Pogrzeb Marka Karewicza, legendy i ikony polskiego jazzu i międzynarodowej sławy fotografika odbył się w poniedziałek 2 lipca w Warszawie. Po nabożeństwie żałobnym w Kościele Świętej Trójcy artystę pożegnano na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim przy u. Młynarskiej.
Pogrzeb miał charakter uroczystości państwowej; odbywał się w asyście Kompanii Honorowej Wojska Polskiego. Marka Andrzeja Karewicza, który zmarł 22 czerwca 2018 r., żegnała rodzina, dzieci i wnukowie a także licznie zgromadzeni muzycy, aktorzy, dziennikarze muzyczni, szefowie klubów jazzowych m.in. Stodoły i Tygmontu oraz artyści fotograficy, wielbiciele jazzu.
Uroczystości prowadzone przez pastora w Kościele Świętej Trójcy rozpoczęły się od pożegnań i wspomnień.
"Odszedł wielki mistrz fotografii (...) był wybitnym, charyzmatycznym artystą i dziennikarzem, człowiekiem bez reszty oddanym sztuce fotografii i muzyce" - napisał wicepremier prof. Piotr Gliński, minister kultury w liście, który odczytała Wanda Zwinogrodzka, podsekretarz stanu w MKiDN. "Miał niezwykły talent, wielką duchową niezależność oraz odwagę prowadzenia śmiałych twórczych przedsięwzięć. Fotografował koncert zespołu The Rolling Stones w Warszawie w 1967 roku i ostatnią trasę koncertową Milesa Davisa. Jego zdjęcia największych światowych gwiazd muzyki jazzowej i rockowej, takich jak Duke Ellington, Charles Mingus czy Ella Fitzgerald stały się powszechnie rozpoznawalnymi ikonami" - podkreślił.
"W polskiej kulturze Jego dorobek – doskonały artystycznie i formalnie – jest zjawiskiem osobnym, wyjątkowym. Marek Karewicz wykreował wizerunek świata polskiego jazzu i estrady. Fotografował największych: Tadeusza Nalepę, Krzysztofa Komedę, Ewę Demarczyk, Annę German. Głęboko wierzę, że jego fotografie przetrwają próbę czasu. Kochał życie i ludzi. Sam pełen ciepła i radości, podchodził z filozoficznym, nieco ironicznym dystansem do siebie i świata" - napisał prof. Gliński.
Minister kultury przypomniał, że Marek Karewicz był szczodry: "w 2013 roku przekazał Bibliotece Narodowej wspaniały dar – kilkadziesiąt tysięcy swoich najlepszych zdjęć. Dla młodych był mistrzem, swym dorobkiem budził szacunek. Takim Go właśnie będziemy pamiętać".
W imieniu Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego wspominał Marka Karewicza muzyk Piotr Rodowicz, prezes PSJ: "Dla nas muzyków, ludzi jazzu to był po prostu Marek. Ten Marek był jazzem. Wielki, dobry człowiek, kochający ludzi, którzy go też kochali.(...) Jego wystawa +This is jazz+, pokazywana od Uralu po Chicago, jest jedną z najbogatszych prezentacji polskiej sceny jazzowej".
Rodowicz przypomniał, że w ostatnich latach, mimo niepełnosprawności Marek Karewicz niezwykle błyskotliwy, inteligentny, z poczuciem humoru człowiek, nie poddawał się chorobie. Szykował wystawy, eskortowany przez swojego opiekuna Wieśka Śliwińskiego bywał na koncertach i w klubach. Pozostanie z nami poprzez swoją pracę artystyczną - podkreślił Rodowicz.
Krystyna Gucewicz, dziennikarka, która żegnała Marka Karewicza w imieniu rodziny, przypomniała, że to właśnie Miles Davis brał w trasę swoje zdjęcia autorstwa Karewicza. Mówiła: "Marek był niepowtarzalny, wieczny chłopiec, z którym świat nie był nudny. Przypomniała jego determinację, godność i cierpliwość w zmaganiu się z niepełnosprawnością. I pożegnała artystę słowami hymnu "Piwnicy pod Baranami": "Przychodzimy, odchodzimy/leciuteńko na paluszkach".
"Bóg zna się na fotografii, światło, czas, geniusz ludzkiego umysłu - to wszystko, co jest potrzebne do dobrej fotografii wymyślił Bóg" - powiedział prowadzący nabożeństwo pastor. "Najlepszy i największy humor ma Bóg. Najlepsze prawo wymyślił Bóg. Ale uwaga - niczego nie zrobi za nas. Do nas należy to, co zrobimy z fotografią, muzyką, prawem, polityką. Czy zagospodarujemy to w sposób mądry i odpowiedzialny, czy to miejsce, w którym żyjemy, zniszczymy" - podkreślił.
