Strefa wykluczenia wokół elektrowni w Czarnobylu na Ukrainie to nie jest park rozrywki, to miejsce jednego z największych błędów ludzkości; poznajemy tu nie tylko historię tragedii, ale też wielkiego ludzkiego heroizmu – mówi PAP przewodniczka Oksana Taran.
W tym roku minęło 35 lat od awarii w czwartym bloku elektrowni w Czarnobylu, która stała się największą katastrofą w historii energetyki jądrowej. Ukraińskie władze chcą, by pozostałości po elektrowni zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a strefa wykluczenia jest chętnie odwiedzana przez turystów. W 2020 r. odnotowano spadek odwiedzin w związku z restrykcjami przeciwepidemicznymi. W tym roku liczba przyjeżdżających znów rośnie.
Oksana Taran wskazuje w rozmowie z PAP, że goście najchętniej przyjeżdżają jesienią. "Na drzewach nie ma liści, można zobaczyć więcej, jest też wyjątkowa atmosfera" - zauważa. Przy tym, jak dodaje, rośnie też zainteresowanie wyjazdami do strefy wśród mieszkańców samej Ukrainy. W opinii Taran Polska pod względem turystów jest "poza konkurencją". "Zawsze Polacy byli bardzo zainteresowani Czarnobylem, was też do dotknęło", a turyści z Polski są w czołówce pod względem liczby odwiedzających - twierdzi.
Największe wrażenie na odwiedzających strefę robi opuszczone miasto Prypeć i radar "Duga" - mówi przewodniczka. "Bywa, że turyści przyjeżdżają właśnie po to, by zobaczyć ten radar. Podczas gdy tu (na Ukrainie) niczego się o tym nie wiedziało, to za granicą wiele osób słyszało o tym tajemnym wojskowym obiekcie, tzw. Rosyjskim Dzięciole, Oku Moskwy" - zauważa. "Duga" to nieczynny radar pozahoryzontalny z czasów ZSRR, który położony jest 9 km od zamkniętej elektrowni.
Oprócz radaru i Prypeci podczas jednodniowej wycieczki turyści mogą też zobaczyć np. opuszczone wioski Zalissia i Kopaczi, a także przykryty ochronną Arką reaktor czwartego bloku. Na terenie elektrowni w zakładowej stołówce można nawet zjeść obiad, a jedzenie przygotowane jest na wodzie z Prypeci. "To całkowicie bezpieczne. Jedyne przedsiębiorstwo, jakie do tej pory działa w Prypeci, to stacja poboru wód artezyjskich. Do tych warstw nie dotarły cząsteczki" - zapewnia przewodniczka.
W samym Czarnobylu, od którego nazwę wzięła elektrownia, do tej pory mieszkają ludzie, działa bar, kilka sklepów, siłownia i ośrodek kultury. Po wjeździe do miasta w niektórych oknach widać zapalone światła. "Mieszka tam około pięciu tysięcy osób, nie na stałe, a na zmianę. W większości wygląda to tak, że 15 dni mieszkają w strefie wykluczenia, a na 15 dni muszą wyjechać - to pracownicy strefy. W Czarnobylu jest też najwięcej tzw. samosiołów, czyli tych, którzy wracali" - opowiada.
Samosioły to osoby, które przed katastrofą w Czarnobylu mieszkały na terytorium strefy wokół elektrowni – w mieście Czarnobyl lub w okolicznych wsiach – i powróciły tam po przymusowym wysiedleniu. Ludzie ci wracali z różnych przyczyn i w różnym czasie – niektórzy w pierwszych latach po awarii, inni trochę później. W strefie obecnie mieszka około stu tzw. samosiołów.
Pytana o to, czy przyjazd do strefy wykluczenia jest bezpieczny dla turystów, przewodniczka odpowiada: "Promieniowanie to taka rzecz, którą trzeba zrozumieć. Jeśli przestrzegamy zasad przebywania w strefie wykluczenia, nie opuszczamy sprawdzonych, potwierdzonych tras, to oczywiście jest to bezpieczne".
Jak przekonuje, "nie warto bać się tego miejsca". "Należy przy tym je szanować. To nie jest park rozrywki, to miejsce, w którym doszło do jednej z największych katastrof technogennych, jednego z największych błędów ludzkości. Przyjeżdża się tu, by zrozumieć, że historię trzeba pielęgnować, że z przyrodą trzeba się liczyć. I zrozumieć, że to nie tylko historia tragedii, ale też historia niewiarygodnego wyczynu, heroizmu, oddania ludzi" - mówi przewodniczka z Chernobyl Tour.
"To miejsce bardzo ważne zarówno z historycznego, jak i z moralnego punktu widzenia" - podkreśla i dodaje, że każda wycieczka to dla niej możliwość oddawania szacunku wszystkim tym ludziom, którzy pracowali przy likwidacji skutków tragedii, "również dla nas".
Taran, pytana o to, jak widzi to miejsce za 35 lat mówi, że ma nadzieje, iż będzie ono zachowane dla następnych pokoleń, że zrealizowany będzie plan rekonstrukcji pewnych lokacji. Wyraziła też nadzieję, że nie dojdzie już do tak wielkich pożarów, jakie przechodziły przez strefę w ubiegłym roku, niszcząc ok. 30 proc. pokazywanych turystom obiektów. Dziś, w niektórych miejscach wciąż widać osmolone, częściowo spalone drzewa.
Prognozuje też, że przyroda nadal będzie zmieniać to miejsce, "malując je własnymi pędzlami".
Z Prypeci Natalia Dziurdzińska (PAP)
ndz/ jar/