Uczestnicy manifestacji zebrali się w piątek przed przedstawicielstwem Komisji Europejskiej w proteście przeciwko cenzurze internetu, jaka - ich zdaniem - wprowadzi zaproponowany przez KE projekt dyrektywy o ochronie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym.
Zebrani mieli transparenty i kartki z hasłami: "#StopACTA2.0", "Ratujmy memy", "Cenzura to bzdura, #Stop Acta 2.0", "Treść tego banera została zablokowana". Niektórzy mieli na twarzach maski Guya Fawkesa, symbolizujące międzynarodową grupę hakerów internetowych Anonymous. Słychać było m.in. hasła: "Szybki internet, wolna informacja", "Kto nie skacze, ten za ACTA hop, hop, hop", "Wolny internet".
Manifestację zorganizowało Stowarzyszenie "Stop ACTA 2.0", które w piątek i sobotę zapowiedziało 17 podobnych protestów w całym kraju. Demonstrację w Warszawie wsparli m.in. lider partii "Wolność" Janusz Korwin Mikke, działacz społeczny Jan Śpiewak, politycy Kukiz`15, działacze Partii Zieloni i Polskiej Partii Piratów.
"Jako stowarzyszenie +Stop Acta 2.0+ sprzeciwiamy się dyrektywie, ponieważ drogi jest nam internet w takiej postaci, w jakiej jest obecnie, czyli jako medium, które umożliwia ludziom przekazywanie wolnych informacji. Wolne społeczeństwo to wolny przepływ informacji" - powiedział PAP przed rozpoczęciem protestu Janusz Kunowski ze stowarzyszenia "Stop Acta 2.0+".
Podkreślił, że przeciwnikom dyrektywy nie podobają się dwa jej punkty - 11. i 13. Dodał, że art. 11. "mówi ogólnie o rozszerzeniu praw pokrewnych o publikacje prasowe. Intencją ludzi, którzy lobbują za tym punktem, czyli dużych wydawnictw, jest to, że według nich tracą zyski dlatego, że użytkownicy nie wchodzą na stronę główną ich portali, tylko klikają na linki w innych serwisach. Moim zdaniem ci ludzie są z poprzedniej epoki i nie rozumieją internetu" - powiedział.
Z kolei punkt 13. dyrektywy nakłada - jego zdaniem - na duże serwisy, umożliwiające przechowywanie treści, które mogą być chronione prawem autorskim, obowiązek cenzury przed opublikowaniem. "De facto wprowadzi to konieczność wprowadzenia bardzo skomplikowanych algorytmów, które - jak pokazuje doświadczenie - niekoniecznie się sprawdzają, ponieważ wskazują jako plagiaty rzeczy, które tak naprawdę plagiatami nie są" - podkreślił.
Protest rozpoczął się od przemówień organizatorów, polityków i działaczy społecznych. Następnie uczestnicy podpisywali symboliczną petycję do Komisji Europejskiej o wycofanie niektórych zapisów dyrektywy.
"Byłem w tej Unii Europejskiej i widziałem, jak się krępuje usta, mnie konkretnie - a to 3 tys. euro grzywny, a to 6, a to 9. Teraz chcą blokować to wszystkim. Ja bym proponował wznieść krótki okrzyk: +precz z faszyzmem, Juncker - Goebbels+" - mówił Janusz Korwin Mikke.
Poseł Jakub Kulesza z Kukiz'15 podkreślił, że wolność słowa "to ostatnia ostoja wolności", zaś swobodny dostęp do internetu i możliwość publikowania i czytania treści to "ostatnia ostoja wolności słowa". "Internet to jedyne miejsce, gdzie możemy się swobodnie wypowiadać i dzielić poglądami" - mówił.
Również Jan Śpiewak zaznaczył, że jest przeciwko cenzurze internetu, a także dogadywaniu się dużych korporacji ponad głowami obywateli i decydowaniu przez nie o ich życiu. "To nie jest Unia Europejska, jakiej chcemy" - powiedział. "Wolność, równość, braterstwo - to są hasła Unii Europejskiej, tylko coraz mniej wolności, coraz mniej równości i coraz mniej braterstwa. My mówimy: nie chcemy takiej Unii Europejskiej. Chcemy Unii Europejskiej nas wszystkich, wszystkich obywateli, każdego z nas" - podkreślił Jan Śpiewak.
Kolejnym zarzutem, jaki podnosili organizatorzy protestu, ma być trudność ze znalezieniem interesujących internautów treści. "Z powodu opłaty za linkowanie wyszukiwarki i agregaty treści będą blokowały dostęp do wielu mniejszych serwisów" - napisano w informacji zapowiadającej protest. Jak dodano, po zmianach za plagiat uznane może być udostępnianie treści, dzielenie się linkami i tworzenie memów.
Wcześniej do zarzutu, że dyrektywa oznacza m.in. "drugie ACTA" odniósł się wiceszef Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Paweł Lewandowski. Podkreślił, że dopóki w dyrektywie przyjętej przez Radę Unii Europejskiej znajduje się zapis, że to nie od długości informacji zależy jej ochrona, ale od jej oryginalności, dopóty Polska będzie tę dyrektywę popierać. "Jeżeli zostanie zlikwidowany, automatycznie wycofamy poparcie dla dyrektywy" - zadeklarował w rozmowie z PAP Lewandowski.
Wiceminister dodał, że zmiany nie będą dotyczyły "twitterowiczów czy facebookowiczów (...) bo serwisy te co do zasady nie organizują ani nie promują treści udostępnych przez internautów".
"Dostawcy usług hostingowych, którzy zapewniają przechowywanie plików, także nie odczują zasadniczo żadnych zmian - nie będą ponosili odpowiedzialności za to, co użytkownik wrzuca na dany serwer. Nie czerpią bowiem korzyści z przetwarzania tych treści, ale z ich przechowywania" - zapewnił. Wyjaśnił, że zmiana uderzy w portale internetowe, które udostępniają seriale czy filmy kinowe.
Zaproponowany przez KE projekt dyrektywy o ochronie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, który w ubiegłym tygodniu zyskał akceptację komisji prawa Parlamentu Europejskiego, przewiduje m.in., że platformy takie jak Google, YouTube czy Facebook będą musiały systematycznie skanować udostępniane przez ich użytkowników treści wideo czy muzykę pod kątem przestrzegania praw autorskich.
Obecnie serwisy internetowe nie mają obowiązku automatycznego kontrolowania treści zamieszczanych przez ich użytkowników, muszą natomiast bezzwłocznie usunąć lub zablokować materiał, jeśli podejrzewają, że jest on nielegalnego pochodzenia.(PAP)
autor: Marcin Chomiuk
mchom/ wus/