Dyrektor 22. Festiwalu Szekspirowskiego prof. Jerzy Limon opowiada PAP o programie teatralnego święta na Wybrzeżu, zaproszonych zagranicznych i polskich zespołach, konkurentach do nagrody Złotego Yoricka oraz promocji swojej najnowszej książki „Szekspir bez cenzury”.
PAP: 27 lipca rozpocznie się już 22. Festiwal Szekspirowski. Do 5 sierpnia w Gdańsku i Sopocie pokazanych zostanie ponad 20 spektakli.
Jerzy Limon: Znów będzie „wiele hałasu o Szekspira”. Rzeczywiście, tych spektakli jest dużo. Mamy dwa nurty festiwalowe – ten główny, gdzie pokażemy 12 przedstawień, i drugi, który nazywamy SzekspirOFFem.
Ten drugi, którego szefem artystycznym jest aktor i reżyser Krzysztof Grabowski, nie jest wcale przeglądem amatorów, lecz pokazuje produkcje zawodowych aktorów i reżyserów. Od 2011 r. odbywa się w formule konkursowej. Mamy w nim w tym roku 13 spektakli, w tym przedstawienie laureata ubiegłorocznego Grand Prix Piotra Mateusza Wacha pt. „Rytuał 23 albo Obrazy ze śmierci wodza”, które wywołało spore dyskusje, bo jest zarówno wizualnie, jak i realizacyjnie dość drastyczne. Dużo w nim krwi. Zwracam uwagę na umiędzynarodowienie tego nurtu. W tym roku zobaczymy spektakle m.in. z Włoch, Rumunii, Słowacji, Anglii - np. dyplomowe przedstawienie „Dwóch panów z Werony” z londyńskiej Royal Academy of Dramatic Art, która jest uznawana za najlepszą szkołę teatralną Albionu.
Widzowie będą mogli uczestniczyć w licznych i różnorodnych wydarzeniach około-spektaklowych i edukacyjnych. Będą spotkania z aktorami, reżyserami. Ktoś policzył, że tych zdarzeń festiwalowych jest w sumie ponad 70.
PAP: Skupmy się jednak na głównym nurcie. Festiwal zainauguruje w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim musical zrealizowany z pomocą technologii 3D „Romeo i Julia” w reż. Janusza Józefowicza, z muzyką Janusza Stokłosy.
J. L.: I to będzie ta najnowsza wersja, która - zdaniem reżysera - jest najnowocześniejszym przedstawieniem w Europie. Podobno obeznani z technikami scenicznymi ludzie, którzy przyjeżdżają na ten musical do warszawskiego Studia Buffo, są zaskoczeni doborem i wykorzystaniem najnowszych urządzeń, które wywierają piorunujące wrażenie na widzach w każdym wieku. Będzie kurtyna wodna, popisy z wykorzystaniem technologii 3D. Jest to przedstawienie nietuzinkowe i bardzo się cieszę, że udało nam się je zaprosić.
Przypomnę, że nie jest to pierwszy musical na Festiwalu Szekspirowskim. Pierwszym był pokazany lata temu „Sen nocy letniej” z Teatru Muzycznego w Gdyni w reż. Wojciecha Kościelniaka. Ale Janusz Józefowicz to klasa sama w sobie i niecierpliwie czekamy na to przedstawienie.
Tego samego dnia pokażemy przedstawienie w zupełnie innej tonacji, które współgra z estetyką dzisiejszego teatru, czyli niemiecki „Sen nocy letniej” z Theater Freiburg, wyreżyserowany przez Ewelinę Marciniak. Być może to przedstawienie okaże się dla niektórych bulwersujące, niepokojące, bo sporo w nim nagości, ale taka jest obecnie sztuka i teatr. Artyści są zafascynowani ciałem, zmysłowością. To przyszło do teatru dobre kilkanaście lat temu ze sztuk pięknych, gdzie mamy i body art i performance art. Miało to olbrzymi wpływ na teatr.
PAP: Nie będzie to jedyny zagraniczny spektakl w polskiej reżyserii.
J. L.: To prawda, ale nie jest tak, że „polowaliśmy” na przedstawienia polskich twórców. Polecono nam spektakl „Miarki za miarkę” z Divadla pod Palmovkou z Pragi. I okazało się, że zrobił je Jan Klata – ceniony przez nas artysta i wielokrotny bywalec Festiwalu Szekspirowskiego. Pojechałem, zobaczyłem i bardzo mnie urzekła ta jego drapieżna „Miarka”. Jak na Czechy – to jest bardzo odważny spektakl.
PAP: Rok temu miał pojawić się na festiwalu teatr z Iranu, ale wycofali się w ostatniej chwili sponsorzy. Teraz zobaczymy „Sen nocy letniej” z Teatru Mostaghel w reż. Mostafy Koushki.
