Po wystrzeleniu przez ZSRS pierwszego w dziejach sztucznego satelity Ziemi w październiku 1957 r. stało się oczywiste, że umieszczenie na orbicie pierwszego człowieka jest tylko kwestią czasu. Pod względem technicznym jest to przedsięwzięcie o podobnej skali trudności, decydujące znaczenie ma tu moc rakiety nośnej. Dochodzą oczywiście liczne utrudnienia ze względu na pasażera, któremu trzeba zapewnić bezpieczeństwo, higienę, łączność, komfort pracy itp., ale sama operacja pod względem jakościowym stanowi w dużej mierze powtórkę tamtego wydarzenia.
Do wielkiej czwórki, którą brano pod uwagę w ZSRS jako kandydatów na Pierwszego Kosmonautę, należeli Jurij Gagarin, Herman Titow, Grigorij Nieliubow i Władimir Komarow. Najwcześniej wykruszył się Nieliubow. Jego szanse oceniano najwyżej, ale miał jedną wadę; był egocentrykiem. W końcu wylądował na trzeciej pozycji, a w maju 1963 roku został usunięty z zespołu kosmonautów w efekcie utarczki z patrolem wojskowym na dworcu kolejowym. Jego postać wyretuszowano nawet ze zdjęć, tak jakby go nigdy nie było. Z kolei Komarow przepadł przez to, że ktoś z jego dalszej rodziny był wówczas represjonowany. Tym dziwniejsze jest przepuszczenie Gagarina, którego brat i siostra byli podczas wojny wywiezieni na roboty przez Niemców. Tyle lat po wojnie wciąż było to okolicznością obciążającą.
Piloci sowieccy wyznaczeni do treningu na kosmonautę nie mogli być wyżsi niż 167 cm i ciężsi niż 65 kg. Takie limity narzucały rozwiązania techniczne pojazdu Wostok. Dla porównania astronauci amerykańscy mierzyli średnio 177 cm i ważyli 75 kg. Amerykanie byli też mniej więcej o 10 lat starsi. Różnica wynika z odmiennego podejścia do kandydatów: u Rosjan liczyło się doskonałe zdrowie, u Amerykanów wiedza techniczna i doświadczenie w pilotażu. Gagarin, Titow i inni doskonale mieścili się w wyznaczonych granicach: Leonow, który poza nie wykraczał, poleciał dopiero później.
W końcu kwestia, kto zostanie Pierwszym Kosmonautą, sprowadziła się do wyboru między Gagarinem a Titowem. Pierwszy pochodził ze wsi, rodzice drugiego było nauczycielami. Względy ideologiczne przeważyły: Gagarin pasował bardziej przywódcom ZSRR, zwłaszcza Chruszczowowi, którego droga na szczyt była odbiciem drogi Gagarina. Jura był ponadto ulubieńcem Korolowa, odpowiedzialnego za cały program kosmiczny ZSRR, i nie tylko jego. Gagarin miał w sobie coś takiego, że nie można go było nie lubić. Nie pysznił się, nie dominował, udzielał roztropnych odpowiedzi. Swoje do powiedzenia miało KGB, które oceniało kandydatów pod kątem ich przyszłych kontaktów z całym światem.
Jedna z opinii wskazuje, że być może odpowiedzialny za szkolenie kosmonautów generał Kamanin wolał zachować silniejszego pilota na następny lot, który zaplanowano na 16 okrążeń Ziemi. Istniało wiele przesłanek, że Pierwszy Kosmonauta nie przeżyje wyprawy w kosmos. Kogo było bardziej szkoda?
