20 stycznia 1951 roku funkcjonariusze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego aresztowali biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Zarzucono mu m.in. szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych i działalność zmierzającą do obalenia ówczesnych władz.
Akcja odbyła się według scenariusza wielokrotnie wypróbowanego przez bezpiekę. O godz. 9 rano tajniacy, z Józefem Światło wicedyrektorem X departamentu w MBP na czele, wdarli się do domu biskupów. Hierarcha został natychmiast zatrzymany. Rozpoczęła się rewizja. Bezpieka przetrząsnęła nie tylko pomieszczenia należące do ordynariusza. Przeszukana została cała kuria.
Uzbrojeni funkcjonariusze obstawili cały budynek kurialny. Nikt nie mógł go opuścić. Duchowni i pracownicy świeccy zostali uwolnieni dopiero wieczorem, kiedy bezpieka wywiozła zebrane podczas rewizji dokumenty. Samochód MBP zabrał bp Kaczmarka i jego wikariusza generalnego ks. Jana Jaroszewicza. W ten sposób zaczęła się gehenna ordynariusza kieleckiego.
Kiedy 14 września 1953 r. przed sądem wojskowym w Warszawie rozpoczął się pokazowy proces, bp Kaczmarek był już wrakiem człowieka. Jak później wspominał w rozmowie ze swym przyjacielem ks. Wacławem Jezuskiem, zależało mu tylko na jednym, by obronić swojej wiary, nie wyrzec się Boga. Tego się bał najbardziej. O niczym innym już nie myślał.
Bp Kaczmarek trafił do więzienia na warszawskim Mokotowie, katowni MBP. Przez 2 lata i 8 miesięcy poprzedzających proces był w nieludzki sposób torturowany. Zmuszano go do siedzenia na taborecie przez trwające godzinami przesłuchania, bito, obrzucano obelgami. Dostawał także zastrzyki powodujące zmianę świadomości i utratę pamięci. Został całkowicie odizolowany od świata zewnętrznego. Nie zezwalano nikomu na widzenia z ordynariuszem, nie dostawał korespondencji, nie mógł do nikogo pisać. Nie poinformowano go nawet o śmierci matki. Przesłuchujący go funkcjonariusze wmawiali mu, że został potępiony przez episkopat, a duchowni z jego diecezji odwrócili się od niego.
Kiedy 14 września 1953 r. przed sądem wojskowym w Warszawie rozpoczął się pokazowy proces, bp Kaczmarek był już wrakiem człowieka. Jak później wspominał w rozmowie ze swym przyjacielem ks. Wacławem Jezuskiem, zależało mu tylko na jednym, by obronić swojej wiary, nie wyrzec się Boga. Tego się bał najbardziej. O niczym innym już nie myślał.
Bp Kaczmarek przyznał się do zarzucanych mu czynów. Proces zakończył się 21 września 1953 r. Za kolaborację z hitlerowskim okupantem, szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych i Watykanu oraz próbę obalenia ludowych władz sąd wymierzył mu karę 12 lat więzienia. 25 września aresztowano prymasa Stefana Wyszyńskiego, a trzy dni później (28 września) w specjalnym komunikacie biskupi pod naciskiem władz potępili "przestępcze działania" bp Kaczmarka.
Dlaczego akurat bp Kaczmarek, jako jeden z pierwszych członków episkopatu stał się obiektem tak brutalnego ataku ze strony komunistów? Biograf biskupa, ks. Jan Śledzianowski ("Ksiądz Czesław Kaczmarek - biskup kielecki", Kielce 1991) wskazuje na dwie zasadnicze przyczyny. Po pierwsze ordynariusz kielecki naraził się władzy ludowej, gdy po pogromie kieleckim 14 lipca 1946 r. sporządził raport, w którym wskazał na rządzących, jako tych, którym mogło zależeć na wywołaniu tumultu. Zdaniem Kaczmarka pogrom nie miał podłoża etnicznego czy antysemickiego, a polityczne. Dodatkowym argumentem przeciw biskupowi był fakt, że dokument został przekazany ambasadorowi Stanów Zjednoczonych.
Kolejnym "grzechem" bp Kaczmarka był sprzeciw wobec podpisania przez Prymasa Stefana Wyszyńskiego porozumienia z rządem w 14 kwietnia 1950 r. Choć najważniejszym oponentem prymasa był kard. Adam Sapieha, to jednak zmarł kilka miesięcy po przyjęciu porozumienia. Komuniści wzięli wówczas na cel ordynariusza kieleckiego, który pełnił ważną w strukturach kościelnych rolę sekretarza episkopatu.
Procesy bp Kaczmarka i innych duchownych był elementem wojny, którą Kościołowi wypowiedział ówczesny prezydent Bolesław Bierut. Chciał złamać "krnąbrny" Kościół. W maju 1953 r. episkopat wydał list, w którym m.in. potępił szykany wobec Kościoła katolickiego i ingerencję władz w jego sprawy wewnętrzne. Znalazły się tam pamiętne słowa: "rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. Non possumus!"
10 lutego 1955 r. bp Kaczmarek został zwolniony z dalszego odbywania kary. Powodem bezpośrednim był zły stan zdrowia. Ordynariusz nie mógł jednak jeszcze przez rok powrócić do swojej diecezji. Po śmierci Bieruta i przejęciu władzy przez Władysława Gomułkę, 28 grudnia 1956 r. Najwyższy Sad Wojskowy oczyścił hierarchę z zarzutów szpiegostwa i współpracy z hitlerowcami.
Kilka lat później, gdy władza ponownie zaostrzyła politykę wobec Kościoła rozważano powtórne aresztowanie biskupa, ale jak podkreślił w rozmowie z PAP prof. Jan Żaryn z IPN, sprzeciwił się temu Gomułka. Uważał, że aresztowania duchownych odnoszą przeciwny do zamierzonego skutek. Zdawał sobie sprawę, że uwięzienie prymasa Wyszyńskiego wzmocniło jego autorytet.
Komuniści zażądali od Kościoła usunięcia bp Kaczmarka z urzędu. Episkopat odmówił argumentując, że zmiana ordynariusza nie leży w jego kompetencjach. Zdecydowanie negatywne stanowisko w tej sprawie wyraziła także Stolica Apostolska.
Stan zdrowia biskupa stale się pogarszał. Przebywał na leczeniu w Nałęczowie. Zmarł 26 sierpnia 1963 r.
W 1990 r. został pośmiertnie zrehabilitowany, a 17 lat później odznaczony Krzyżem Wielkim Odrodzenia Polski.
Wojciech Kamiński (PAP)
wka/ ls/