"Dziennik podróży w przeszłość" to ostatnia książka zmarłego 16 maja Marka Nowakowskiego. Pisarz wraca w niej do młodości, pisze o krótkiej fascynacji komunizmem, okresie, gdy ocierał się o świat przestępczy, czasie, gdy dopiero marzył o zostaniu pisarzem.
"Dziennik podróży w przeszłość" to tom wspomnień obejmujący okres od późnych lat 40. do początku 50. XX wieku. Nowakowski urodził się 2 marca 1935 r. Wychowywał się w podwarszawskich Włochach, gdzie jego ojciec, Antoni Nowakowski, był kierownikiem szkoły podstawowej, do której uczęszczał przyszły pisarz. "Byliśmy z małych, parterowych domków, z ceglanych kamienic, drewnianych pekinów, oblepionych komórkami na opał i gołębnikami. Z Włoch, Okęcia, Ożarowa, Targówka (...). Z wszystkich tych przedmieść wyruszaliśmy do Śródmieścia. To był nasz pępek świata. Warszawa to był ocean gruzów z archipelagami ocalałych kamienic, budowli" - wspomina Nowakowski pierwsze lata po wojnie.
Tamten czas zapamiętał, jako okres ścierania się postaw - w jego otoczeniu byli zarówno przeciwnicy nowego ustroju, jak i jego zwolennicy. Nowakowski, który jako dorosły człowiek znany był z działalności opozycyjnej i nieprzejednanego antykomunizmu, jak 17-latek przeżył epokę fascynacji marksizmem.
W postscriptum Nowakowski pisze: "Dopiero po wielu latach doszedłem do przekonania, jak bardzo byłem jednak przez tamten czas zdewastowany. Zniewolenie wdarło się w umysł, zatruło wyobraźnię, niewidzialne cugle trzymały mnie na uwięzi i, choć widziałem zło i czułem jego skutki, nie zdołałem tego, co pisałem wypiętrzyć, unieść wysoko, jak marzyłem"
Jak wspomina, w klasie przedmaturalnej rzucił szkołę i został przewodniczącym zarządu zakładowego ZMP w Polskich Liniach Lotniczych. Miał za sobą dwuletni staż szkolnego aktywisty, czytywał Lenina, Marksa i Stalina, jeździł po mazowieckich wioskach z prelekcjami o walce z imperializmem. Także w domu, ku przerażeniu patriotycznie nastawionych rodziców, "dawał opór wstecznictwu i przywiązaniu do dawnego porządku". Z upływem czasu coraz więcej cech nowego ustroju zaczęło go niepokoić. Obserwował przemoc, jaką stosowali wobec przeciwników ludzie nowego ustroju, zauważył atmosferę strachu, która otaczać zaczęła także jego samego.
"Zapewne z poczucia bezradności i zagubienia coraz częściej bratałem się z ferajną zwykłych kryminalistów. (...) Wśród tych, którzy wybrali życie w nieustannej kolizji z prawem, czułem się najlepiej. Dziwne, ale tak było naprawdę. Wracał spokój ducha. Oni mieli za nic zaciekłą walkę starego z nowym. Nadal pędzili tradycyjne życie z dala od głównego nurtu. Byli po swojemu wolni" - wspomina Nowakowski.
Rodzice z przerażeniem patrzyli, jak syn wpada z jednej przerażającej skrajności w drugą. Ledwo przestał marzyć o karierze komunistycznego agitatora, wpadł w towarzystwo drobnych złodziejaszków, którzy zaczęli wciągać go do swojej roboty. Nowakowski opisuje akcję, przy której wpadli, kiedy okradli bawiącego się w lokalu nocnym sędziego sądu wojewódzkiego. Dla Nowakowskiego skończyło się to kilkoma miesiącami więzienia.
Tam poznał świat, który potem opisywał. "Bazary, knajpy, meliny, kryminalny półświatek, całe to +miasto+, jak się wtedy mówiło, obszar poza zasięgiem władzy – był naszym matecznikiem i tworzywem dla twórczej inspiracji. Znaliśmy tych samych rycerzy nocy, dworcowych bywalców, damy lekkich obyczajów z Polonii, gruzinki (od gruzów) z Chmielnej i Widok, wykolejonych oryginałów" - wspominał pisarz. Oni właśnie stali się bohaterami jego twórczości. Nowakowski opisywał świat marginesu, lumpów, prostytutek, doliniarzy i paserów, żyjących na marginesie spraw i kodeksów "normalnego" społeczeństwa, świat okrutny, kierujący się własnym kodeksem i wewnętrzną solidarnością.
