Brytyjski kryptolog Dilli Knox w lipcu 1939 r. wracał ze spotkania w podwarszawskich Pyrach wściekły. „Głupcy i ignoranci” – burknął. Nie mógł uwierzyć w to, czego się dowiedział. Polacy złamali kod Enigmy, maszyny szyfrującej rozkazy niemieckiej armii, nad którym Anglicy łamali sobie głowy od lat.
Gdy ochłonął przysłał Polakom prezenty, a Brytyjczycy wykorzystali polskie odkrycia, by pod koniec działań wojennych odczytywać masowo tajne rozkazy niemieckie. Wielu specjalistów twierdzi, że gdyby nie to, wojna trwałaby wiele miesięcy dłużej.
O tym przełomowym spotkaniu piszemy w związku z 90. rocznicą złamania pierwszego kodu Enigmy
Niemożliwe nie istnieje
„Jest coś nowego” – depesza tej treści przesłana z Warszawy elektryzuje francuskiego oficera wywiadu Gustawa Bertranda. To on był jednym z architektów trójstronnej współpracy wywiadów – francuskiego, brytyjskiego i polskiego, przy próbach złamania niemieckiego szyfru.
Prace nad złamaniem Enigmy trwają zarówno w Warszawie, jak i nad Tamizą od wielu lat. „I tym razem szefa kryptologów z Londynu trzeba było ciągnąć za uszy. Prawdopodobnie chciał za wszelką cenę sam rozwiązać to zadanie, by chodzić później w glorii; toteż grał na zwłokę. Na moje nalegania i rozkaz, jaki otrzymał od swego szefa, dał wreszcie za wygraną” – pisze po latach Bertrand. Zarówno Francuzi, jak i Brytyjczycy przybywają do Warszawy 24 lipca.
„Jest coś nowego” – depesza tej treści przesłana z Warszawy elektryzuje francuskiego oficera wywiadu Gustawa Bertranda. To on był jednym z architektów trójstronnej współpracy wywiadów – francuskiego, brytyjskiego i polskiego, przy próbach złamania niemieckiego szyfru.
Alianci nie wiedzą nic o tym, jak bardzo zaawansowani są Polacy. Zarówno wśród Anglików, jak i Francuzów przeważają odznaki zniechęcenia. Kryptolodzy francuscy w ogóle uważają, że szyfrów opartych nie na metodach lingwistycznych, a matematycznych – jak Enigma – nie da się złamać.
Polacy nad Enigmą pracują już od lat dwudziestych. Od początku lat trzydziestych otrzymują pomoc od Francuzów, którzy przekazują im dane wywiadowcze dotyczące maszyny. „Sprowadził Pan działa ciężkie” – mówi Bertrandowi po ofiarowaniu kolejnej partii dokumentów polski oficer.
Po raz pierwszy kod Enigmy udaje się złamać w sylwestrową noc 1932 r. Kolejne lata – to przysłowiowa gra w kotka i myszkę. Tyle że myszka – czyli w tym przypadku Niemcy – wymyślając coraz nowe utrudnienia i komplikacje, nie wiedzą, że polski kot podąża z nią krok w krok.
Główna w tym zasługa trzech młodych naukowców Mariana Rejewskiego, Henryka Zygalskiego i Jerzego Różyckiego. Ten pierwszy opracowuje maszynę zwaną bombą Rejewskiego, drugi wynajduje tzw. płachty Zygalskiego, czyli arkusze papieru podziurkowanego wg matematycznego algorytmu.
Jednak w połowie 1938 r. Niemcy wprowadzili do urządzenia kolejną innowację wielokrotnie zwiększającą liczbę kombinacji. Dla Polaków pojawił się problem znacznie ważniejszy niż umiejętności. Dalsze rozpracowanie szyfrów wymagało znacznie większych budżetów niż dysponowali. Nowa sytuacja polityczna i ekspansja hitlerowskich Niemiec, nie była bez znaczenie.
Właśnie wówczas Polacy zwrócili się do Francuzów i Anglików z prośbą o spotkanie. Bertrand był zachwycony, Anglicy kręcili nosami. Francuz musiał pojechać osobiście do Londynu, by przekonać szefa tamtejszego biura szyfrów komandora Roberta Dennistona „który, jak można sądzić, nie wierzył, aby wniosło ono coś nowego. Nie miał dotąd kontaktów z polskim biurem kryptologicznym i nie wyobrażał sobie, żeby mogło ono mieć jakieś osiągnięcia w rozwikłaniu zagadki Enigmy”.
