Oddajemy hołd naszym kolegom, którzy zginęli, poświęcili swoje życie na linii frontu - mówią ostatni żyjący żołnierze gen. Władysława Andersa, którzy 18 maja 1944 r. zdobyli Monte Cassino. Weterani wspólnie z delegacją państwową w piątek wezmą udział w obchodach 74. rocznicy bitwy.
Pielgrzymkę patriotyczną do Włoch zorganizował Urząd ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. W piątek po południu delegacja państwowa wraz ministrem obrony narodowej Mariuszem Błaszczakiem i ministrem spraw wewnętrznych i administracji Joachimem Brudzińskim złoży wizytę na Polskim Cmentarzu Wojennym na Monte Cassino.
"Na Monte Cassino należałem do batalionu szturmowego. Z naszego pułku pancernego, z tysiąca ludzi wydzielono 520 do walk jako piechota wysokogórska. My żyliśmy tym wszystkim; czekaliśmy, żeby się dorwać do Niemców i udowodnić jacy jesteśmy. Na miejscu nie było problemów z wykonywaniem ćwiczeń. Każdy rwał się do karabinów, pistoletów. Byliśmy świetnie wyszkolonym pułkiem" - wspominał por. Władysław Dąbrowski, który w kwietniu 1942 r. wstąpił ochotniczo do Armii gen. Andersa tworzonej w ZSRR. W składzie 15. Pułku Ułanów Poznańskich 5. Kresowej Dywizji Piechoty brał udział w walkach 2. Korpusu Polskiego m.in. o Monte Cassino, Ankonę i Bolonię.
Atak wojsk alianckich rozpoczął się 11 maja o godz. 23.00 od silnego ostrzału artyleryjskiego. Po północy na wzgórze ruszyło polskie natarcie. W walkach wzięły udział wszystkie jednostki 2. Korpusu: 3. Dywizja Strzelców Karpackich gen. bryg. Bronisława Ducha, 5. Kresowa Dywizja Piechoty gen. bryg. Nikodema Sulika, 2. Samodzielna Brygada Pancerna gen. bryg. Bronisława Rakowskiego, wspierane przez Armijną Grupę Artylerii płk Ludwika Ząbkowskiego. Naprzeciw nich stały elitarne jednostki niemieckie: 1. Dywizja Spadochronowa oraz 5. Dywizja Górska.
"Wiedzieliśmy, że atak nastąpi, ale nie wiedzieliśmy, o której godzinie. Rozpoczął się o godz. 11, gdy byłem w bunkrze z drugim żołnierzem z naszego pułku. Nagle coś niesamowitego - taka nawała ognia. Byliśmy przekonani, że to niemiecki atak. Dopiero jak zobaczyliśmy na przeciwko, że całe wzgórza Monte Cassino palą się - było widno jak w dzień - wiedzieliśmy, że ruszyło nasze natarcie" – mówił dziennikarzom Dąbrowski. Jak dodał, euforia była "niesamowita".
Walka na otwartym terenie, zaminowanym i obstawionym niemieckimi kryjówkami, spowodowała duże straty w szeregach polskich, pozwoliła jednak na rozpoznanie terenu, ważne przy kolejnych atakach. Wiążąc niemieckie siły, dała także oddziałom brytyjskim możliwość wyparcia Niemców z dolnych rejonów Monte Cassino i z miasta Cassino. Natarcie na wzgórze klasztorne 2. Korpus wznowił 17 maja.
"Widzieliśmy pierwsze załamanie, ale byliśmy pewni, że dalej to już pójdzie. Pomimo tylu natarć aliantów, Polacy zdobyli Monte Cassino" – mówił weteran. Przypomniał, że w odbudowie miasta Cassino, które zostało doszczętnie zrujnowane, uczestniczyli także polscy saperzy z 2. Korpusu. "Do jednego z nich podeszła dziewczynka, Włoszka i mówi: +wy zdobyliście Monte Cassino, a dlaczego są tutaj flagi włoskie, amerykańskie, angielskie i sowieckie - a gdzie wasza flaga?+ Włosi jednak pamiętają teraz jak się spotykamy" – powiedział Dąbrowski.
Zapytany przez dziennikarzy o to jak pamięta moment zwycięstwa na Monte Cassino Dąbrowski odparł, że byli "oszołomieni i zadowoleni". "Byliśmy przekonani, że udowodnimy aliantom, że to my zdobędziemy Monte Cassino. Nasz pułk był pułkiem wybitnym" – podkreślił porucznik.
18 maja 1944 r. nad ruinami klasztoru na Monte Cassino zawisła biało-czerwona flaga, zaś w samo południe plutonowy Emil Czech odegrał Hejnał Mariacki, ogłaszając zwycięstwo 2. Korpusu Polskiego pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Zajęcie ruin klasztoru na Monte Cassino było zwieńczeniem trwających od połowy stycznia 1944 r. walk toczonych na Linii Gustawa, która blokowała drogę na Rzym.
Dąbrowski przyznał, że po zwycięstwie nie słyszał hejnału, lecz pamięta amerykański jednosilnikowy myśliwiec North American P-51 Mustang, który zrzucał kwiaty, co - jak mówił - "widać było z daleka przez lornetki". Zaznaczył, że żołnierze generała Andersa chcą, aby współczesna młodzież "chociaż częściowo ich naśladowała". "My zrobiliśmy swoje. Zobaczymy co oni zrobią, ale wierzę, że Polacy wykonają swoje zadanie" – dodał Dąbrowski.
