
Rewolucję 1905 roku sprowokował car. Podobnie jak dzisiaj Putin wywołał wojnę, uznając że scementuje ona jego państwo – mówił podczas środowej debaty w Muzeum Historii Polski prof. Tomasz Nałęcz.
Okazją do debaty „Rewolucja czy powstanie? Rok 1905 i polska nowoczesność” było wydanie przez MHP nowej książki prof. Nałęcza pod tym właśnie tytułem.
O to, czy wydarzenia 1905 roku na ziemiach polskich były kolejnym powstaniem czy pierwszą rewolucją pytał autora publikacji dr Michał Przeperski. Dociekał też, dlaczego do buntu doszło właśnie w tamtym momencie.
Prof. Nałęcz w odpowiedzi zwrócił uwagę na analogię między Rosją pod rządami Władimira Putina i imperium carskim za czasów ostatniego Romanowa. „I wtedy i dziś rządzący Rosją byli przekonani o własnej potędze i uznawali, że nic tak dobrze nie scementuje ich państwa jak łatwa wygrana w wojnie” – mówił prof. Nałęcz i przypomniał, że rewolucję 1905 roku poprzedziła wojna Rosji z Japonią. Podkreślił, że choć działania wojenne toczyły się na Dalekim Wschodzie, to Polacy – poddani cara byli nim żywo zainteresowani. Powód? Podobnie jak w obecnej wojnie przeciwko Ukrainie Rosja zaciągała pod broń nieproporcjonalnie dużo „obcoplemieńców”, w tym też Polaków z Kongresówki. W ten sposób „rosyjska” wojna stała się w pewnym stopniu także „polską”.
Na drugą część pytania dr. Przeperskiego odpowiedział inny gość środowej debaty w MHP, prof. Andrzej Friszke. Przypomniał o modernizacji – gospodarczej i społecznej Kongresówki. Na przełomie XIX i XX wieku liczba robotników na tym terenie dochodziła do pół miliona.
„Ale aż do 1905 roku polski robotnik był „wielkim milczącym” – zwrócił uwagę dr Przeperski.
„Tak, ale rok 1905 to zmienił, zaś oprócz półmilionowej rzeszy robotników byli jeszcze liczniejsi chłopi. Już nie pańszczyźniani, ale drugie pokolenie wolnych, coraz bardziej świadomych chłopów” – podkreślał prof. Friszke.
Zaznaczył jednak, że same przemiany społeczne wszystkiego jeszcze nie wyjaśniają – do wybuchu by nie doszło, gdyby nie działalność takich osób jak Józef Piłsudski.
Podobnego zdania w tej sprawie był też prof. Nałęcz. Wyjaśnił, że z punktu widzenia Piłsudskiego modernizująca się i mniej opresyjna niż wcześniej Rosja była większym zagrożeniem od despotycznej. „Ta bardziej liberalna, a jednocześnie szybko się rozwijająca Rosja mogła bowiem Polaków odciągnąć od buntu, a także zachęcić ich do konformizmu. Zamiast walczyć o Polskę, można się było wygodnie umościć w Rosji – objaśniał prof. Nałęcz.
Odpowiadał też na pytania obecnej na debacie w MHP publiczności. Jedno z nich dotyczyło polityki władz rosyjskich i powodów tego, że była ona mniej brutalna niż ta wobec poprzednich polskich powstań.
„Władze rosyjskie zrozumiały, że aby niczego nie zmieniać, muszą zmienić wszystko” – wyjaśnił prof. Nałęcz i przypomniał o liberalizacji systemu za czasów premiera Piotra Stołypina. Według Nałęcza, gdyby reformy Stołypina zostały dokończone (w 1911 r. premier padł ofiarą zamachu), bolszewicy nie zdołaliby przechwycić władzy.
Zwrócił też uwagę, że ofiar rosyjskich represji na ziemiach polskich po Rewolucji 1905 roku było mniej niż tych, które były efektem bratobójczych mordów między endekami a socjalistami. Tylko w samej Łodzi zginęło wtedy co najmniej czterysta osób.
Debata „Rewolucja czy powstanie? Rok 1905 i polska nowoczesność” była częścią nowego cyklu Muzeum Historii Polski. Kolejna, 9 kwietnia, poświęcona ma być 500-leciu Hołdu Pruskiego. (PAP)
jkrz/ aszw/