Szkolenie rozpoczęto późno, bo dopiero pół roku przed samym lotem. Podobno jeszcze cztery dni przed startem kosmonauci nie wiedzieli, który z nich poleci, choć inne źródła podają, że to nieprawda. Odpalenie rakiety z Wostokiem poprzedziło kilkanaście innych startów z psami na pokładzie i dwa z manekinami pilota. Niektóre rakiety wybuchały, niektóre psy ginęły, ale ogólny efekt był zadowalający: Wostokiem można było lecieć. Podczas lotu Gagarin nie wykazał się kunsztem pilota, bowiem został odłączony od układu sterowania. Wszystko odbywało się automatycznie i Jura nie miał nic przeciwko temu. Przez godzinę produkował więc opowieści o pięknie planety widzianej z orbity, o tym, jak znosi stan nieważkości, nie zabrakło też wtrętów słusznych pod względem ideologicznym. W fotelu Gagarina można było więc posadzić kogokolwiek, kto by wytrzymał spore przeciążenia i nie posikał się ze strachu, gdy Wostok wpadał w niekontrolowane obroty. Każdy z zespołu kosmonautów dokonałby tego samego co on.
Lekarze, a może służbiści z KGB wymogli, by dostęp do sterowania statkiem był uzależniony od wbicia w klawiaturę sześciocyfrowego kodu. Trzy liczby tego kodu Gagarin znał; pozostałe załączono w kopercie. Chodziło bodaj o to, by kosmonauta sterując samodzielnie nie uciekł za granicę. Korolow uważał to za absurd, więc podał Gagarinowi brakujące liczby. Okazało się, że oprócz niego zrobiły to jeszcze cztery osoby. Pierwszy Kosmonauta z prezentu nie skorzystał.
Sam start Wostoka nastąpił 12 kwietnia o 9.07 czasu moskiewskiego, na stanowisko odprowadzał Gagarina dubler Titow, a nadzorował wszystko osobiście Korolow. Wostok skierował się na północny wschód, lecz nie wszystko przebiegło zgodnie z planem. Wskutek błędu w odpaleniu silnika pojazd Gagarina osiągnął orbitę o apogeum 327 km i perigeum 168 km (planowano odpowiednio 230 km i 175 km). Orbita miała nachylenie 65 stopni, statek poruszał się po niej z szybkością 8 km/s. Lot trwał dokładnie 108 minut, Wostok obleciał Ziemię jeden raz, a i to nie całkiem, gdyż do pełnego okrążenia zabrakło 1500 km. Pod tym względem lot Gagarina był więc skokiem, podobnym do tego, jakie wykonali Amerykanie Shepard i Grissom, ale oczywiście dłuższym, wyższym i obejmującym nie mały fragment, tylko prawie całą planetę. Dopiero Titow porządnie okrążył Ziemię w sierpniu 1961 roku i to właśnie on w pełni zasługuje na miano Pierwszego Kosmonauty.
W rzeczywistości niewiele brakowało, by Gagarin nie przeżył swego pierwszego lotu w kosmos. W ostatniej fazie, tuż przed lądowaniem, należało rozłączyć kapsułę, w której przebywał kosmonauta, z modułem serwisowym. Główne połączenia między nimi zostały skasowane, ale pozostała gruba wiązka kabli do zasilania i przekazywania danych. Statek obciążony modułem koziołkował i obracał się we wszystkich możliwych płaszczyznach i w tym stanie wszedł w atmosferę. Kabinę otoczyła warstwa zjonizowanego gazu, który odciął komunikację radiową. W końcu wysoka temperatura przepaliła kable i obie części rozdzieliły się, ale wirowanie nie ustało. Momentami było tak silne, że pilot zaczął tracić przytomność. Co ciekawe, analogicznych perturbacji doświadczył podczas lądowania Titow. Albo więc relacji Gagarina o kłopotach nie wykorzystano do usprawnienia aparatury, albo problem był bardziej skomplikowany i na rozwiązanie go nie starczyło czasu (Titow poleciał w sierpniu 1961 roku).
Na wysokości 7 km ładunki wybuchowe odstrzeliły pokrywę włazu i Gagarin został katapultowany. Jedne źródła twierdzą, że nastąpiło to automatycznie, inne – że zrobił to sam Gagarin. Rozwinęły się spadochrony i Pierwszy Kosmonauta wylądował na zaoranym polu nie opodal wsi Smiełkowka w obwodzie saratowskim. Traf chciał, że miejsce lądowania wypadło blisko lotniska aeroklubu, w którym Jurij stawiał pierwsze kroki 13 lat wcześniej.
