Za mało i za późno - to był kluczowy problem polskich wojsk pancernych w 1939 r. Polskie czołgi były dobrze wykonane. Stosowana w nich technika dorównywała niemieckiej - powiedział PAP właściciel Biura Rekonstrukcyjno-Technologicznego Zabytkowej Inżynierii Pojazdowej inż. Zbigniew Nowosielski.
Polska Agencja Prasowa: Jest pan pierwszą w Polsce osobą, która przeprowadziła pełną odbudowę przedwojennej polskiej tankietki TKS.
Inż. Zbigniew Nowosielski: Od 18 lat pracuję nad odbudową tankietek TKS. Miałem okazję przeprowadzić odbudowę tankietki (lekkiego czołgu rozpoznawczego) TKS i wykonałem dokumentację cyfrową. Restaurowany egzemplarz trafił do nas ze szwedzkiego muzeum broni pancernej w Axvall. Z kolei Szwedzi zakupili tankietkę w Norwegii, gdzie służyła Niemcom w czasie wojny. Później zbudowałem pięć kopii TKS. Jeden z egzemplarzy trafił do muzeum w New Oxford, w Pensylwanii (USA), prowadzonego przez Amerykanów polskiego pochodzenia, działających w ramach WWII Polish Living History Group.
Zbudowałem także egzemplarz tankietki, wykorzystując części pochodzące z różnych egzemplarzy i odnalezione na polach bitewnych z września 1939 r. Dziś można go oglądać w Narodowym Muzeum Techniki. Pojazd w 100 procentach jest zgodny z przedwojennym oryginałem. Praca nad nim zajęła nam ponad tysiąc godzin. Przy budowie używaliśmy tych samych technologii, jakimi posługiwano się w latach 30. w Państwowych Zakładach Inżynierii w Ursusie. Nawet farby, którymi pomalowano pancerz, zostały dobrane zgodnie z oryginalnym wzornikiem barw kamuflażowych z 1936 r., jaki obowiązywał w jednostkach pancernych Wojska Polskiego do wybuchu wojny.
PAP: Jakie naprawdę były polskie czołgi i tankietki używane w walkach 1939 r.?
Z. Nowosielski: Często się pisze, że silniki polskich tankietek czy czołgów miały zbyt niską moc w porównaniu z niemieckimi czołgami. Chcę podkreślić, że np. w tankietkach TKS montowano sprawdzone w praktyce silniki Polski Fiat Typ 122 BA, a także stosowane na dużą skalę w samochodach ciężarowych Polski Fiat 621 L "Tur" oraz 621/R "Beskid" produkowane na licencji w Polsce. Były to jednostki naprawdę dobrze dopracowane, trwałe i łatwe w obsłudze. Czołgiści oceniali, że TKS był wystarczająco mobilny i dzielny przy pokonywaniu przeszkód terenowych.
Jakość wykonania polskich czołgów nie różniła się od podobnych pojazdów produkcji brytyjskiej, francuskiej czy niemieckiej. W Państwowych Zakładach Inżynierii (PZInż) i innych zakładach zbrojeniowych mieliśmy kadrę bardzo dobrych konstruktorów, techników, mechaników i rzemieślników różnych specjalizacji. Polskie czołgi były dobrze wykonane.
Pamiętajmy jednak, że III Rzesza dysponowała nieporównywalnie większym potencjałem przemysłowym niż II Rzeczpospolita i większym doświadczeniem w budowie broni pancernej. Wiele niemieckich firm produkowało pojazdy mechaniczne już na początku XX wieku, gdy Polska znajdowała się jeszcze pod zaborami i praktycznie nie posiadała przemysłu. Niemcy prowadzili prace konstrukcyjne nad czołgami mimo ograniczeń Traktatu wersalskiego, zaś prototypy testowali potajemnie na sowieckich poligonach. Polskich opóźnień nie dało się nadrobić w pięć czy dziesięć lat, przecież po odzyskaniu niepodległości budowaliśmy przemysł motoryzacyjny i lotniczy całkowicie od podstaw.
Kluczowy problem polskich wojsk pancernych w 1939 r. można opisać krótko: za mało, za późno. Zbyt długo zwlekano z podjęciem decyzji o seryjnej produkcji czołgów 7TP, a gdy w końcu rozpoczęto ją w 1935 r., zbudowano zaledwie 132 lub 134 egz. "Siódemki" skutecznie walczyły również przeciw niemieckim czołgom średnim PzKpfw III i PzKpfw IV, choć miały nieco mniej odporny na trafienia pancerz. 7TP był zresztą pierwszym na świecie seryjnie produkowanym czołgiem napędzanym silnikiem wysokoprężnym (Diesla). Warto przypomnieć, że rozwiązanie to skopiowali Sowieci w słynnym czołgu T-34. Niektórzy twierdzą, że o produkcji sowieckich czołgów z silnikiem Diesla zdecydował sam Stalin, ale nie ma na to dowodów. 110-konny silnik wysokoprężny PZInż 235 był produkowany w Polsce na licencji szwajcarskiej firmy Saurer. Pierwotnie służył jako źródło napędu do cywilnych pojazdów, m.in. autobusu "Zawrat", i był wysoko oceniany przez użytkowników.
