W okresie PRL 21 marca, pierwszy dzień kalendarzowej wiosny w zasadzie ograniczał się do okolicznościowych akademii oraz obrzędu topienia marzanny w pobliskiej rzece. Dopiero w połowie lat 80. XX wieku, coraz częstszą, niepisaną i nieformalną tradycją było unikanie zajęć lekcyjnych, spotkania w wyznaczonych punktach miasta i wspólne biesiadowanie. Wtedy też zyskał on nazwę Dnia Wagarowicza. Ponieważ w PRL rzadko, które wydarzenie nie zyskiwało miano politycznego, więc 21 marca także stał się z czasem dniem „politycznym”, w którym dochodziło do protestów antysystemowych.
Najchętniej po taki wydźwięk tego dnia sięgały organizacje młodzieżowe, jak Pomarańczowa Alternatywa (i jej odpowiedniki w kilku miastach w Polsce pod różnymi nazwami), Federacja Młodzieży Walczącej, Niezależne Zrzeszenie Studentów czy Ruch „Wolność i Pokój”.
Pomarańczowa Alternatywa to ruch zapoczątkowany w 1981 r. we Wrocławiu. Największy rozgłos zdobyła od połowy lat 80. XX wieku za sprawą niecodziennych, odważnych i niezwykle humorystycznych happeningów obnażających ideologiczną i codzienną prowizorkę PRL.
Zanim jednak opiszemy wydarzenia z końca lat 80. XX wieku warto pamiętać, że w historii PRL data 21 marca. co najmniej kilka razy niosła za sobą wydarzenia o charakterze politycznym. 21 marca 1968 r. na Politechnice Warszawskiej ogłoszono 48 godzinny strajk, a na Uniwersytecie Warszawskim dalej trwały wiece po wydarzeniach z 8 marca. 21 marca w 1976 r. i 1980 r. odbywały się wybory do sejmu PRL. Te ostatnie zapisały się w pamięci, jako pierwsze, w których opozycja demokratyczna starała się zarejestrować, choć nieudanie, listy wyborcze (Konfederacja Polski Niepodległej), a po drugie, jako dzień samospalenia na Rynku Głównym w Krakowie Walentego Badylaka, zaszczutego przez władze PRL. Nic zatem dziwnego, że Dzień Wiosny nie zawsze był postrzegany, jako radosny.
Pomarańczowa Alternatywa to ruch zapoczątkowany w 1981 r. we Wrocławiu. Największy rozgłos zdobyła od połowy lat 80. XX wieku za sprawą niecodziennych, odważnych i niezwykle humorystycznych happeningów obnażających ideologiczną i codzienną prowizorkę PRL. Na jej czele stał Waldemar Fydrych tytułowany „Majorem”, a Wrocław stał się „twierdzą” w nawiązaniu do Festung Breslau z okresu luty–maj 1945 r. Z Pomarańczową Alternatywą związanych było wiele osób, które identyfikowały się również z innymi ugrupowaniami politycznymi opozycji demokratycznej. Znakiem rozpoznawczym PA był krasnoludek malowany na wrocławskich murach, nierzadko z nazwą i datą kolejnego happeningu, a tych w drugiej połowie lat 80. XX wieku we Wrocławiu odbyło się kilkadziesiąt. Sława wrocławskich „krasnali” gromadzących po około 10 tys. uczestników na kolejnych spotkaniach realizowanych głównie na ulicy Świdnickiej i jej okolicach szybko rosła przynosząc podobne inicjatywy w innych miastach, choć nigdzie nie osiągnęły one takiej popularności jak w stolicy Dolnego Śląska. Nic zatem dziwnego, że i 21 marca stał się miejscem happeningów PA.
21 marca 1988 r. na ul. Świdnickiej we Wrocławiu miał się odbyć kolejny, tym razem pod nazwą „Wiosna na Świdnickiej”. Akcje te były stałym problemem wrocławskich służb, które starały się z jednej strony nie dopuścić do ich odbywania wcześniej aresztując na 48 godzin znanych happenerów, z drugiej już na miejscu podejmowano działania prewencyjnie. Happening rozpoczął się około godz. 16:00. W tym czasie na ul. Świdnicką przybyło, zachęconymi ulotkami i innymi formami perswazji, około 700-800 osób, jak szacowała Służba Bezpieczeństwa. Co ciekawe SB informowała, że happening był obserwowany przez około trzy tysiące ludzi, którzy dobrze się bawili. Uczestnicy „Wiosny na Świdnickiej” rozpoczęli swój marsz na Świdnickiej, a następnie przeszli do Rynku i dalej na pl. Solny. Wznoszono przy tym okrzyki „Fydrych”, „Wiosna”, Wiosna przejdzie, major (Fydrych), wyjdzie”, „Gestapo”. W ten sposób nawiązywano do aresztowania „Majora” podczas obchodów Święta Kobiet 8 marca 1988 r.