J. L.: Ponad dwa lata temu widziałem to przedstawienie w Teheranie i byłem pod jego wielkim urokiem. Mamy tu niesamowitą sprawność aktorską, ciekawy pomysł reżyserski, który polega na połączeniu teatru i akrobatyki cyrkowej. Są trampoliny, muzyka grana na żywo – a sama akcja toczy się w niezwykłym tempie. Całe przedstawienie trwa godzinę i 20 minut. Jest to wciągająca propozycja dla wszystkich widzów – młodszych i tych starszych. To feeria pomysłów teatralnych – i choć niektóre to komediowe gagi, jednak całość tchnie energią i świeżością.
PAP: Pojawią się jeszcze trzy teatry zagraniczne – z Argentyny, Sardynii i Niemiec.
J. L.: Z Argentyny przyjedzie „La Fiesta del Viejo”, czyli uwspółcześniony „Król Lear”. Ojciec rodziny postanawia podzielić majątek i przekazać informację o tym córkom we współczesnym klubie. Co ciekawe, w inscenizacji Fernanda Ferrery ów starzec ma pochodzenie polsko-żydowskie. Spektakl dobrze zagrany i inteligentnie skomponowany. Cieszę się, bo po raz pierwszy nasz festiwal będzie gościł Argentynę – a tak się złożyło, że przyjechali do Europy na inny przegląd i udało nam się ich zaprosić. Kolejnym teatrem, który gościmy po raz pierwszy, jest Sardegna Teatro i jego reżyser Alessandro Serra. Ich „Makbet” grany będzie po sardyńsku. Jest to wprawdzie język romański, ale z dużą domieszką arabskiego. Dlatego nawet Włosi nie rozumieją tego języka. Obejrzałem to przedstawienie we Florencji, gdzie było tłumaczone na włoski. Spektakl ciekawie nawiązuje do ludycznych tradycji sardyńskich, do karnawałów na tej wyspie. Na dodatek, zgodnie z tradycją elżbietańską, grane jest tylko przez mężczyzn. Kilka scen jest wręcz porywających artystycznie.
PAP: Pojawi się też niemiecki monodram w wykonaniu Bei von Malchus.
J. L.: Bea von Malchus występowała już na naszym festiwalu w 2010 i 2013 r. Jest znakomitą aktorką, a co więcej, sama pisze zgrabne literacko scenariusze do swoich przedstawień. Jej „Królowe” to opowieść o Marii Stuart i Elżbiecie I, które były bliskimi kuzynkami, a jednocześnie rywalkami do tronu. Jak wiadomo, to wszystko tragicznie się zakończyło dla Marii Stuart, która została ścięta. To wybitny monodram, bo niemiecka aktorka jest mistrzynią przebierania się na oczach widzów, przemieniania się z jednej postaci w drugą.
PAP: Zobaczymy dwóch finalistów dorocznego konkursu na inscenizację szekspirowską. Kto tym razem rywalizuje o prestiżową nagrodę Złotego Yoricka?
J. L.: Ta nagroda jest przyznawana od 1994 r. i ma już swoją bogata historię. Zobaczymy dwa przedstawienia z jednego miasta – Wrocławia. Będą to „Makbet” z Teatru Muzycznego Capitol w reż. Agaty Dudy-Gracz i „Hamlet – komentarz” z Teatru Pieśń Kozła w insc. Grzegorza Brala. Oba skrajnie różne. „Hamlet” Brala jest właściwie oratorium. Spektakl śpiewany, tańczony, z recytatywami i muzyką na żywo. Perfekcyjnie wręcz zainscenizowany choreograficznie i wokalnie. Po prostu cudowny koncert ciał, ruchu i dźwięków. W spektaklu Dudy-Gracz warte podkreślenia jest m.in. to, że aktorzy Teatru Capitol są artystami ze świetnym przygotowaniem wokalnym. Jak zawsze u tej reżyserki spektakl jest bardzo plastyczny i reżysersko przemyślany. Jury Złotego Yoricka w składzie Jacek Kopciński, Joanna Krakowska i Jacek Wakar stanie przed niezwykle trudnym wyborem.
PAP: Po raz pierwszy pojawi się w głównym nurcie festiwalu blok kobiecy, nazwany „Wkurzone na Szekspira”. Będą to trzy spektakle: „#Gwałt na Lukrecji” w reż. Marcina Libera z Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie z dramaturgią Martyny Wawrzyniak, „HMLT” w reż. Magdy Szpecht z Teatru im. H. C. Andersena w Lublinie oraz „Szukając Romea” z Teatru Bagatela w Krakowie w reż. Klaudii Hartung-Wójciak. Skąd ten pomysł?