Opowieści o tym, kto pierwszy zauważył Gagarina i za kogo go wzięto, wypełniłyby książkę. Musiał zapewniać, że jest Rosjaninem, a nie zagranicznym szpiegiem ani przybyszem z innej planety. Przedmioty, które opadły razem z nim – spadochrony, przenośne radio, ponton z wyposażenia ratunkowego, tubki z jedzeniem itp. – zostały rozgrabione i dopiero interwencja służb pozwoliła po paru dniach odzyskać niektóre. Rozpoczął się wir z telefonami, w tym najważniejszym od Chruszczowa, najazd dziennikarzy, spotkania z rodziną, przed którą wszystko trzymano w tajemnicy. Korolow i Titow nagle znaleźli się z boku, nikt na nich nie zwracał uwagi. Titow, gdy wreszcie udało mu się przepchnąć do bohaterskiego kolegi, zapytał go, jak jest z nieważkością. Normalnie, odpowiedział Gagarin. Nieważkość była czynnikiem, po którym nie wiadomo było, czego się spodziewać, Rosjanie nie potrafili jej wytworzyć podczas lotu swobodnie opadającym samolotem, jak to czynili Amerykanie.
Gagarin wystartował jako starszy lejtnant, a wylądował jako major. Podczas lotu został awansowany o dwa stopnie.
Następne dni zajęło Gagarinowi uczestniczenie w przesłuchaniach przez liczne komisje, zajmujące się lotem i kosmosem, niezliczone spotkania z dziennikarzami, a także udział w niekończącej się serii fet, podczas których musiał wypić sporo alkoholu. Okazało się, że aby zarejestrować rekord wysokości lotu, Gagarin musiał skłamać, że do końca przebywał w kapsule, gdyż takie były wymogi International Astronautical Federation. Zagraniczni dziennikarze po skoku suborbitalnym Sheparda w maju 1961 zwracali uwagę, że Amerykanin miał możliwość sterowania swoim statkiem, a Gagarin nie. „Ileż można sobie posterować podczas pięciominutowego lotu? – ironizował Gagarin. – I po co?” .
Tryumfalny objazd kuli ziemskiej przez Pierwszego Kosmonautę przeciągnął się na miesiące i lata. Do Polski zawitał w lipcu 1961, na jego trasie znalazły się Warszawa, Katowice, Częstochowa i Zielona Góra. Bezpośrednio od nas odleciał na Kubę. O dziwo, w tym ogólnoplanetarnym tournée wypadał bardzo dobrze, jak prawdziwy ambasador komunizmu, tak bardzo odbiegający in plus od ponurych i niedowcipnych czynowników sowieckich. KGB przydzieliło mu na stałe agenta, który jeździł z nim wszędzie i „opiekował się” świeżo upieczonym zdobywcą kosmosu.
Rychło okazało się, że sława ma swoją cenę. Gdy Gagarin podróżował, bankietował, reprezentował, inni kosmonauci wyprzedzili go w wyszkoleniu i teraz oni gremialnie latali w kosmos. Jeśli chciał się z nimi zabrać, musiał usiąść do nauki. Skończyły się bowiem czasy, gdy o wszystkim decydowało końskie zdrowie, a zaczynała się liczyć wiedza i kompetencje techniczne. W marcu 1964 Gagarin podjął studia w Akademii im. Żukowskiego w Moskwie, gdzie trafiali wtedy wszyscy kosmonauci ZSRR. Aby ją ukończyć i uzyskać tytuł pilota inżyniera-kosmonauty należało bronić pracę z obranej specjalizacji. Gagarin przedstawił pracę na temat samolotu kosmicznego wielokrotnego użytku. Był w tej dziedzinie prekursorem: po zakończeniu programu Apollo Amerykanie wkroczyli w erę wahadłowców, takich właśnie, jakie rozważał Jurij.