Na zakończenie uroczystości w Kościele Świętej Trójcy zabrzmiało solo na saksofonie w wykonaniu Zbigniewa Namysłowskiego.
Na Cmentarzu Ewangelicko-Augsburskim uformował się kondukt "nowoorleański" i przy dźwiękach The Warsaw Dixielanders nastąpiło odprowadzenie do grobu. Przy grobie trwała asysta Kompanii Honorowej i orkiestry wojskowej. Oddano trzy salwy honorowe. Muzycy jazzowi żegnali Marka Karewicza grając "When the Saints Go Marching In" - "Gdy wszyscy Święci idą do nieba".
Marek Andrzej Karewicz, jeden z najbardziej cenionych polskich fotografów sceny jazzowej, urodził się 28 stycznia 1938 r. w Warszawie. Jako młody chłopak grywał na trąbce i kontrabasie w zespołach jazzowych. Fotografią zajął się od końca lat 50. ubiegłego wieku za namową Leopolda Tyrmanda. Ukończył liceum fotograficzne, studiował na Wydziale Operatorskim Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi.
Od ponad pół wieku Karewicz był dziennikarzem muzycznym, radiowcem, organizatorem życia jazzowego, komentatorem i prezenterem muzyki jazzowej.
W styczniu br., z okazji 80. urodzin Karewicza redaktor naczelny "Jazz Forum" Paweł Brodowski przypomniał, że "na fotografiach artysty zapisane są kamienie milowe historii polskiego jazzu drugiej połowy XX wieku: otwarcie Hybryd w 1957 r., Kwartet Brubecka w 1958r., Jazz Jamboree (1958-2000) i wszystkie Jazzy nad Odrą, pierwsze Kalatówki, pierwsza wizyta Willisa Conovera, New York Jazz Quartet, Stan Getz, Dizzy, Ella, Duke, Sonny, Ray (Ray Charles miał powiedzieć, że to Marek zrobił mu najlepsze zdjęcia!) i Miles! (Miles podarował mu marynarkę!) Oczywiście Krzysztof Komeda i cały polski jazz tamtych lat! Polski big beat i Rolling Stones w Warszawie!".
Jego archiwum fotografii liczy około dwóch milionów negatywów. Fotografował niemal wszystkich polskich muzyków jazzowych, a także m.in. ostatnią trasę koncertową Milesa Davisa - jego zdjęcie Milesa z uniesioną do góry trąbką stało się sławne - i europejską trasę koncertową Raya Charlesa.
Karewicz był autorem ok. 1500 okładek płytowych - m.in. serii "Polski Jazz" oraz uznanej za najlepszą w 50-leciu okładki "Blues Breakout". Przygotował też okładki płyt Ewy Demarczyk, Niebiesko-Czarnych, Czerwonych Gitar, Ireny Santor, Sławy Przybylskiej, Maryli Rodowicz, Stana Borysa i Jerzego Połomskiego.
Przez wiele lat związany był z warszawskimi klubami muzycznymi: Hybrydy, Remont oraz Jazz Club Tygmont. W tym ostatnim klubie realizowano przemyślany program artystyczny i odbywały się regularnie ważne imprezy muzyczne. Artystycznym guru Tygmontu był Zbigniew Namysłowski, ale Karewicz sprawował przyjacielską opiekę nad muzykami.
Był uczestnikiem wielu Jazz Campingów Kalatówki - jesiennych spotkań muzyków jazzowych w Tatrach. Mimo choroby, która spowodowała trudności w poruszaniu się, bywał na festiwalach, koncertach i naturalnie wernisażach swoich wystaw fotograficznych organizowanych w całej Polsce i zagranicą.
Karewicz był autorem i współautorem, a także bohaterem wielu książek i albumów poświęconych muzyce i muzykom jazzowym; swoimi fotografiami zilustrował, m.in. trzytomową "Historię jazzu" Andrzeja Schmidta i "Czas Komedy" Dionizego Piątkowskiego. Był autorem książki-albumu "Big Beat" wraz z Marcinem Jacobsonem. Artysta miał na swym koncie album fotograficzny "This Is Jazz" oraz napisany wspólnie z Tomaszem Dominikiem tomik wspomnień "Moja Warszawka lat 60-tych".
Karewicz był członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików, odznaczony też został honorowym tytułem La FIAP : Federation Internationale de l'Art Photographique.
W 2003 r. za wybitne zasługi dla kultury, za osiągnięcia w upowszechnianiu idei integracji europejskiej został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.(PAP)
autor: Anna Bernat
abe/ pat/