Tankietek TKS zbudowano niewiele - ok. 280. Razem z 300 tankietkami TK-3 były one podstawowymi pojazdami pancernymi Wojska Polskiego we wrześniu. Nie wszystkie uczestniczyły w walce, bo w chwili wybuchu wojny części z nich używano do celów szkoleniowych. Łącznie dysponowaliśmy ponad 800 czołgami wszystkich typów - od pamiętających I wojnę światową Renault FT aż po 7TP i nieliczne Renault 35. Dla porównania: 1 września 1939 r. Wehrmacht posiadał łącznie ok. 2800 czołgów, ponad połowę stanowiły PzKpfw I o niskiej wartości bojowej.
Nasze opóźnienia wynikały zarówno z przyczyn finansowych, jak i technicznych. Problematyczne było odraczanie produkcji czołgu pościgowego 10TP. Mógł on się poruszać na gąsienicach lub kołach i wówczas rozwijał prędkość 75 km/h, co było dużym osiągnięciem. Na bazie podobnego prototypu amerykańskiego konstruktora Johna W. Christie Sowieci zbudowali serię udanych czołgów typu BT. Próby zmodyfikowanej wersji 10TP rozpoczęto dopiero w sierpniu 1938 r. - zatem zaledwie rok przed wybuchem wojny - i niestety skończyło się tylko na ośmiu prototypach, które nie odegrały żadnej roli we wrześniowych walkach. Nie wdrożono do produkcji czołgu szturmowego 14TP, konkurenta "dziesiątki". Część projektów miała szansę trafić do produkcji na początku lat 40.
PAP: Historycy często poruszają kwestię niedostatecznego uzbrojenia polskiej broni pancernej.
Z. Nowosielski: O tym, że uzbrojenie tankietki TKS w karabin maszynowy Hotchkiss kal. 7,92 mm jest niewystarczające, dowództwo polskich wojsk pancernych wiedziało długo przed wybuchem wojny. Dlatego zdecydowano, że francuski karabin zostanie zastąpiony przez najcięższy karabin maszynowy (enkaem) wzór 38FK kal. 20 mm - całkowicie polską konstrukcję inż. Bolesława Jurka. Podczas testów okazało się, że nowa broń ma znakomite parametry. Z odległości 400 m pocisk przebijał pancerz o grubości 23 mm.
Enkaemy 38FK zamontowano w tylko w 25 egzemplarzach TKS. Tak uzbrojone tankietki okazały się śmiertelnie groźne dla niemieckich czołgów. 18 września pchor. Edmund Roman Orlik z 71. Dywizjonu Pancernego w okolicy wsi Pociecha w Puszczy Kampinoskiej w ciągu kilku minut zniszczył średni PzKpfw IV oraz dwa czołgi lekkie PzKpfw 35(t) z 11. Pułku Pancernego 1. Dywizji Lekkiej i wziął do niewoli kilku czołgistów. Kilka dni później w potyczce pod Sierakowem rozbił kilka innych czołgów wroga. TKS nie miał solidnego pancerza, jednak był zwrotny i mobilny, mógł błyskawicznie zmieniać pozycję i unikać trafień. Niemcy nazywali go "pchłą" lub "karaluchem".
PAP: Dlaczego fascynuje pana polska broń pancerna II RP?
Z. Nowosielski: Mam to we krwi. Jestem synem czołgisty z września 1939 r. Mój ojciec, Henryk Nowosielski (1915-2008), przed wojną służył w 4. Batalionie Pancernym w Brześciu, a we wrześniu 1939 r. walczył w składzie 91. Dywizjonu Pancernego, w szeregach Armii Modlin jako kierowca tankietki TKS. Został ranny w trakcie ataku niemieckich bombowców nurkujących - "sztukasów". Był poparzony, miał przestrzelone udo, jednak powrócił do służby w plutonie reparacyjnym. W czasie okupacji był żołnierzem AK Obwodu Łukowskiego. Przyjął pseudonim Vickers, nawiązujący do angielskiego czołgu - pierwowzoru 7TP. Ojciec wiele mi opowiadał o przedwojennej broni pancernej. Przez lata gromadziłem zdjęcia, dokumenty i artefakty związane z polskimi czołgami i tankietkami. W trakcie studiów na Politechnice Warszawskiej miałem okazję chodzić na wykłady prof. Edwarda Habicha, konstruktora TKS. Mój tata chętnie się dzielił swoją wiedzą i wspomnieniami. Zbierałem materiały, notowałem i zadawałem wiele pytań o szczegóły budowy tankietki. Tu muszę zwrócić uwagę, że zarówno prof. Habich, jak i inni twórcy naszej broni pancernej byli ludźmi wielkiej wiedzy i kultury.(PAP)
Rozmawiał Maciej Replewicz
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/