Co najmniej 1056 fałszywych paszportów dla Żydów wystawił podczas wojny konsul RP w Szwajcarii Konstanty Rokicki; dokumenty obejmowały całe rodziny - nawet ok. 2,2 tys. osób - ocenił ambasador RP w Bernie Jakub Kumoch podczas konferencji IPN w Muzeum Polskim w Rapperswilu.
W Muzeum Polskim w szwajcarskim Rapperswilu w piątek dobiegła końca dwudniowa konferencja IPN "Magna Res Libertas". Spotkanie historyków m.in. z Polski, Szwajcarii, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii odbyło się z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Ambasador Kumoch, który był jednym z prelegentów konferencji, przedstawił referat pt. "Aleksander Ładoś i działania Grupy Berneńskiej na rzecz ratowania ofiar Zagłady".
Grupa Berneńska to określenie - jak przypomniał dyplomata - nielegalnej polsko-żydowskiej struktury zajmującej się masowym fałszowaniem dokumentów dla ratowania Żydów, głównie w i po okresie tzw. Akcji Reinhardt. Celem niemieckiej operacji była zagłada ludności żydowskiej (nazwa operacji pochodzi od imienia Reinharda Heydricha - szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy); w jej efekcie zginęło od ponad 2 do 3 mln Żydów z terenów ziem polskich okupowanych przez Niemców. Grupa Berneńska, ogniskująca się wokół poselstwa polskiego w Bernie, działała pod kierunkiem posła Aleksandra Ładosia.
"Ze wszystkich znanych nam źródeł wynika, że w skład tej grupy wchodziło czterech polskich dyplomatów i dwóch przedstawicieli organizacji żydowskich (...). Z polskiej strony to poseł Aleksander Ładoś, jego zastępca i szef wydziału politycznego Stefan Ryniewicz, konsul Konstanty Rokicki oraz attache, specjalista od spraw żydowskich dr Juliusz Kuehl. Ze strony organizacji żydowskich był to przedwojenny działacz syjonistyczny i poseł na Sejm RP Abraham Silberschein w Genewie oraz Chaim Eiss, działacz ruchu Agudat Israel z Zurychu, przedstawiciel ortodoksyjnego żydostwa" - podał Kumoch.
"Osoby te oczywiście nie wyczerpują wszystkich aktorów akcji paszportowej, a tym bardziej innych działań poselstwa na rzecz ratowania ludności żydowskiej" - zastrzegł.
Ratowanie Żydów przez Grupę Berneńską - jak podkreślił Kumoch - wynikało ze ścisłej współpracy polsko-żydowskiej. "Żadnego z tych członów tego złożonego przymiotnika nie wolno pomijać. Bez polskich dyplomatów nie wyprodukowano by nielegalnych paszportów, bez Żydów nie wiedziano by komu je wyprodukować i jak je przemycać" - zaznaczył ambasador.
Pomoc Żydom dzięki fałszywym paszportom latynoamerykańskim miała spektakularny charakter. Ambasador przypomniał, że sprawa ta jest wciąż nowa, ponieważ po raz pierwszy napisali o niej w ubiegłym roku dziennikarze "Dziennika. Gazety Prawnej" - Michał Potocki i Zbigniew Parafianowicz. Sprawą też - jak mówił Kumoch - wnikliwie zajęła się dr Danuta Drywa, która badała działalność polskiego poselstwa w Bernie na rzecz polsko-żydowskich uchodźców w latach II wojny światowej.
"Paszporty krajów Ameryki Łacińskiej miały jeden poważny cel, mianowicie osoby, które potrafiły się nimi wylegitymować wobec władz okupacyjnych mogły być uznane m.in. za obywateli krajów neutralnych (...). W związku z tym mogły nie podlegać ustawodawstwu III Rzeszy Niemieckiej odnoszącego się do państw okupowanych. W wielu wypadkach dzięki temu osoby te trafiły nie do obozów zagłady, ale do obozów dla internowanych, gdzie część z nich doczekała końca wojny" - wyjaśnił Kumoch.
Ambasador zwrócił uwagę, że wiele osób, ale nie członkowie Grupy Berneńskiej, na fałszowaniu paszportów dla Żydów dorabiało się pokaźnego majątku. "Paszporty latynoamerykańskie pojawiły się w Bernie i ich pierwowzorem były paszporty Republiki Paragwaju sprzedawane dla zysku przez konsula honorowego tego kraju Rudolfa Huegliego. Początkowo były sprzedawane bardzo niewielkiej liczby zamożnych osób, a od 1942 i 1943 roku już masowo działaczom żydowskim za pieniądze zebrane wśród żydowskiej diaspory, częściowo też za pieniądze polskiego rządu na uchodźstwie" - powiedział Kumoch.