Do największych obchodów Dnia Wiosny w 1988 r. doszło w Sopocie. Od razu warto również zaznaczyć, że uczestnicy tej manifestacji ponieśli dotkliwe kary. Gdańska Służba Bezpieczeństwa informowała: „Wydział III WUSW w Gdańsku, w dniu 21 III 1988 [r.] prowadził [b] działania operacyjno-zabezpieczające związane z planowaną przez nielegalną grupę Ruch +Wolność i Pokój+ akcją propagandową, mającą związek z obrzędem przywitania wiosny. Rejon planowanej akcji, tj ul. Monte Cassino i Molo w Sopocie, zabezpieczone zostały siłami operacyjnymi i porządkowymi. Do godziny 16.50 w rejonie panował spokój. W związku ze zwiększoną ilością sił porządkowych w innym rejonie Sopotu (za hotelem +Grand+) o godzinie 16.50 zebrała się grupa około 50 młodych osób. Niektórzy z zebranych wyjęli spod płaszczy elementy, z których zmontowali kukłę ucharakteryzowaną na przywódcę państwa. W wyniku natychmiastowo podjętych działań kukłę odzyskano. Zebrane osoby zaczęły wznosić okrzyki antypaństwowe i antymilicyjne. Zatrzymanych zostało 29 osób, z których 20 osadzono w areszcie, a 9 zwolniono z braku dowodów popełnienia wykroczenia. W dniu jutrzejszym przesłuchani zostaną funkcjonariusze MO, a tutejszy Wydział Śledczy ostatecznie sformułuje wnioski do kolegium ds. wykroczeń o ukaranie z art. 51 par. 1 kw. […] Ostatecznie osadzono w areszcie 18 osób. W dniu 21 III 1988 [r.] o godz. 17.00 Kolegium ds. Wykroczeń przy Prezydencie Miasta Sopotu rozpoznało w trybie przyśpieszonym sprawę przeciwko zatrzymanym w dniu wczorajszym: Krzysztofowi Galińskiemu, Wojciechowi Jankowskiemu, Sławomirowi Karwowskiemu. Z uwagi na to, że Krzysztof Galiński był w przeszłości pięciokrotnie karany przez kolegia karą w wysokości 50 tys. złotych, urzędy skarbowe trzykrotnie sporządzały protokoły z nieściągalności nałożonych kar, oskarżyciel publiczny żądał wymierzenia kary 2 miesięcy ograniczenia wolności w postaci niedozorowanej pracy niepłatnej na cele publiczne w wymiarze 40 godzin w stosunku miesięcznym, orzeczenie przepadku dowodów rzeczowych i podanie orzeczenia do publicznej wiadomości na koszt obwinionego. Podobną procedurę zastosowano wobec Wojciecha Jankowskiego. Kolegium orzekło kary zgodnie z żądaniem oskarżyciela. W stosunku do Sławomira Karwowskiego wymierzono mu karę zasadniczą w wysokości 50 tys. złotych oraz kary dodatkowe w postaci podania orzeczenia do publicznej wiadomości i przepadek dowodów rzeczowych. Ponadto informuję, że działania nasze były w znacznej mierze utrudnione, ponieważ w tym samym czasie i miejscu, tradycyjne topienie marzanny zorganizowały przedszkola oraz uczniowie szkół podstawowych z udziałem opiekunów i nauczycieli”.
Mariusz A. Roman: Sopot w tym dniu był sterroryzowany zomowcami. Dlatego też sama kukła Jaruzelskiego pojawiła się dopiero na plaży w okolicach Grand Hotelu. Wokół niej zrobiliśmy mur z ciał, trzymając się pod pachy i w ten sposób udało się nam dojść do morza i utopić ją. Tradycji stało się zadość!!!