Spotkanie odbyło się w styczniu w Paryżu i na pozór zakończyło się kompletnym fiaskiem. Delegacja z Warszawy jechała z bardzo precyzyjnymi instrukcjami: „nie ujawniać sukcesu”. „Wymiana poglądów – napisano w protokole – była dla wszystkich pożyteczna, jednakże podjęte prace znalazły się, jak się wydaje, w impasie, (…) problem Enigmy nie jest nierozwiązalny, jeżeli można będzie uzyskać część informacji z zewnątrz; natomiast przyjąć należy, iż odtworzenie maszyny tylko przez studiowanie przechwyconych tekstów szyfrowych będzie praktycznie niemożliwe; ocena ta jest notabene zbieżna ze znanymi nam opiniami specjalistów niemieckich, którzy przeprowadzili wiele tego rodzaju badań przed wprowadzeniem maszyny szyfrującej do użytku w siłach zbrojnych”. Uzgodniono też, że następna narada odbędzie się, gdy wydarzy się „coś nowego”. To wówczas też po raz pierwszy Knox rzucił w kierunku Polaków uwagę o „głupcach i ignorantach”.
Latem 1939 r. w obliczu wybuchu wojny Sztab Główny polskiej armii postanowił zmienić strategię. I wysłać nowy sygnał do Bertranda.
Wymiana poglądów – napisano w protokole – była dla wszystkich pożyteczna, jednakże podjęte prace znalazły się, jak się wydaje, w impasie, (…) problem Enigmy nie jest nierozwiązalny, jeżeli można będzie uzyskać część informacji z zewnątrz; natomiast przyjąć należy, iż odtworzenie maszyny tylko przez studiowanie przechwyconych tekstów szyfrowych będzie praktycznie niemożliwe; ocena ta jest notabene zbieżna ze znanymi nam opiniami specjalistów niemieckich, którzy przeprowadzili wiele tego rodzaju badań przed wprowadzeniem maszyny szyfrującej do użytku w siłach zbrojnych”
Dla uczestników spotkania dzień 25 lipca rozpoczął się bardzo wcześnie. Już o 7 rano Francuzi i Brytyjczycy wsiedli do podstawionych przez polski sztab samochodów, by pojechać do siedziby biura szyfrów usytuowanego w Lasach Kabackich w pobliżu miejscowości Pyry.
Tylko Bertrand znał już to miejsce. Nowoczesny ośrodek do którego przeniesiono zespół pracujący nad Enigmą powstał kilka lat wcześniej.
Ośrodek nosił kodową nazwę „Wicher”. „Wszystko pomieszczone zostało w betonowych schronach, od radiostacji do biur kryptologów; był to mózg całej organizacji, gdzie w ciszy i skupieniu pracowano bez przerwy dniem i nocą” – opisywał swoje wrażenia Bertrand. W nim też mieściła się prawdziwa „komnata tajemnic” czyli pokój nr 13, nazywany przez pracowników „pokojem pod zegarem”, do którego wejście zasłonięte było czarną kotarą. To tam składano kolejne egzemplarze Enigmy.
Ośrodek był jednocześnie centrum łączności z rozsianymi po całym świecie placówkami, jak i stacjami nasłuchu. Radiostacje ukryte były w podziemnych schronach, anteny były wysuwane, a na zewnątrz otoczone kilkoma rzędami zasieków. Las chronił przed obserwacją z powietrza. Ponoć w czasie II wojny światowej do Pyr przywożono niemieckich oficerów by pokazać im wzorcowo zorganizowany ośrodek łączności.
Kryptolodzy, którzy przeprowadzili się w 1937 r., dostali znacznie więcej miejsca niż w budynku ulokowanym w okolicy ogrodu Saskiego, do tego znacznie łatwiej było zachować tajemnicę.
Musieli ukraść lub kupić
Bertrand nie był zaskoczony przebiegiem spotkania w Pyrach. Współpracującego od wielu lat z Polakami Francuza powiadomiono o odkryciach już dzień wcześniej. Za to Anglików spotkał prawdziwy szok. Informacje przedstawione przez polski wywiad „wprawiła ich w stan osłupienia”. Major Maksymilian Ciężki wygłosił trzy godzinny referat, w którym opisał historię polskich zmagań z Enigmą.
Konferencja prowadzona była w jedynym znanym wszystkim języku – czyli niemieckim. Mimo to Denniston, przyznał uczciwie, że nic z tego nie zrozumiał. Po prelekcji Ciężkiego, nastąpiło clou programu – prezentacja urządzenia. „Skąd to wzięliście?” – zapytał Bertrand. „Sami zrobiliśmy” – odrzekł kierownik biura szyfrów płk Gwido Langer.
Bertrand nie był zaskoczony przebiegiem spotkania w Pyrach. Współpracującego od wielu lat z Polakami Francuza powiadomiono o odkryciach już dzień wcześniej. Za to Anglików spotkał prawdziwy szok. Informacje przedstawione przez polski wywiad „wprawiła ich w stan osłupienia”. Major Maksymilian Ciężki wygłosił trzy godzinny referat, w którym opisał historię polskich zmagań z Enigmą.
