Przez całe lata repatriacja była wstydem dla polskiego państwa. Premier Beata Szydło, jeszcze w czasie kampanii wyborczej, zapowiadała, że jej rząd poważnie potraktuje repatriację i tak się stało - powiedział w środę minister środowiska Henryk Kowalczyk w Domu Polonii w Warszawie.
W Domu Polonii w Warszawie odbyła się konferencja pt. "Re-Patria" poświęcona repatriacji Polaków ze Wschodu - debatowano nad skutecznością procesu repatriacji w Polsce oraz zastanawiano się jak można ją usprawnić.
Minister Środowiska i autor nowelizacji ustawy o repatriacji Henryk Kowalczyk przypomniał, że pierwszy projekt ustawy o repatriacji był "autorstwa śp. Macieja Płażyńskiego i po skierowaniu go do Sejmu utknął on w +zamrażarce sejmowej+", a proces repatriacji był przez lata zaniedbywany. "To był wstyd dla polskiego państwa i ten wstyd chcieliśmy jak najszybciej naprawić" - powiedział.
Jak zaznaczył minister Kowalczyk "zanim ta ustawa weszła w życie, przyjęliśmy grupę repatriantów do Pułtuska - nazywając ją grupą +pilotażową+ - na zaproszenie pani premier. Była to grupa bardzo cenna ponieważ dała nam mnóstwo doświadczeń". Według niego rząd Beaty Szydło zmienił filozofię podejścia do repatriacji, przypominając, że "do tej pory repatriacja była oparta na dobrej woli samorządów".
"Powstała druga ścieżka w której państwo polskie podejmuje odpowiedzialność za repatriację. Wtedy wreszcie repatriacja ruszyła na większa skalę, a pomoc finansowa na cele mieszkaniowe była kierowana bezpośrednio do repatriantów. Wokół repatriacji zrobiła się dobra atmosfera" - podkreślił minister Kowalczyk.
W jego opinii było to ważne, ponieważ badania społeczne wskazywały, że większość Polaków nie wie czym jest repatriacja, a 1/3 badanych nie chciałaby mieć repatriantów za sąsiadów. Zaznaczył, że jednym z najważniejszych elementów repatriacji jest przypomnienie społeczeństwu, że „to są nasi rodacy, którzy czekają na repatriacje i kochają ojczyznę Polskę, czasami bardziej niż ludzie w kraju. Te doświadczenia, które przeżyliśmy w Pułtusku z pierwszą grupą, pokazywały jak można przełamywać te stereotypy" - dodał Kowalczyk.
Wiceszef MSWiA: Jeżeli patrzymy na repatriację jako na pewien proces; na te wszystkie regulacje prawne i czynności, które rząd Rzeczpospolitej w tej chwili wykonuje; to chciałbym żebyśmy nie zapomnieli o tej najważniejszej historycznej perspektywie - powrót Polaków na terytorium Rzeczypospolitej jest naszą historyczną powinnością i zobowiązaniem.
Wiceminister MSWiA i Pełnomocnik Rządu do Spraw Repatriacji Krzysztof Kozłowski, podkreślił, że "polskich naród - wielki, piękny, jak rzadko, który w swojej historii doświadczył wielkich cierpień. Doświadczył traumy I i II wojny światowej. Doświadczył jarzma komunizmu. Tych historycznych wyzwań, tego historycznego cierpienia doświadczyli polscy obywatele. Byli dotknięci wywózkami, byli dotknięci represjami" - mówił.
"To co dzisiaj robimy w wolnej, niepodległej Polsce - również w zakresie repatriacji - to przywracanie tym osobom należnej im godności, czci i uszanowania. Jeżeli patrzymy na repatriację jako na pewien proces; na te wszystkie regulacje prawne i czynności, które rząd Rzeczpospolitej w tej chwili wykonuje; to chciałbym żebyśmy nie zapomnieli o tej najważniejszej historycznej perspektywie - powrót Polaków na terytorium Rzeczypospolitej jest naszą historyczną powinnością i zobowiązaniem" - powiedział Kozłowski.
Senator Artur Warzocha (PiS) przypomniał, że w przypadku funkcjonowania ustawy o repatriacji z 2000 r. "ciężko byłoby dziś znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia ponieważ odwoływanie się do doświadczeń ustawy, którą znowelizowaliśmy byłoby niewłaściwe. Nie można porównywać obecnej ustawy do tamtej sytuacji, ponieważ wcześniej cały ciężar repatriacji był przerzucony na samorządy, które były wtedy jeszcze w fazie budowania swojej pozycji" - wyjaśnił.
W jego ocenie, odbudowywanie struktur władz lokalnych po "latach zaniedbań z okresu komunizmu" i brak środków finansowych, spowodował, że proces repatriacji "wyhamował i w pewnym momencie wręcz stanął". "Były dosłownie pojedyncze przypadki repatriacji w latach 2014-15, kiedy repatriacja praktycznie w Polsce nie funkcjonowała" - powiedział Warzocha.
"Obecnie mamy do czynienia z większą dynamiką. Widzieliśmy dane oscylujące wokół 300 osób w roku 2016. W 2017 r. ta liczba praktycznie się podwoiła, przekraczając 500 osób. Teraz należy zadać sobie pytanie czy to jest dużo czy to jest mało? Ja mogę powiedzieć, że to jest mało, jeśli chodzi o skalę i przestrzeń, którą powinniśmy wypełnić jako państwo. Czy to jest wina państwa? Nie do końca; stworzyliśmy takie warunki na jakie państwo polskie stać i ta pomoc materialna po nowelizacji nie jest mała" - wyjaśnił senator Warzocha.
Według niego obecnie jest to "ostatni moment, który powinniśmy uchwycić i przeprowadzić sprawnie akcję repatriacyjną, wyznaczając sobie na to jakiś konkretny termin czasu - 4 lata, 5 lat, ale nie wiem czy dłużej". "Chodzi nam też o to aby repatrianci zamieszkali na terytorium całej Polski. Jeżeli wszystkich będziemy koncentrować na Mazowszu wokół Warszawy to część z nich się zniechęci bo warunki życia tutaj są trudne. Może się okazać, że 100 kilometrów na północ, południe, zachód czy wschód są one znacznie łatwiejsze. Gminy mówią: dajcie nam repatriantów, dlatego, że mamy dla nich ofertę pracy, zagospodarowania, warunki bytowe, socjalne, wszystko. I o to chodzi; w ten sposób repatriacja będzie przebiegała sprawnie" - podkreślił Warzocha. (PAP)
autor: Maciej Puchłowski
edytor: Paweł Tomczyk
pmm/ pat/