O sopockim dniu, znacznie barwniej niż bezpieczniacki raport, opowiadał po latach Mariusz A. Roman: „Pierwszy dzień wiosny — 21 marca 1988 r., trójmiejska młodzież z opozycyjnych organizacji takich jak Wolność i Pokój, Federacja Młodzieży Walczącej czy Niezależne Zrzeszenie Studentów postanowiła uczcić happeningiem, którego centralnym punktem miało być utopienie Marzanny, czyli kukły gen. Jaruzelskiego. Sopocki happening został poprzedzony licznymi aresztowaniami działaczy +WiP+, do których doszło 20 marca. […] o umówionej godzinie zwarta grupa młodych osób w czapkach muchomorach, czapkach kwiatkach, okularach płetwonurków itp., nad głowami której wznosiły się transparenty +Niech żyje węgorz+, +Precz z centralną rybną+ i +Ryby tak! Wypaczenia nie!+, ruszyła w dół sopockiego deptaka. W takt gwizdków i wybijanych przez bęben rytmów śpiewano piosenki. U dołu deptaka zatrzymano się. W półkolu wznoszono okrzyki i przyśpiewki oraz odegrano skecz wyławiania z morza ostatniego węgorza. Węgorzem był jeden z młodych ludzi ubrany m.in. w płetwy, okulary płetwonurka i sieć. Z powodu zmasowanych sił ZOMO i MO w rejonie deptaka około 100 młodych ludzi zebrało się na plaży za Grand Hotelem. […] Uczestniczyłem osobiście w tym happeningu i z tego co pamiętam, kukłę generała przywieziono z Gdyni. Przygotowali ją działacze Polskiej Partii Niepodległościowej. Sopot w tym dniu był sterroryzowany zomowcami. Dlatego też sama kukła pojawiła się dopiero na plaży w okolicach Grand Hotelu. Wokół kukły zrobiliśmy mur z ciał, trzymając się pod pachy i w ten sposób udało się nam dojść do morza i utopić ją. Tradycji stało się zadość!!! Wtedy milicjanci przystąpili do szturmu i pałowania, wcześniej jedynie się przyglądali akcji i szli wciąż za nami. Wyłowili także utopioną wcześniej kukłę generała z morza.[…] Pokłosie tej imprezy to nie tylko zatrzymania i kolegia. Mniej szczęścia miał Tadeusz Trocki, działacz FMW (Rumia). Próbował on wyrwać się zomowcom, w rezultacie został brutalnie poturbowany, a podczas ogólnej szarpaniny spadła czapka jednemu z milicjantów. Wykorzystano ten fakt do oskarżenia go o +naruszenie cielesności i pobicie funkcjonariusza na służbie+. Prowadzono wobec niego postępowanie, a następnie proces, który toczył się jeszcze kilka miesięcy przed Sądem Rejonowym w Sopocie. Trocki w jego wyniku otrzymał grzywnę i wyrok w zawieszeniu. Sopocki happening stał się głośny w całej Polsce, mówiło o nim, m.in. Radio Wolna Europa”.
W relacji zamieszczonej w drugoobiegowym „Monicie” o tej samej akcji pisano „tak na marginesie — brutalna akcja «smurfów» przerywająca radosne obchody święta wiosny ponownie uświadomiła nam, że ich chamstwo jest nieograniczone. Pobito wielu młodych ludzi, dostała też i została następnie zatrzymana życzliwa młodzieży «babcia». Tylko tak dalej, a w końcu się wszyscy zdenerwujemy i nie tylko generała, ale i jego najemników z Polski wyprosimy. Zachwyca także postawa SB, która zmobilizowała chyba wszystkich gdańskich emerytów w swoje szeregi, aby wykorzystać ich do akcji przeciw wiośnie. Strach jest przerażający. Już na dzień przed obchodami aresztowano prewencyjnie 19 (cyfra nieczytelna) osób podejrzanych o jej przygotowanie, w czasie święta wiosny zatrzymano w sumie około 40 osób, z czego około 14 przetrzymano i wlepiono kolegia od 30 do 50 tysięcy zł grzywny. Dwie osoby staną przed sądem i będą odpowiadać w trybie zwykłym. Tak, władza nie ma poczucia humoru, ale to nic. Na razie przyłączmy ogólnopolskiego wołania: uwolnić «Majora»!". Roman Daszczyński z „WiP” po latach wspominał: „To miała być inna kukła i wcale nie chcieliśmy wrzucać jej do morza. Zamierzaliśmy jedynie zrobić nad nią uliczny sąd. Miałem jedynie występować w roli adwokata generała i obronić go przed linczem, utopieniem. Programowo sprzeciwialiśmy się karze śmierci. Planowaliśmy rozdawać gapiom ulotki propagujące nasz światopogląd. Topienie marzanny wydawało nam się mało jajcarskie, ludzie to robią od tysięcy lat”. Stało się inaczej.
