Nauka praktycznych umiejętności, takich jak szycie, które w trudnych okolicznościach pozwalają przeżyć, była jednym z głównych celów warsztatów szycia gałgankowych zabawek, które dla babć i wnuków zorganizowało w sobotę w Białymstoku Muzeum Pamięci Sybiru.
Wzięła w nich udział grupa babć z wnuczkami i wnukami, które pod okiem twórczyni materiałowych zabawek oraz ubiorów z filcu Doroty Sulżyk, projektowały szmaciane zabawki i szyły je ręcznie.
Przy okazji słuchały opowieści o losie dzieci podczas wywózek na Syberię, ich trudnym życiu, także zabawkach, zupełnie innych niż współczesne dzieci mogą sobie wyobrazić. Mogły też zobaczyć niektóre przekazane muzeum przez Sybiraków pamiątki, przedmioty, które mieli ze sobą, np. maszyny do szycia, które - jeżeli komuś udało się je ze sobą zabrać - były "rarytasem", bo były wykorzystywane do zarobku - koniecznego, by przeżyć.
Anna Kietlińska z Muzeum Sybiru powiedziała PAP, że w zbiorach muzeum są np. pamiątki zesłanej na Syberię 13 kwietnia 1940 r. pani Barbary Sokólskiej z domu Młynarz, która wówczas miała miesiąc. Była wywieziona z majątku Dobra Wólka w okolicach Pińska (dzisiejsza Białoruś). Rodzina państwa Młynarz wróciła z zesłania do Białegostoku, Basia miała wówczas sześć lat. Rodzina przekazała do muzeum ziemię w woreczku z rodzinnego majątku, haftowaną serwetkę, pudełko po czekoladkach, porcelanową figurkę, zdjęcia z dwuletnią Basią z 1942 r.
"Te zbiory pozornie wydają się takie mało przykuwające uwagę, ale wiąże się z nimi ogromny ładunek emocjonalny" - mówi Kietlińska. Dodaje przy tym, że ta różnorodność przedmiotów ukazuje okoliczności wywózek. "Pokazuje, w jakich warunkach ludzie się pakowali, jakie rzeczy zabierali, niekoniecznie wytłumaczalne logicznie. Stąd na przykład, obok maszyny do szycia, na Syberię jechała porcelanowa figurka, która do niczego nie była potrzebna" - mówi Kietlińska.
Wyjaśniła także, że te przedmioty zesłańcy wymieniali na inne, np. za żywność, żeby przeżyć, ale nie wszystkie. "(...) jeżeli po tylu latach do nas trafiają przedmioty, to pokazuje to, że nie wymieniali wszystkiego, bo chcieli zostawić taką namiastkę tego swojego wcześniejszego życia, wcześniejszego świata" - opowiada.
W gromadzonych w muzeum materiałach jest wiele relacji obecnie starszych osób, które na zesłaniu były dziećmi. "Dzieci pracowały bardzo ciężko, chodziły do pasienia krów, pracowały w stepie, zbierały kiziaki (wysuszone odchody zwierzęce, który służyły za opał) (...) Praktycznie pracowało się za pożywienie. Ale chciały się bawić, były dziećmi, więc zdarzało się, że dzieci zabierały ze sobą zabawki, ale rzadko" -powiedziała Kietlińska.
Rzadko zdarzało się, że dziecko miało np. misia z materiału przypominającego worek, mamy szyły dzieciom lalki czy inne zabawki z tego, co miały, zabawką mógł być nawet zwykły patyk, wystrugany żołnierzyk, lalka z gałganków, czy figurka z chleba. Kietlińska powiedziała, że Sybiracy nie chcą się rozstawać z takimi ważnymi dla nich przedmiotami, choć muzeum stara się je pozyskać.
"Dziecko chciało być dzieckiem bez względu na to, jakie warunki trwają dookoła" - mówi Kietlińska. Zabawki szyły im mamy i babcie. Szycie, tak jak inne praktyczne umiejętności czy cechy takie jak wytrwałość, siła woli czy determinacja - pozwalały przeżyć - dodaje Kietlińska.
Zabawkę szyła w sobotę z wnukiem Iwo pani Walentyna, której ciotka była zesłana na Syberię. PAP powiedziała, że o takich trudnych tematach jak deportacje, w jej rodzinie "trudno" się rozmawia, także wśród znajomych nie każdy kto tego doświadczył, chętnie o tym mówi. Dodała, że wnuk ma zdolności artystyczne, a niedzielny Dzień Babci to okazja, na wspólny czas.
Kietlińska powiedziała, że sobotnie warsztaty inaugurują cykl tego typu przedsięwzięć, by pokazywać dzieciom trudy życia na Syberii deportowanych tam w 1940 roku w wywózkach Polaków, ale w sposób, który pomoże im zrozumieć te trudne i bolesne zagadnienia. Stąd oprócz szycia gałgankowych zabawek planowane są np. warsztaty z filcowania walonków - ciepłych butów na mrozy.
Powstające w Białymstoku Muzeum Sybiru działa na razie w siedzibie tymczasowej, docelowa siedziba dopiero powstanie. (PAP)
autor: Izabela Próchnicka
kow/ agz/