Mimo że dorośli starali się chronić dzieci przed udziałem w walce, każde z nich widziało śmierć podczas okupacji - powiedział dr Tomasz Łabuszewski na wtorkowej konferencji Instytutu Pamięci Narodowej pt. "Wojna i okupacja w oczach dzieci 1939–1945" w Warszawie.
W konferencji popularnonaukowej pt. "Wojna i okupacja w oczach dzieci 1939–1945" w warszawskim Centrum Edukacyjnym IPN im. Janusza Kurtyki, wzięli udział historycy badający powojenne losy dzieci pod okupacją niemiecką i sowiecką, świadkowie historii oraz potomkowie osób, które przeżyły okupacje.
Jak podkreśliła dr Martyna Grądzka-Rejak z IPN, w szczególnie trudnej sytuacji znalazły się dzieci i młodzież żydowska; nie tylko ze względu na napiętnowanie i groźbę eksterminacji, ale również problemy tożsamościowe, które pojawiały się już po wojnie.
"Wiele zależało od tego, w jakim wieku dzieci zostały wyprowadzone z getta czy oddane na arysjską stronę z obozu. Dwuletnie dziecko jest instynktownie przywiązane do rodziców i jeśli nie ma z nimi kontaktu przez rok czy dwa, to ich nie pamięta; za rodziców uważa tych u których się ukrywa" - powiedzała PAP. Jak dodała, również w "zastępczych" rodzinach pojawiały się problemy, wśród których wymieniła m.in. przemoc seksualną, konieczność pracy ponad siły.
"Często ludzie, u których te dzieci się ukrywały, nie traktowali ich jak członków swojej rodziny. Ale w wielu przypadkach nawiązywała się między nimi bardzo silna więź. I kiedy po wojnie wracał biologiczny rodzic czy ktoś z rodziny i podejmował próbę odzyskania, toczył się dramat tego dziecka, które nie potrafiło zrozumieć swojej sytuacji" - powiedziała Grądzka-Rejak.
Jak oceniła, "wiele z tych dzieci nie zdążyło sobie wykształcić żydowskiej tożsamości, żyły po aryjskiej, +lepszej+ stronie, przyjęły inną wiarę i nagle się okazywało, że to nie jest ich prawdziwa tożsamość; a wiele z nich chciało ją zachować". Dodała również, że w Archiwum Ringelbluma zachował się m.in. zapis dyskusji na temat udziału Kościoła katolickiego w procesie ratowania dzieci żydowskich; Żydzi obawiali się oddawania ich pod opiekę tej instytucji ze względu na możliwość przekazania im innej wiary.
Z kolei kierownik działu edukacyjnego Muzeum Powstania Warszawskiego dr Karol Mazur, który przedstawił uczestnikom konferencji kwestię udziału dzieci i młodzieży w tym zrywie; zauważył, że wśród współczesnych młodych ludzi "istnieje fascynacja sferą wartości (którymi kierowali się walczący - PAP) - czyli tym, że nie walczyliśmy z kimś, ale o coś".
"Chcemy uniknąć wzbudzania fascynacji przebiegiem walki, ale podkreślić, że ta wojna miała sens, że to nie była walka dla walki, że za tym kryły się wartości, ale też to, że wojna ma swój koszt; nie mówię tylko o ranach, ale też o kosztach dla zdrowia psychicznego; że wiąże się z pewną traumą, łamie życiorysy" - powiedział PAP Mazur.
Jak dodał, na przykładzie swojej rodziny mógł obserwować, jakie skutki ma przeżyta trauma wojenna. "My dzisiaj młodym ludziom możemy powiedzieć: zobaczcie, żyjecie w idealnych czasach. Macie oczywiście swoje problemy, ale poznajcie problemy przodków" - powiedział. Jak dodał, Polacy chętni są do pomocy ofiarom współczesnych, światowych konfliktów "ponieważ nasi przodkowie doświadczyli tego samego, a wśród naszego społeczeństwa są osoby, które pamiętają, które były wtedy dziećmi i przeżywały podobnie tragiczne momenty jak dzisiaj dzieci w Syrii czy innych częściach świata".