Spokojnie nie było również tego dnia w Warszawie. Jacek Wróbel był wtedy w ósmej klasie szkoły podstawowej. Po latach wspominał: „Spotkaliśmy się z kolegami w mieszkaniu któregoś z nich w klatce obok mojej, w naszym bloku. Na tym spotkaniu dowiedziałem się od kolegi o planowanej demonstracji Pomarańczowej Alternatywy pierwszego dnia wiosny (i w ogóle dowiedziałem się o istnieniu tego ruchu). Na demonstrację poszedłem z aparatem fotograficznym (marki Smiena). Jeszcze przed demonstracją, kiedy szedłem ulicami Starówki z mamą i młodszą siostrą, zobaczyłem kolumnę wozów milicyjnych na ul. Jezuickiej i zrobiłem im kilka zdjęć. Wtedy podszedł do nas milicjant, który stwierdził, że nie można robić zdjęć kolumnom wozów milicyjnych, wziął mój aparat i wyciągnął kliszę, prześwietlając ją. Aparat mi oddał. Potem pożegnałem się z mamą i siostrą i poszedłem na demonstrację, na której robiłem zdjęcia. Demonstracja zaczęła się na Rynku Starego Miasta i potem przeszła do Barbakanu. Pełnej trasy już nie pamiętam. Z niesionych transparentów zostało mi w pamięci hasło +Psy wojny do suk+. W czasie demonstracji był dramatyczny moment. Staliśmy naprzeciwko kordonu milicyjnego, kiedy w pewnym momencie milicjanci wyjęli pały i ruszyli na nas do ataku. Wspiąłem się wtedy na wysoką siatkę, którą mieliśmy z boku ulicy i zeskoczyłem na drugą stronę (tam był chyba teren jakiejś budowy, czy pewnie remontu kamienicy). W ten sposób uniknąłem spałowania”. Robione przez Wróbla zdjęcia dziś przechowywane są w Instytucie Pamięci Narodowej.
W Krakowie zebrało się około tysiąca osób. Najpierw odśpiewali okolicznościowe piosenki, a następnie przeszli ulicami miasta w kierunku mostu Dębnickiego na Wiśle, gdzie utopiono tradycyjną marzannę. Tym razem, inaczej niż w Sopocie, były to cztery kukły z postacią Jerzego Urbana.
Rok później, mimo zmian zachodzących w kraju, trwały przecież obrady okrągłego stołu, młodzież nie zamierzała odpuszczać. Krzysztof Skiba, lider zespołu Piersi, wtedy związany z Łódzką Galeria Działań Maniakalnych (zwaną popularnie Łódzką Pomarańczową Alternatywą) opisywał 21 marca 1989 r.: „W święto wiosny (21 marca) Galeria urządziła +rajd szlakiem rzuconych legitymacji partyjnych+ zakończony tradycyjnymi wiosennymi porządkami — +Czystką Partyjną+. Śpiewając Międzynarodówkę w wersji jazzowej, przemaszerowano ul. Piotrkowską (od pasażu przy klubie 77 do pasażu Leona Schillera), wioząc w taczce +Beton partyjny+ (prawdziwy beton z napisem) oraz niosąc transparent +Szczęść Boże Komunistom+, a także liczne portrety Lenina w czapce krasnoludka. Wyróżniające się transparenty podczas pochodu to +Antykoncepcja warunkiem czystości w łonie partii+ oraz +Niech żyje Karol Marks i jego Szatańskie Wersety+. Ten ostatni napis zdradzał zainteresowania literackie uczestników akcji, gdyż właśnie na rynku ukazała się słynna książka Salmana Rushdiego. Happening zakończył się kolejnym zdobyciem kiosku +Ruchu+. Z jego wysokości odtworzono, posługując się megafonem i ideowo sprawdzonym magnetofonem marki Kasprzak, Międzynarodówkę. Oświadczono, że jedyną racją w komunizmie jest +racja żywnościowa+”.
Obchody święta wiosny miały też miejsce w Krakowie. Ich organizatorem była Federacja Młodzieży Walczącej. Nota bene nazywająca się w jednej z ulotek Federacją Miłośników Wiosny. Dzień wcześniej ulotki nawołujące do tego happeningu znaleziono w Liceum Ogólnokształcącym w Niepołomicach. W jednej z nich pisano: „Koniec zimy już blisko… I ty możesz przyłożyć do tego swoja rękę! Weź udział w zabawie i śmiej się razem z nami. Swoim uśmiechem podnosisz bardziej temperaturę otoczenia. Niech żyje wiosna 89. Weź ze sobą zapałki, pochodnie, transparent a także jogurt. Nie zapomnij o sługusach zimy. I ty utop jednego z nich!!! Przyfruń 21 marca na Rynku o godzinach 15:00 Federacja Miłośników Wiosny”. Rozpoczęły się one o godz. 15:00 na Rynku Głównym tym mieście. Zebrało się około tysiąca osób. Najpierw odśpiewa okolicznościowe piosenki, a następnie przeszli ulicami miasta w kierunku mostu Dębnickiego na Wiśle, gdzie utopiono tradycyjną marzannę. Tym razem, inaczej niż w Sopocie, były to cztery kukły z postacią Jerzego Urbana.
Po roku 1989 r. tradycyjny Dzień Wagarowicza skupiał młodych ludziach na rozrywkach i nieobecności w szkole, często za przyzwoleniem nauczycieli. Stracił całkowicie swój polityczny rys i formę manifestu, który czasem starały się mu nadać ugrupowania opozycji demokratycznej.
Źródło: MHP