„Polak-Węgier dwa bratanki i do bitki i do szklanki” – mówi stare polsko-węgierskie powiedzenie. Nie dotyczy ona jednak boiska piłkarskiego. Ta rywalizacja trwa dokładnie od wieku.
18 grudnia 1921 r. polska reprezentacja piłkarska zagrała swój pierwszy w historii mecz. Polacy przegrali 0:1. Pojedynek w Budapeszcie to był początek bogatej historii piłkarskich pojedynków między oboma krajami.
Wcale nie łatwo było Polsce zaistnieć na futbolowej mapie Europy. Pierwszy plan powołania drużyny narodowej narodził się już w 1919 r. Drużyna miała zagrać na Igrzyskach w Antwerpii rok później. Wojna bolszewicka przekreśliła te plany. Do tworzenia reprezentacji można było wrócić dopiero w 1921 r., ale i też nie było łatwo. Potencjalni przeciwnicy wcale nie kwapili się, by zagrać z biało-czerwoną, dopiero co tworzącą się, drużyną.
Lepsi od waluty
Pierwotnie kadra miała zagrać z Austrią w lipcu. Ale Austriacy ostatecznie nie odpowiedzieli na propozycję. Węgrzy początkowo zaproponowali wigilię, ale też się mocno wahali. Obawiali się, że Polacy mogą okazać się zbyt słabi.
„Między innymi przyszła także propozycja Polski. Nad tą propozycją przeszła Rada szybko do porządku dziennego, ponieważ sądzono, że polski sport nie stoi jeszcze tak wysoko, żeby z nim poważnie liczyć się można” – relacjonowała posiedzenie Rady do urządzania zawodów międzynarodowych z 10 października miejscowa gazeta „Sport Hirlap” (tłum. Gazeta Sport).
Rolę papierka lakmusowego miała spełnić drużyna Cracovii, która do Budapesztu przyjechała w październiku. Jej prezes, a także szef Polskiego Związku Piłki Nożnej został zaproszony na spotkanie Rady. „Jutro Polacy zdadzą egzamin, czy umieją grać” – powiedział jeden z działaczy. Inny nie stronił od złośliwości. „Prawdopodobnie egzamin ten wypadnie tak źle, jak zła jest ich waluta”. Ale piłkarze Cracovii sprawdzili się. W pojedynku z MTK padł remis 0:0 i Węgrzy postanowili poważnie potraktować propozycję Polaków. Rozmowy nie trwały długo – datę pierwszego meczu ustalono na 18 grudnia w Budapeszcie, rewanż miał się odbyć w Krakowie 14 maja 1922 r.
Nie tylko działacze mieli początkowo pod górkę. Biało-czerwona reprezentacja wyruszyła do Budapesztu w piątkowy poranek 16 grudnia. Z powodu dużych kosztów ekipa dostała bilety do trzeciej klasy – na drewnianych ławkach mieli spędzić ponad 30 godzin! Do wagonów wsiadło w sumie 21 osób, poza piłkarzami i trenerem, byli też działacze, dziennikarze oraz mistrz Polski w tenisie. Przyjazd do Węgier planowany był w sobotę po 24-godzinnej podróży, ale z powodu przesiadek, problemów z celnikami, awarii parowozu i opóźnień w jeździe ekipa dojechała do stolicy Węgier ok. północy.
Ale powitanie w Budapeszcie mogło wynagrodzić częściowo uciążliwości – na ekipę czekały dwukonne karety, które dowiozły ich do luksusowego hotelu Astoria. Czasu na odpoczynek nie było za wiele – zawodnicy położyli się spać dopiero ok. 1 w nocy, a wstali chwilę po ósmej.
Zjedli śniadanie, odbyli ciepłą kąpiel i masaż, a tuż po lunchu wczesnym popołudniem udali się automobilami na stadion Hungaria, który – ze względu na świetną murawę – uważano wówczas za jeden z najlepszych w Europie.
Tyle, że akurat tego dnia spadł deszcz ze śniegiem, co spowodowało, że boisko było grząskie, a nawet błotniste. Pogłębiało to tylko nie najlepszy nastroje w polskiej drużynie – zawodnicy narzekali na zmęczenie, do tego Józef Kałuża miał gorączkę, a Ludwik Gintel problemy żołądkowe.
Ten pierwszy raz
Pierwszy, historyczny gwizdek czechosłowackiego sędziego Emila Grätza rozległ się o godz. 13.30. Na boisko wybiegło 7 piłkarzy Cracovii, dwóch Polonii Warszawa i po jednym Warty Poznań i Pogoni Lwów (słynny Wacław Kuchar – zwycięzca pierwszego plebiscytu na Najlepszego Sportowca Polski w 1926 r. ).
Mecz nie wzbudził wielkiego zainteresowania – na trybunach 30- tysiącznika zasiadło ledwie 8 tysięcy kibiców. Prawdopodobnie spowodowane to było złą pogodą, ale też niewielką atrakcyjnością rywala.
„Gra rozpoczyna się od razu w szalonym tempie. Węgrzy przechodzą od razu do szalonych ataków inscenizowanych przez Scholssera. Dribbling tego gracza unicestwia Gintel. (…) Drużyna polska gra szalenie nerwowo, jedynie Loth II i Styczeń pracują spokojnie” – relacjonował specjalny wysłannik „Przeglądu Sportowego”. Decydująca o losach meczu okazuje się 18 minuta. „Robi się tłok pod bramką polską, z którego korzysta Szabo strzelając (…) z bliskiej odległości pierwszą i jedyną bramkę dla Węgrów. Loth, który w tym momencie biegł w przeciwny róg, zdołał jeszcze załapać piłkę ręką, lecz strzał był za silny”.