Pytany o przyczyny zaangażowania tak licznej części dzieci i młodzieży w działalność powstańczą podkreślił, że "w okresie II wojny mieliśmy do czynienia z wojną totalną, kiedy nasi agresorzy w ogóle nie oddzielali ludności cywilnej od wojskowej; traktowali wszystkich równo i starali się dokonywać aktów ludobójczych".
"Pojawiło się pytanie: jak chronić cywilów i jak zaadaptować ich do służb pomocniczych? Zachowało się mnóstwo informacji i listów dorosłych instruktorów harcerskich, którzy pytają siebie nawzajem: czy ktoś nas z tego nie rozliczy? Czy my mamy moralne prawo do tego, żeby 13-latków wysyłać do powstania, nawet bez broni, jako łączników? Przecież też byli narażeni na śmierć" - zaznaczył. Jednak - w kontrze - pojawiła się "ogromna chęć pomagania; ucieczki z domu, podawanie zawyżonego wieku, kłamstwa o tym, że straciło się rodziców i nie ma gdzie się podziać; wszystko po to, aby być w tym centrum, w środku wydarzeń i walczyć o tę niepodległą Polskę".
Wtorkowa konferencja towarzyszy wystawie "Ukradzione dzieciństwo". Jak podkreślił dr Tomasz Łabuszewski z IPN, jej twórcom nie zależało na propagowaniu udziału młodych ludzi w działaniach wojennych. "Chcemy pokazać (...), że byli oni gotowi - dzięki takiemu, a nie innemu wychowaniu patriotycznemu, zarówno w rodzinach jak i szkołach - do udziału w tego typu przedsięwzięciach. Dotyczy to zarówno członków Szarych Szeregów w okresie okupacji niemieckiej i sowieckiej, jak i tych wszystkich młodych ludzi, którzy zaangażowali się w działalność konspiracji antykomunistycznej w okresie powojennym" - powiedział Łabuszewski.
Jak podkreślił, dorośli organizując konspirację o charakterze wojskowym, nie planowali udział młodych ludzi w tego typu działania. "Były specjalne instrukcje, które zabraniały wykorzystywania młodych ludzi do wykonywania konkretnych akcji, na czele z działaniami zbrojnymi, przede wszystkim o charakterze likwidacyjnym" - powiedział. Zauważył, że miano na względzie psychikę dzieci i młodzieży, którą "starano się w jakiś sposób ochronić (...), co oczywiście było założeniem z góry skazanym na porażkę, ponieważ każdy z tych młodych ludzi był świadkiem jakiejś śmierci w czasie okupacji - jednej czy drugiej".
"Wszystkie te osoby łączą się w jednej kategorii - w kategorii ofiar" - zaznaczył Łabuszewski. Jak dodał, "na wszystkich nich - jeśli zdarzyło im się szczęśliwie przetrwać wojnę - te wszystkie doświadczenia odcisnęły się w sposób niezwykle dramatyczny, tragiczny".
Jak podaje IPN, w wyniku II wojny światowej zginęło co najmniej 2 mln dzieci i młodzieży, w tym 600 tys. dzieci pochodzenia żydowskiego.
200 tys. dzieci zostało z Polski wywiezionych lub zniewolonych na terenach III Rzeszy w celach germanizacyjnych; do kraju wróciło ok. 15 proc. z nich. Z kolei ok. 150 tys. w latach 1940-1941 deportowano na tereny ówczesnego Związku Sowieckiego. 18 tys. dzieci ewakuowano, co skazało je na tułaczy los.
W Polsce wojnę przeżyło 8 mln 500 tys. dzieci, co stanowiło ok. 35 proc. całej ludności. Ponad 300 tys. wymagało natychmiastowej opieki w specjalistycznych placówkach wychowawczych, terapeutycznych i medycznych. 1 mln 500 tys. z nich zostało sierotami, półsierotami lub zostało pozbawionych opieki rodziców. Kilka milionów nieletnich - w wyniku doświadczeń wojennych - zmagało się z chorobami psychicznymi lub fizycznymi.(PAP)
autor: Nadia Senkowska
nak/ agz/