Po wyjściu z więzienia udało mu się zdać maturę i rozpocząć studia na wydziale prawa UW. Był to czas najintensywniejszej indoktrynacji studentów, okres, gdy profesorowie ukrywali swoje poglądy, a ton nadawali przedstawiciele ZMP. Nowakowski opisuje całą galerię postaci, karierowiczów, próbujących poprzez gorliwość w nadskakiwaniu nowej władzy załatwić sobie ciepłą posadkę, ale też ludzi o wręcz przeciwnych poglądach, które dla bezpieczeństwa ukrywali. Podczas wydarzeń Października 1956 roku zobaczył, jaką potęgą jest protestujący tłum, ale też jak łatwo, po kilku miesiącach względnej swobody, wszystko powraca do represyjnej "normalności".
Studia prawnicze Nowakowskiego nie interesowały. Niedługo przed ich ukończeniem odkrył w sobie pisarza i studia porzucił. Debiutem literackim Marka Nowakowskiego było opowiadanie "Kwadratowy", opublikowane na łamach "Nowej Kultury" w 1957 r. Młody pisarz przeżywał męki niepewności: "Jak każdego początkującego, szarpały mną wątpliwości. Czy mam coś do powiedzenia? Czy umiem opowiadać? A może to jednorazowy wybryk wyobraźni? Huśtawka nastrojów od negacji, absolutnego zwątpienia, po euforię. Nauczyłem się na pamięć tych kilku zdawkowych zdań pochwały o pierwszym w życiu wydrukowanym opowiadaniu. Powtarzałem w nocy niby modlitwę" - pisał Nowakowski.
"Otaczał mnie kalejdoskop zmiennych ludzi, zbuntowanych, przegranych albo walczących po swojemu, żyjących na obrzeżach oficjalnej rzeczywistości. Szczególnie przyciągali drastycznością postaw wykolejeńcy, awanturnicy, mitotwórcy. Tacy, którzy na przekór wszystkim stwarzali sobie wolną przestrzeń, byli panami swego losu. (...) Oni dodawali otuchy. Nie byłem samotny. Tak samo jak oni błąkałem się i nigdzie nie mogłem znaleźć miejsca. Ale miałem pewną przewagę. Posiadłem narzędzie do utrwalania całego tego tumultu. (...) Trzymam w ręku pióro, przygotowałem papier. Oto tak uzbrojony ruszam na podbój czegoś nieznanego" - wspominał Nowakowski. Tom wspomnień kończy się właśnie w tym momencie - gdy zaczyna się kariera literacka Nowakowskiego.
W postscriptum Nowakowski próbuje ocenić, jak wychowanie w wojennej traumie i powojennym zakłamaniu ideologicznym wpłynęły na jego pisarstwo: "Dopiero po wielu latach doszedłem do przekonania, jak bardzo byłem jednak przez tamten czas zdewastowany. Zniewolenie wdarło się w umysł, zatruło wyobraźnię, niewidzialne cugle trzymały mnie na uwięzi i, choć widziałem zło i czułem jego skutki, nie zdołałem tego, co pisałem wypiętrzyć, unieść wysoko, jak marzyłem i przez to uczynić doskonalszym, trwalszym, bardziej porażającym. Grzęzłem tak często, zapadałem się głęboko. To były koszty. Już do końca nie dam rady. Szkoda". "Dziennik podróży w przeszłość", który kilka dni temu trafił do księgarń, to jego ostatnia książka. Pisarz zmarł 16 maja, w Warszawie, z którą związany był całe życie.
W 2010 r. Marek Nowakowski został laureatem Nagrody Literackiej miasta Warszawy w kategorii "Warszawski Twórca", przyznawanej za całokształt twórczości. Przewodniczący jury, prof. Andrzej Makowiecki nazwał Nowakowskiego "najwarszawściejszym pisarzem", nie tylko ze względu na to, że akcja niemal wszystkich dzieł tego twórcy rozgrywa się w Warszawie, ale także ze względu na fakt, że laureat całe swoje życie pozostał wierny stolicy. "Nowakowski uwiecznił świat, który na naszych oczach przemija, warszawskich cwaniaków, budek z piwem, pijackich melin, honorowych przestępców. W dobie, gdy literatura unika konkretów, taka pasja dokumentowania, zatrzymywania czasu, zasługuje na najwyższy szacunek" - powiedział Makowiecki.
"Dziennik podróży w przeszłość" ukazał się nakładem wydawnictwa Iskry. (PAP)
aszw/ agz/