Najszybciej relacje polskim kibicom przekazuje krakowski „Tygodnik Sportowy”. Wydanie specjalne opiera na telegramach przesłanych przez dziennikarza. „W pierwszej połowie gry przewaga Węgrów widoczna, po pauzie gra prawie równomierna”. „Wrażenie ogólne dobre. Poziom gry obustronnie nie nadzwyczajny. Wynik bardzo korzystny. Napady obu Reprezentacji słabe, obrony i pomoce dobre. Loth grał fenomenalnie. (...) Wynik bardzo korzystny” – donosi w kolejnym telegramie. A „Przegląd Sportowy” podsumowuje: „Atak zawiódł zupełnie i nie mógł się zdobyć na celową kombinację, na jeden strzał do bramki. Nie mógł też utrzymać ani razu piłki, by choć przez chwilę dać możność wypoczynku obronie pracującej pełną parą. Część winy tego spoczywa na pomocy, która nie karmiła ataku dobremi piłkami. (…) W drugiej połowie nasza drużyna przedstawiła się w znacznie korzystniejszym świetle”.
Ale konkluzje po meczu są pozytywne – Węgrzy to wówczas drużyna doświadczona i uznawana za jedną z czołowych w Europie. Tylko w roku 1921 ograli Szwedów i Niemców, a w sumie rozegrali już 80 spotkań. „A wynik ten jest naprawdę nadzwyczaj chlubny. Ponieśliśmy porażkę najmniejszą, jaką zna ten sport. (…) Przez wynik ten doprowadziliśmy do tego, że od razu stajemy się państwem, z którem zagranica w sporcie piłki nożnej liczyć się musi. (…) W Europie interesowano się wielce zawodami. Faktem jest, że np. wieża Eiffla w Paryżu dwukrotnie interpolowała w niedzielę wieczorem radjostację budapesztańską o wynik!” – konkludował Przegląd Sportowy.
Kwiat footballistów
Rewanż już tak udany dla Polaków nie był. Tym razem obie reprezentacje spotkały się na stadionie Cracovii. „Kraków, duchowa stolica Polski, będzie dn. 14. maja areną ważnego zdarzenia w naszem życiu sportowem; w jego murach rozegra się mecz między dwu drużynami, które jako kwiat footballistów dwu krajów zmierzą swe siły i będą walczyły o palmę zwycięstwa” – zapowiadał „Przegląd Sportowy”.
Pojedynek wywołał ogromne zainteresowanie – do Krakowa przyjeżdżali widzowie z całego kraju, a stadion zapełnił się do ostatniego miejsca. „Także i otaczające boisko wysokie drzewa i dachy miały swoich amatorów” – opisywała gazeta.
Mecz dla Polaków rozpoczyna się źle. Już w czwartej minucie samobójczego gola strzelec Ludwik Gintl. Generalnie w tym pojedynku gospodarze nie mają szczęścia. Są częściej przy piłce oddają znacznie więcej strzałów (20:13), ale przegrywają 0:3. Dziennikarze podsumowują, że zespół „grał pięknie – ale bezskutecznie”. „Do pola karnego posuwali się nasi szybko i rezolutnie, ale doszedłszy tutaj, stawali jakby za dotknięciem różdżki i zapominali nagle o potrzebnym starcie, decyzji i oddaniu strzału w odpowiedniej chwili. Ustawicznie powtarzały się te same sceny”. Ówczesny trener reprezentacji dr Józef Lustgarten podsuwał krótko: „3:0 nie odpowiada stosunkowi sił. Winą napadu jest, żeśmy przegrali; nie umie on strzelać”. Na pierwszą bramkę i zwycięstwo Polaków trzeba było jeszcze poczekać. Na szczęście nie długo. Ledwie dwa tygodnie później biało-czerwoni pokonali w Sztokholmie Szwecję 2:1.
Jeszcze gorzej skończył się kolejny pojedynek polsko-węgierski podczas Igrzysk Olimpijskich w Paryżu w 1924 r. Polacy ulegli aż 0:5, choć do przerwy przegrywali zaledwie 0:1 i odpadli z turnieju. „Pierwsza połowa trzymaliśmy się doskonale – wspominał po latach Wacław Kuchar - W drugiej połowie (…) cała obrona poszło do przodu. W ogóle zaniechała obsady ataku Węgrów. Nie byliśmy tak przygotowani jak inne drużyny. Nacisk był kładziony tylko na kondycję, a mało na taktykę”
Na pierwsze zwycięstwo nad bratankami trzeba było poczekać jeszcze 12 lat, do 1936 r. W międzyczasie Polacy przegrali jeszcze 3 towarzyskie spotkania. Upragnione zwycięstwo przyszło podczas Igrzysk w Berlinie. W 1/8 finału reprezentacja Polski zwyciężyła 3:0. Biało-czerwoni ostatecznie zajęli w imprezie 4 miejsce. Z Węgrami zagraliśmy też ostatni mecz przed wybuchem II wojny światowej. 27 sierpnia w Warszawie gospodarze wygrali 4:2 – a trzy bramki strzelił Ernest Wilimowski, jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii. To był jego ostatni mecz w reprezentacji Polski, w czasie wojny zaczął grać dla kadry Niemiec.
W sumie reprezentacja Polski zagrała z Węgrami 33 mecze. Bilans jest wyjątkowo niekorzystny. Ledwie 8 zwycięstw i 5 remisów przy 20 porażkach. Ostatnia poniesiona została na Stadionie Narodowym 15 listopada 2021 r. Bilans bramek to 42:90.
Łukasz Starowieyski
Źródło: MHP