Mjr Fred Allan Bryill-Brylowicz, który walczył pod Monte Cassino w składzie 10. Pułku Artylerii Ciężkiej 2. Grupy Artylerii 2. Korpusu Polskiego, powiedział dziennikarzom, że uczestniczył w całości kampanii włoskiej, po czym został zdemobilizowany w st. podporucznika. Obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych.
Pytany o to co - jako weteran - chciałby przekazać młodemu pokoleniu odparł, że należy wiedzieć, że wojna "to jest okropna rzecz". "Nie jestem pacyfistą i uważam, że każdy kraj powinien mieć możliwość obrony, ale dzisiaj są lepsze rozwiązania na różne problemy, które mają narody. Są łatwiejsze rozwiązania niż używanie broni atomowej i mordowanie niewinnych ludzi, zabieranie zdrowia młodym ludziom w wojsku" – podkreślił.
Ppor. Alfons Mrzyk, który brał udział w bitwie o Bolonię przyznał podczas rozmowy z dziennikarzami, że udział w obchodach 74. rocznicy bitwy o Monte Cassino to "wielka przyjemność złożenia hołdu tym, którzy tu walczyli", a byli to - jak podkreślił - "nasi koledzy". "Oni oddali życie za wolność Italii, Polski. W czasie pokoju na takich uroczystościach walczymy o to, by (...) nigdy więcej nie było wojny" - dodał weteran.
Wacław Fieglar, którym po zwolnieniu z łagru od czerwca 1942 r. służył w Armii Polskiej w ZSRS i brał udział w walkach 2. Korpusu Polskiego w kampanii włoskiej zaznaczył, że bierze udział w pielgrzymce do Włoch, aby oddać hołd "kolegom, którzy zmarli, poświęcili swoje życie w pierwszej linii". "Ja miałem szczęście i byłem w ciężkiej artylerii; z daleka staliśmy od frontu, ale uczestniczyliśmy w walkach, w każdym ataku. Robiliśmy swoją robotę" - wspominał Fieglar.
Kpt Jerzy Kostiuk z 3. Pułku Artylerii Lekkiej 3. Dywizji Strzelców, który brał udział w walkach z Niemcami w kampanii włoskiej wspominał w rozmowie z dziennikarzami, że przed rozpoczęciem bitwy spotkała go "wielka życiowa tragedia". "Dostałem tzw. białej gorączki, byłem nieprzytomny. Dzień przed bitwą musiałem jechać do szpitala. Wtedy ogarnęła mnie rozpacz. Może to dla was nie jest zrozumiałe, ale myśmy czekali na tę bitwę z upragnieniem. Raptem to wszystko zostało przerwane - zawieźli mnie do szpitala. Nie mogłem jednak tam wytrzymać i uciekłem. Problem polegał na tym, że było to ok. 30 km od Monte Cassino, a ja nie miałem munduru. Tamte tereny nadzorowała wówczas polska żandarmeria. Trudno było się przedostać, w każdej chwili mogli mnie aresztować, więc musiałem ukrywać się wśród gór. Nadjechał zastępca dowódcy 3. Pułku Karpackiego mjr Józef Stojewski - Rybczyński. Powiedziałem do niego: +panie majorze! Kanonier Kostiuk melduje swój powrót ze szpitala!+. Koledzy byli zdziwieni, że zdążyłem" - wspominał Kostiuk.
Jak dodał, przed bitwą panowała "cisza radiowa - nie wolno było się odzywać, prowadzić rozmów". "Tak to trwało do godz. 10. Proszę sobie wyobrazić to wrażenie oczekiwania. Nikt nie strzelał, ani Niemcy, ani my. To była cisza przed burzą do godz. 11. Odczytano nam rozkaz gen. Andersa - on był nastrojowy, energiczny. Powodował w nas zapał; oczekiwaliśmy z niecierpliwością co to będzie. Tam było prawdopodobnie ok. tysiąc dział moździerzy i innej broni. Huk niesamowity, było jasno jak w dzień" - mówił weteran.
Dowódca 2. Korpusu gen. Władysław Anders w swoich wspomnieniach przedstawiał okoliczności podjęcia decyzji o udziale polskich sił w tej bitwie. "Wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu. Oceniałem ryzyko podjęcia tej walki, nieuniknione straty oraz moją pełną odpowiedzialność w razie niepowodzenia. Po krótkim namyśle oświadczyłem, że podejmuję się tego trudnego zadania". (W. Anders "Bez ostatniego rozdziału").
W 1945 r. na Monte Cassino otwarto polski cmentarz wojenny, na którym pochowanych jest - według różnych źródeł - od ok. 1 050 do ponad 1 070 żołnierzy 2. Korpusu Polskiego. W 1970 r. na Monte Cassino pochowano zmarłego w Londynie gen. Andersa. Na miejscu wiecznego spoczynku zdobywców Monte Cassino wyryto napis "Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie".
W bitwie zginęło 923 polskich żołnierzy, 2 931 zostało rannych, a 345 uznano za zaginionych.
Z Monte Cassino Marek Sławiński (PAP)
masl/ agz/