Chcąc się dostać z powrotem w szeregi kosmonautów musiał Gagarin wylatać obowiązkowe godziny na samolotach. Dotychczas uniemożliwiano mu to ze względu na status żywego pomnika, którego życie należy chronić przed niebezpieczeństwami. W końcu rozpoczął loty z instruktorem i podczas jednego z nich 27 marca 1968 roku obaj zginęli. Była to bardzo tajemnicza sprawa, powołano pięć komisji, w tym dwie KGB, które oczywiście do niczego nie doszły. Sugerowano, że Gagarin był pijany, że balował w nocy poprzedzającej feralny lot itp. Wszystko to okazało się nieprawdą. Rozważano nawet hipotezę, że dokonano na niego zamachu, gdyż był niewygodny dla władz. Tej sprawie warto poświęcić kilka zdań.
W październiku 1964 roku Chruszczow został odsunięty od władzy, a w styczniu 1965 w wyniku błędu lekarskiego i zmarł po operacji Główny Konstruktor Siergiej Korolow. Tym samym Gagarin utracił dwóch możnych protektorów, jednego politycznego, drugiego w środowisku kosmonautów. Nowy I sekretarz KPZR Breżniew nie wykazywał czołobitności w stosunku do Gagarina, także wśród kierownictwa sowieckiego programu kosmicznego Pierwszy Kosmonauta przestał być bóstwem. Krytykowano go za zapóźnienia w wyszkoleniu i brak kompetencji, czego już nie rekompensował ogólnoświatowy rozgłos. Sam Gagarin też dostarczał pożywki nieżyczliwym, według generała Kamanina rozpił się i notorycznie zdradzał żonę. Został nawet przez nią przyłapany in flagranti z pewną instruktorką narciarstwa, zresztą kobiet chętnych do przebywania w towarzystwie przystojnego kosmonauty nie brakowało. Można też przypuszczać, że wiele niechęci wobec Gagarina wynikało z zawiści: oto człowiek jak my, sowiecki, jakim prawem tak wyrósł ponad naszą miarę.
Istniały jeszcze inne przyczyny. Gagarin otrzymywał mnóstwo listów i czasem podejmował się interwencji w opisanych w nich sprawach, w czym był podobno dość skuteczny. Wchodził tym samym w konflikty z lokalnymi czynownikami, których pędził do galopu. Ale jego los przesądziła bodaj śmierć kosmonauty Komarowa, jednego z najlepszych kosmonautów jakich miał ZSRR. Decyzją Breżniewa pilot został wysłany w kosmos na niedopracowanym statku Sojuz dla uczczenia kolejnej rocznicy. Gagarin był jego dublerem, następnego dnia miał lecieć w ślad za Komarowem w trzyosobowej załodze. Nigdy do tego nie doszło, gdyż na nowym Sojuzie nie działało właściwie nic. Podjęto decyzję o ściągnięciu Komarowa z orbity; sterując ręcznie Komarow wbił się w atmosferę pod odpowiednim kątem, ale w ostatniej fazie lotu zawiodły spadochrony. Sojuz rozbił się o Ziemię i spłonął, największą częścią znalezioną po Komarowie była jego pięta. Gagarin podobno dostał się w tej sprawie przed oblicze Breżniewa i miał chlusnąć mu w twarz kieliszkiem wódki.
W chwili śmierci Gagarin miał dopiero 34 lata. Analizując przyczyny, jakie do niej doprowadziły, należy wskazać, że wpływ na taki finał miał po prostu sowiecki system, w którym Jura, człowiek „o kryształowym charakterze”, nie mógł się odnaleźć, choć był jego beneficjentem. Dopuszczony na sam szczyt napatrzył się do woli na podłości najwyższej władzy, na samowolę i głupotę partyjnych towarzyszy, na nędzę i wyzysk zwykłych ludzi. Jego młodzieńczy entuzjazm dla komunizmu w sowieckim wydaniu znacznie zmalał i to system w ostatecznym rozrachunku zmełł go w swoich żarnach.
Marek Oramus
Źródło: MHP