J. L.: Nasz selekcjoner, znany i ceniony krytyk teatralny Łukasz Drewniak, podpowiedział nam te trzy spektakle, które według niego wiąże nie tylko płeć twórczyń, ale również określona stylistyka teatralna oraz widzenie świata. To „wkurzenie” artystek jest nie tylko przeciw Szekspirowi czytanemu filologicznie, ale także przeciw tradycji teatralnej. Co pokażą? To również dla nas pozostaje tajemnicą, ale w pełni ufamy Łukaszowi Drewniakowi, który twierdzi, że te przedstawienia będą zapowiedzią pewnego nurtu w teatrze, który niebawem zaistnieje w większym wymiarze.
PAP: Dorobek Festiwalu Szekspirowskiego doceniono także za granicą.
J. L.: To prawda, we wrześniu ubiegłego roku otrzymaliśmy bardzo prestiżową, bo jedyną w swoim rodzaju, europejską nagrodę dla festiwalu, czyli EFFE Award. W konkursie uczestniczyło 825 festiwali. Trafiliśmy do grona pięciu finalistów, którzy otrzymali równorzędne nagrody dla najlepszych europejskich festiwali sezonu 2017/18. W poprzedniej edycji tego konkursu laureatem z Polski był poznański Festiwal Malta. Jest to dla nas olbrzymie wyróżnienie. Nie była to nagroda finansowa, lecz honorowa. Niemniej jednak fakt, że nas doceniono – bardzo cieszy. Wydaje mi się, że zauważono także cały cykl naszych działań edukacyjnych. Zawsze staramy się działania artystyczne powiązać z edukacyjnymi. I tak np. w tym roku w trakcie festiwalu po raz pierwszy zorganizowaliśmy międzynarodowy obóz teatralny dla młodzieży z Chin i Polski.
PAP: Jest pan uznanym szekspirologiem, a podczas festiwalu odbędzie się promocja pańskiej nowej książki „Szekspir bez cenzury”. O czym traktuje?
J. L.: To prawda, książka jutro ma przyjść z drukarni. Wydaję publikację, jakiej dotąd w Polsce nie było, która odsłania warstwę żartu erotycznego, bardzo u Szekspira widoczną, choć często w przekładach zamazywaną lub pomijaną. Jakby była listkiem figowym przykryta – i to z różnych przyczyn. Niekiedy tłumacze nie znali kodów kulturowych XVI- i XVII w., które trzeba poznać, by odczytać Szekspira właściwie. Dzisiejsi Anglosasi, nawet wykształceni humanistycznie, też nie rozumieją tych podtekstów, aluzji, żartów. A żeby je zrozumieć – muszą korzystać z pomocy naukowych, czyli wydań krytycznych, gdzie znajdują przypisy, glossy... Może podam taki przykład: pozornie niewinny tytuł sztuki Szekspira „Wiele hałasu o nic” („Much Ado About Nothing”) jest w oryginale kalamburem. Słowo „nic”, czyli „nothing” w czasach Szekspira było dwuznaczne. Z jednej strony oznaczało „nic”, a z drugiej – jest przeciwieństwem „czegoś”. Mężczyzna anatomicznie ma „coś”, czyli „thing” – a kobieta posiada tego przeciwieństwo, czyli „nothing”. Słowem to, co dawniej nazywaliśmy kuciapką. I tu dostrzegamy dwuznaczność tego tytułu: bo oznacza „wiele hałasu o nic”, ale i „wiele hałasu o kuciapkę”. Oczywiście, nie jest tak, że jedno znaczenie eliminuje drugie, lecz, iż one nachodzą na siebie jak w warstwach mazurka lub tortu. Nawzajem dookreślają się, tworząc zbitkę i trzecie znaczenie.
Kalamburów tego typu Szekspir używał kilkaset; praktycznie we wszystkich sztukach – i w tragediach, i w komediach. Na określenie intymnych sfer kobiety – jak obliczono – stosował ok. dwustu wyrażeń i metafor. Podobnie było z opisem intymnych sfer męskich. To jest bogactwo językowe Szekspira, które starałem się odsłonić w mojej książce. Rzecz jasna, nie wszystko mogłem zawrzeć. Jednak starałem się pokazać, że to nie było świntuszenie, pusta chęć obrażenia czy szokowania kogoś – to była zabawa słowem. To był żart poetycki, humor, który miał na celu zdystansowanie człowieka do powagi ludzkiej anatomii, jego zmysłów. Szekspir jest szeroko uśmiechnięty, gdy patrzy na człowieka, który jest w gruncie rzeczy śmieszny z tą swoją anatomią, ze swymi żądzami, które nim rządzą.
W „Szekspirze bez cenzury” ów żart erotyczny starałem się ukazać na tle epoki, jej kultury i obyczajowości, która w wielu aspektach była zbliżona do naszych czasów.
Rozmawiał: Grzegorz Janikowski (PAP)
edytor: Paweł Tomczyk
gj/ pat/