"Udało nam się wykluczyć, aby motywami jakimkolwiek innymi niż humanitarne i patriotyczne kierowali się nasi dyplomaci oraz wspierające je organizacje żydowskie. Niestety poza Grupą Berneńską bardzo wielu ludzi na tym się bardzo poważnie wzbogaciło i trzeba to jasno powiedzieć. Nie tylko osoby, które produkowały te paszporty, ale również osoby, które w obozach koncentracyjnych brały łapówki za wpisywanie ludzi na listy" - podał Kumoch, dodając, że fakty te są znane ze wspomnień części ocalonych i ich potomków.
W jego opinii, jedną z najciekawszych rzeczy prowadzonej przez Grupę Berneńską akcji był sam proceder produkcji paszportów. "Wszystkie paszporty miały ten sam charakter pisma (...), wypisywała je ta sama osoba. Przez pewien czas nie wiedzieliśmy kto nią był, wiedzieliśmy, że szwajcarska policja podejrzewała Konstantego Rokickiego, natomiast było to rzadko przyjmowane jako dowód" - opowiadał Kumoch. Tymczasem w grudniu ubiegłego roku - dzięki przypadkowemu odkryciu notatki w ambasadzie w Bernie oraz analizie jej cyfr i innych dokumentów - udało się potwierdzić, że paszporty wystawiał właśnie Rokicki.
"Konstanty Rokicki był twórcą, według naszych obliczeń, 1056 paszportów Paragwaju" - poinformował polski dyplomata. Podkreślił, że w ówczesnych paszportach wymieniane były nie tylko osoby, na które były wystawiane, ale także jego rodzina np. małżonka i dziecko, dzięki czemu w sumie - jak oszacował Kumoch - Rokicki wypisał paszporty dla ok. 2200 osób.
Wśród osób, które ratował w czasie II wojny światowej konsul Rokicki - jak ustaliła niedawno PAP - był dyplomata i politolog, były szef MSZ prof. Adam Daniel Rotfeld. Uratował się on jednak w innych okolicznościach - w czasie wojny jako dziecko ukrywał się w unickim klasztorze na Ukrainie i tam doczekał jej końca.
Po wystawieniu paszportów były one oddawane organizacjom żydowskim na przechowanie. Grupa Berneńska była też zagrożona dekonspiracją. "Dlatego ci ludzie, którym pomagano, mieli dać się internować w niemieckich obozach i tam doczekać końca wojny" - powiedział Kumoch. Przypomniał też, że w tej sprawie ważna była postawa władz Szwajcarii, które w końcu 1943 r. przestały podejmować akcje przeciwko Grupie Berneńskiej.
Ciekawostką jest też to, że o rozpoczęciu akcji paszportowej Grupa Berneńska nie informowała polskiego rządu w Londynie.
"Moim zdaniem Aleksander Ładoś wykazał się najwyższą klasą jako dyplomata, ponieważ nie poinformował rządu, że zajmuje się działalnością - bądź co bądź - przestępczą. W ten sposób ewentualną wpadkę brał na siebie i pozwalał z siebie zrobić kozła ofiarnego" - powiedział Kumoch, dodając, że polski rząd dowiedział się o tej akcji dopiero od Żydów podczas powstania w getcie warszawskim wiosną 1943 r.
Podsumowując, ambasador Kumoch podał dane liczbowe dotyczące ratowanych Żydów przez Grupę Berneńską. Zastrzegł przy tym, że badania w tej sprawie wciąż trwają i ich wyniki mogą ulec zmianie. Polskim dyplomatom, którzy sporządzają listę posiadaczy paszportów Paragwaju i weryfikują ich indywidualne losy, pomagają - jak mówił - m.in. Muzeum Auschwitz, Żydowski Instytut Historyczny oraz indywidualni badacze z Holandii, Niemiec, USA i Izraela.
"Tak jak powiedziałem: przypuszczamy, że konsul Konstanty Rokicki sfałszował co najmniej 1056 paszportów dla ok. 2200 osób. Z imienia i nazwiska lub tylko nazwiska potrafimy wskazać 1132 osoby, a więc około połowy beneficjentów. Cały czas dowiadujemy się o kolejnych ocalonych. Są to liczby ruchome i one będą się zwiększać. W tej chwili znamy z imienia i nazwiska 330 ocalonych i wiemy o śmierci 387 osób, które (straciły życie) mimo posiadanych paszportów; część z nich to ofiary tyfusu w obozie Bergen-Belsen w ostatnich tygodniach wojny. Los pozostałych, ponad 430 osób, których mamy nazwiska jest nam nieznany i bardzo trudny do ustalenia mimo wielkiej pomocy instytucji" - poinformował ambasador Kumoch.
Oszacował też, że prawdopodobnie dzięki paszportom Paragwaju udało się uratować ok. 700-800 osób i ok. do dwóch tysięcy dzięki całej akcji paszportowej.
Paszporty krajów latynoskich, głównie Paragwaju, Salwadoru, Hondurasu, Boliwii, Peru i Haiti, chroniły swoich posiadaczy w gettach przed wywózką do niemieckich obozów zagłady. Ich właścicieli kierowano do obozów dla internowanych, gdzie pewna część z nich doczekała końca wojny.
Z Rapperswil Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ agz/