajw/ pat/