Następnie Polacy zaprezentowali funkcjonowanie bomb Rejewskiego i płacht Zygalskiego. Dopiero wówczas Denniston „pojął owoce rozumowania”. Natychmiast poprosił o możliwość zatelefonowania do ambasady brytyjskiej w Warszawie, by dzięki nie sprowadzić inżynierów i kreślarzy, do sporządzenia dokumentacji urządzenia. Bertrand pisze, że nie mogli uwierzyć własnym uszom, że „dwa egzemplarze są przeznaczone dla nas, jeden dla Paryża i jeden dla Londynu”.
Polacy nie wszystkich przekonali. Knox przez całą prezentację nie odzywał się. Wybuchł dopiero podczas powrotu do Warszawy, po pierwszym dniu konferencji. „Kiedy wsiedliśmy do samochodu [Knox] nagle otworzył się i zakładając, że żadna z osób towarzyszących nie zna angielskiego pieklił się, że [Polacy] kłamią tak samo, jak robili w Paryżu. [Cały ich sukces] był oparty na kradzieży. Nigdy tego nie rozpracowali, musieli to ukraść przed laty, a następnie obserwowali rozwój, jak każdy by potrafił, jednak na początku musieli to ukraść lub kupić” – relacjonował Denniston.
Drugi dzień jeszcze pogłębił frustracje Knoxa. Okazało się, że jedno z podstawowych założeń, dla zrozumienia maszyny, zastosowane przez Polaków, odrzucił uznając, że jest zbyt proste. Chodziło o przekątną klawiatury maszyny uporządkowaną alfabetycznie „QWERTZU”, Knox rozwiązania podpowiadanego mu przez sekretarkę nawet nie przetestował.
Dalej spotkanie potoczyło się już gładko. Rejewski stwierdził, że Anglicy „szybko się zorientowali, jak znaleźliśmy wewnętrzne połączenia bębenków, i szybko też pojęli, jak działają nasze płachty i bomby”. Nawet Knoxowi, jak się okazało chwilowo, zmienił się humor. W samochodzie śpiewał nawet piosenkę z słowem „QWERTZU” w refrenie.
Rejewski stwierdził, że Anglicy „szybko się zorientowali, jak znaleźliśmy wewnętrzne połączenia bębenków, i szybko też pojęli, jak działają nasze płachty i bomby”. Nawet Knoxowi, jak się okazało chwilowo, zmienił się humor. W samochodzie śpiewał nawet piosenkę z słowem „QWERTZU” w refrenie.
W raporcie przedstawionym po powrocie do Londynu znów jednak dały o sobie znać uprzedzenia i urażona duma. „Spójrzmy na sprawę wprost. Polacy czytali maszynę do 15 września 1938 r. dzięki szczęściu. (...) Jeśli chcemy tego [dekryptażu Enigmy] spróbować, musimy przeanalizować ich system i statystyki (jeśli je mamy) ze znacznym sceptycyzmem. (…) Jestem przekonany, że Schessky [Ciężki] niewiele wie o maszynie i zapewne próbuje ukrywać przed nami fakty. Młodzi ludzie [trójka kryptologów] wydają się zdolni i uczciwi”.
Najwyraźniej innego zdania był jednak kmdr Denniston, który po incydencie pierwszego dnia chciał nawet przerwać konferencję. Później pisał do Bertranda: „musi Pan wybaczyć, że bardzo mi na nim zależy, ale (...) nigdy go nie zabiorę na konferencję, jeśli tylko da się tego uniknąć”. Knoxa drażniło zapewne także – jak opisywał to później Dermot Turing…. „ że zapewne pierwszy raz w życiu spotkał kogoś dorównującego mu intelektem”.
Najwyraźniej po pewnym czasie Knox się zmitygował, bo przysłał trójce polskich kryptologów po komplecie papierowych patyczków, z literami alfabetu oraz chustki z widokiem wyścigów konnych Derby. „Na czym polegała +metoda Knoxa+ nie wiadomo. Najprawdopodobniej przy pomocy tych patyczków zamierzał pokonać Enigmę… Unfortunately — uprzedziliśmy go” – wspominał Rejewski.
„Spoglądając wstecz na pracę Polaków i uwzględniając, jak niewiele wiedziano wtedy na temat szyfrów maszynowych oraz jak skromnym wyposażeniem mechanicznym dysponowali, przepełnia nas poczucie podziwu dla osiągniętych przez nich rezultatów. (...) Nasze późniejsze sukcesy zawdzięczały wiele ich wczesnym wysiłkom” – pisał po wojnie Conel Alexander, jeden z brytyjskich kryptologów pracujących w czasie wojny nad dalszym rozpracowaniem Enigmy.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP