„Wojna w Wietnamie stała się amerykańską traumą na wiele lat. Jej efekty widać nie tylko w kulturze popularnej, lecz również w realnej polityce” – podkreśla redakcja „Mówią wieki” we wprowadzeniu do najnowszego numeru magazynu.
„To był jeden z najsmutniejszych dni w moim życiu. Stany Zjednoczone zostały znokautowane przez Północny Wietnam” – mówił prezydent Gerald Ford wspominając jeden z najbardziej pamiętnych epizodów konfliktu wietnamskiego. 30 kwietnia 1975 r. z dachu ambasady USA w Sajgonie helikoptery amerykańskiej marynarki wojennej ewakuowały ostatnich w tym mieście Amerykanów oraz współpracujących z nimi Wietnamczyków. Niezapomniane sceny z operacji „Frequent Wind” były końcowym akordem trwającego kilkanaście lat krwawego konfliktu. Autorzy artykułów w najnowszym „Mówią wieki” przypominają nie tylko militarne i polityczne aspekty wojny, ale również jej wymiar propagandowy i trwający do dziś wpływ na kulturę popularną oraz sposób myślenia o historii USA.
Wojna w Wietnamie kojarzona jest przede wszystkim jako walka z komunistycznymi bojownikami toczona w niedostępnych regionach dżungli. Jednym z wyjątków była słynna ofensywa Tet w 1968 r., której celem było opanowanie przez komunistów najważniejszych miast Wietnamu Południowego, takich jak Sajgon i Hue. Jak przypomina historyk Lech Ryżewski, pomimo początkowego zaskoczenia sił amerykańskich i południowowietnamskich zakończyła się ona całkowitą klęską militarną Północy. Zupełnie odmienny obraz tego epizodu wojny przekazały Amerykanom korespondenci wojenni. „Niedoświadczeni dziennikarze często nierzetelnie relacjonowali przebieg walk, utrwalając w ten sposób wizerunek rzekomej klęski wśród amerykańskiej opinii publicznej” – podkreśla autor. Kompletnie pomijano zbrodnie popełniane przez komunistów, które swoją skalę i stosowanymi metodami przypominają inne mordy dokonywane przez zwolenników tej ideologii.
„Grupy specjalne Wietkongu na podstawie przygotowanych list aresztowały tzw. elementy reakcyjne, czyli ludzi pracujących dla rządu lub Amerykanów. Byli wśród nich politycy, urzędnicy, policjanci, żołnierze, intelektualiści, studenci i przywódcy religijni. Zostali wymordowani − po odbiciu miasta w 18 masowych grobach znaleziono 2810 ciał” – pisze autor o komunistycznych zbrodniach popełnianych w Hue.
Długofalowymi konsekwencjami wydarzeń roku 1968 było zwątpienie amerykańskiej opinii publicznej oraz decyzja prezydenta Nixona o stopniowym wycofywaniu się z Indochin. Jednym z elementów strategii administracji Nixona było stopniowe „wietnamizowanie” konfliktu, czyli przerzucanie ciężaru walki z komunistami na siły Południa. Jak jednak podkreśla prof. Piotr Szlanta, amerykańska pomoc nie mogła zrównoważyć rosnącej potęgi Północy. „W Republice Wietnamu narastały nastroje porzucenia, desperacji i defetyzmu. W 1974 roku co czwarty żołnierz armii Południa zdezerterował” – stwierdza autor. Klęska Republiki Wietnamu i USA odbiła się jak podkreśla historyk również na sytuacji w krajach sąsiednich, takich jak Laos i Kambodża, które również pogrążyły się w komunistycznej dyktaturze.
Szok spowodowany porażką amerykańskiej polityki w Wietnamie i ogromną liczbą ofiar miał swoje odbicie w dziełach amerykańskiej kultury popularnej. O wizerunku wojny w filmach przypomina Maciej Krawczyk z „Mówią wieki”. Jak zauważa autor wojna w Wietnamie nie była pierwszym konfliktem, który został silnie upamiętniony w kinematografii, lecz w sposób odmienny od znanych dotychczas. „Każda z tych produkcji podejmuje ważne tematy i szuka odpowiedzi na pytania, które dotychczas były ignorowane przez lubującą się zwykle w łatwych portretach heroizmu i czarno-białych historiach kulturę masową” – podkreśla autor. W jego opinii obraz wojny w takich filmach jak „Łowca jeleni”, „Pluton” i „Full Metal Jacket” jest „tak bardzo nieamerykański, że właściwie nie do pomyślenia w odniesieniu do jakiegokolwiek innego konfliktu”. Częściowym oczyszczeniem USA z traumy Wietnamu były sukcesy gospodarcze i militarne czasów rządów Ronalda Reagana. Użyta w czasie jego kampanii o reelekcję piosenka „Born in the USA” Bruce’a Springsteena była, jak przypomina Maciej Krawczyk, początkowo rozliczeniem z wojną w Wietnamie, stała się zaś symbolem optymizmu Amerykanów w dekadzie rządów Reagana.
O innych trudnych epizodach amerykańskiej historii przypomina Piotr Korczyński. Wiek XIX to nie tylko czas budowania potęgi gospodarczej USA, ale również wielu rozdzierających ten kraj konfliktów etnicznych i narodowościowych. Dziś pamiętana jest głównie wojna secesyjna i konflikty z Indianami. Znacznie rzadziej wspomina się o dziejach sporów z Meksykanami, które tworzyły obraz pogranicza utrwalonego we wspominanych przez autora westernach, takich jak „Za garść dynamitu” i „Dobrym, złym i brzydkim”. „Amerykanie stykali się w Meksyku z ludźmi o zupełnie odmiennej mentalności i kulturze. Ich pragmatyzm szedł w parze z meksykańskim romantyzmem, realizm z magią i religijnością, chęć zysku (by nie powiedzieć: chciwość) z chłopskim sprytem i zapobiegliwością” – podkreśla autor wyjaśniając fascynację Amerykanów kulturą południowych sąsiadów.
W jeszcze bardziej egzotyczne i odległe od Polski regiony świata zapuszcza się autor relacji z podróży do irańskiego Szirazu, dawnej stolicy Persji. Poza ruinami, meczetami i grobowcami poetów na autorze największe wrażenie wywarły kontakty ze zwykłymi potomkami dawnych Persów. „Irańczycy są bardzo życzliwi, przyjaźni, gotowi do pomocy i zainteresowani obcokrajowcami. I to właśnie te kontakty, a nie starożytne zabytki czy piękno krajobrazu, najmocniej zapadły nam w pamięć” – podkreśla prof. Piotr Szlanta.
Pasjonatów dziejów wojskowości zainteresuje artykuł Artioma Bagdasariana o bombardowaniach polskich miast podczas I wojny światowej i zagrożeniu atakami chemicznymi. Jak przypomina autor, mimo skali nalotów nieporównywalnej z okresem II wojny światowej ten nowy sposób prowadzenia walki szybko uznano za wyjątkowo barbarzyński. „29 kwietnia 1915 roku miał miejsce atak bombowy na Płońsk. Ludność w przestrachu schroniła się w domach, wiele żydowskich kobiet i dzieci ukryło się w budynku starej synagogi. Właśnie na nią została zrzucona ciężka bomba, która przebiła się przed dach i strop budynku, po czym wybuchła w gęstym tłumie, zabijając i raniąc ok. 50 osób. Wśród ocalałych wybuchła panika, ludzie rzucili się do wyjścia, tratując ok. 20 kobiet i dzieci oraz raniąc 14 osób” – opisuje autor.
„Chcemy żyć i pracować w spokoju dla Polski Ludowej i nie pozwolimy, aby ktokolwiek mącił spokój naszego życia i przeszkadzał w budowie socjalizmu i rozwoju naszego Kraju” – pisali pracownicy jednego z poznańskich przedsiębiorstwa w liście do I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki tuż po wydarzeniach marca 1968 r. Jak zauważa autorka ten i inne analizowane przez nią listy do towarzysza „Wiesława” powtarzały w dużej mierze główne tezy propagandy marcowej, takie jak tezy o „wichrzycielach” stojących za plecami studentów i syjonistach. Paulina Moskal z Instytutu Historycznego UW zastanawia się dlaczego obywatele PRL wysyłali tego rodzaju listy. „Być może znaczna część osób czuła, że dzieje się coś ważnego, i chciała zabrać głos w dyskusji, która dotyczyła ich życia” – stwierdza autorka.
Interesujących się dziejami życia codziennego może zafascynować historia jednego z najbardziej mrocznych miejsc międzywojennej Warszawy. „Cyrk” przy Dzikiej 4 wbrew nazwie nie miał wiele wspólnego z rozrywką. Olbrzymi drewniany gmach był jedną z największych noclegowni miasta, lecz nie pomieszkiwali w nim jedynie bezrobotni i bezdomni. „W Cyrku co wieczór zbierali się warszawscy (i nie tylko) wiecznie bezrobotni, włóczędzy, żebracy, alkoholicy (czasem narkomani), spłukani hazardziści, byli i przyszli więźniowie oraz wszelkiej maści złodzieje, oszuści, drobni szulerzy, a nierzadko ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości mordercy i bandyci” – podkreśla Mateusz Rodak z Instytutu Historii PAN. Historia miejsca nazywanego przez ówczesnych publicystów „piekłem dantejskim” skupia jak w soczewce wiele najbardziej palących problemów społecznych ówczesnej Polski, takich jak strukturalne bezrobocie i bieda mieszkańców miast.
W najnowszym numerze miesięcznika również fragmenty wydanej przez Oficynę Wydawniczą „Mówią Wieki” historii warszawskich Powązek pióra Mieczysława Jasińskiego, nieżyjącego już wiceprezesa Towarzystwa Przyjaciół Warszawy – Oddziału Żoliborz-Bielany, a prywatnie mieszkańca tej części stolicy. W latach Królestwa Polskiego na Powązkach utworzono potężny obóz wojskowy, którego celem było utrzymywanie przez księcia Konstantego bezwzględnej dyscypliny i porządku w szeregach podległego mu wojska Królestwa. „Każdego roku od połowy czerwca do połowy września gromadzono tu artylerię i oddziały piechoty w składzie dwóch dywizji oraz jedną lub dwie brygady” – pisał Mieczysław Jasiński. Epoce zaborów poświęcony jest również tekst prof. Jana Ostrowskiego, dyrektora Zamku Królewskiego na Wawelu. Autor analizuje w jaki sposób moda stawała się jedną z dróg manifestowania przywiązania do polskości.
Najnowszy numer „Mówią wieki” zawiera trzeci już dodatek „Z dziejów gospodarczych Polski” redagowany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. W kwietniowym numerze historię polskiej monety nazywanej złotówką w czasach Rzeczypospolitej i zaborów przybliża Wojciech Kalwat z „Mówią wieki” i Muzeum Historii Polski. W drugim artykule przypomina historię polskich monet międzywojnia. Szczególną uwagę przywiązuje do stylistyki ich projektów w których odbijały się ówczesne, często awangardowe poglądy autorów. „Należy przyznać, że wiele z nich zaskakuje wysokim poziomem artystycznym, ale i nowatorskim podejściem do przedstawionego na numizmacie tematu – np. na jednej z monet Józef Piłsudski miał brodę” – podkreśla Wojciech Kalwat.
Michał Szukała PAP
ls/